Z mąki i soli – zdalna plastyka w przedszkolu

Agnieszka Klinkowska - Janas | 21 września 2020

12 lat pracy w szkole jako nauczyciel plastyki oraz 10 lat prowadzenia zajęć w grupach przedszkolnych to mój osobisty bagaż doświadczeń. Jednak obawa przed nieznanym, ewentualną porażką, a także pozostawiona mi wolność zdecydowania się lub nie na prowadzenie zajęć online, odsuwały w czasie decyzję o ich rozpoczęciu. W pewnym momencie zaczęła jednak kiełkować myśl, by wypróbować tę nową formułę spotkań na wizji.

Tym, co zmotywowało mnie do prowadzenia kolejnych spotkań była radość, z jaką przyjęły mnie i moją pierwszą propozycję zajęć dzieci oraz ich zapał i ogromne zaangażowanie podczas tworzenia swoich prac. Moim zadaniem było tylko „zagospodarowanie” tej gotowości do działania. Zaproponowałam zajęcia najstarszym grupom, czyli 6-latkom. Podzieliłam każdą grupę na trzy zespoły (każda po 89 osób), proponując do wyboru zajęcia przedpołudniowe o 11.00 lub popołudniowe o 16.00 (aby nie kolidowały z e-nauką starszego rodzeństwa). Ograniczenie liczby uczestników było korzystne i dla mnie, i dla dzieci. Ekran podzielony „tylko” na 910 okienek umożliwiał obdarzenie uwagą każdego uczestnika zajęć. Udział w „e-plastyce” był dobrowolny.

Każde ze spotkań zaczynało się od prezentacji slajdów, które były punktem wyjścia do rozmowy z dziećmi, rozbudzenia ich wyobraźni i „uwewnętrznieniu” (przeżyciu) zaproponowanych przeze mnie treści. Trudnością podczas tego etapu był czas oczekiwania na swoją wypowiedź, dźwięki zakłócające głos mówiącego (np. w tle rozmowy rodzeństwa), rozpraszanie się w przypadku, gdy nie było możliwości przygotowania odosobnionego miejsca do pracy nieśmiałość, wcześniejsza nieobecność podczas zajęć w przedszkolu, a także techniczne „chochliki”. Czasami na niektórych twarzach widać już było zniecierpliwienie, a gdy pojawiał się ostatni slajd, za każdym razem z takim samym napisem „3…, 2…, 1… start”, dzieci jakby na moment zapominały o mojej obecności i widać już było tylko pochylone, przekrzywione głowy, pracowicie ruszające się ręce, nucenie, mruczenie lub zupełną ciszę. To był długo wyczekiwany czas, najważniejszy czas – działanie twórcze.

Pewnym wyzwaniem w prowadzeniu tych zajęć były materiały plastyczne. W przedszkolu bazujemy na farbach, pastelach suchych i tłustych, glinie, modelinie, papierach wycinankowych i ozdobnych. Trudno było oczekiwać, że rodzice dokupią na potrzeby zajęć podobne materiały. Dlatego dwukrotnie wykorzystaliśmy masę solną. W tej technice powstały płaskorzeźby baranki oraz kolorowe rybki (masa solna zabarwiona papryką w proszku lub innymi przyprawami). Jako narzędzia pomocne w uzyskiwaniu zróżnicowanych faktur zaproponowałam dowolne, łatwo dostępne w domowej szufladzie przedmioty, jak np. zatyczki od pisaków, nakrętki, widelczyki czy zapałki. Następnie przyszedł czas na spotkanie pod tytułem „Smaczna plastyka”. Dzieci miały przygotowane deski do krojenia, nożyki, talerze oraz wstępnie pocięte owoce, warzywa, wędlinę i nabiał. Z produktów dostępnych w danym domu powstały motyle, żaglówki, sowy, wyścigówki, kwiaty. Dzieci tworzyły dowolne kompozycje, kierując się nie tylko kolorami, ale i kształtami (warzywa pocięte w plasterki, słupki, ser żółty w kwadratowych plastrach lub przecięty na dwa trójkąty). Naszym „klejem” był serek typu Almette. Wielu dzieciom nie udało się powstrzymać przed natychmiastową konsumpcją swoich dzieł, choć czujni rodzice zdążyli zrobić dokumentację fotograficzną. Kolejnym, najczęściej wykorzystywanym materiałem był papier – kolorowe arkusze, papier ozdobny, papier z torebek po prezentach, jak również rolki po papierze toaletowym. Powstały z niego rekiny, delfiny, kameleony (prace przestrzenne), kwiaty w wazonikach na Dzień Mamy, projekty domów. Zrezygnowałam z użycia farb. Rozlana woda, pobrudzone najbliższe otoczenie kartki są normą podczas zajęć przedszkolnych. W warunkach domowych mogłoby to być trudne do zaakceptowania przez rodziców i „zagrozić” komputerom. A czas spędzony przez dzieci przed ekranem miał przynieść korzyść nie tylko przedszkolakom, ale też ich rodzicom, którzy na 1,52 godziny mieli „zaopiekowane” i zaangażowane twórczo dziecko.

W niektórych domach w zajęciach oprócz 6-latków uczestniczyło z pełnym zaangażowaniem młodsze jak i starsze (nawet 10-latki!) rodzeństwo. Zdecydowana większość dzieci wykazała się ogromną samodzielnością. Niektóre były niezwykle cierpliwe i wytrwałe, nawet gdy kolejny raz papier się rozklejał, bo klej był słabej jakości, lub myliły się przy nacinaniu papieru i nie mogły uzyskać przestrzennego kształtu ryby. Były też jednak dwa czy trzy przypadki, gdy dziecko zniechęcało się przy pierwszym niepowodzeniu i opuszczało swoje miejsce przed ekranem lub oznajmiało na forum, że jest to za trudne i że nie potrafi tego wykonać. Słowa zachęty z mojej strony często trafiały w próżnię. W takiej sytuacji czułam się bezradna. To, że nie mogę danemu dziecku pomóc, było dla mnie bardzo frustrujące. Przecież celem naszego spotkania miała być radość i satysfakcja ze swojego „dzieła”. Zamiast tego dziecko było poirytowane i miało poczucie porażki. W przedszkolu, w podobnej sytuacji, prawie zawsze udawało się zachęcić do podjęcia przerwanej pracy, do dopracowania jej, wzbogacenia w dodatkowe szczegóły. Zajęcia zdalne nie sprawdziły się też w przypadku dzieci, które mają trudność ze skupieniem się. Nie dochodziło wprawdzie do frustracji, ale bardzo szybko rezygnowały z udziału, zajmując się zabawą, wychodząc z pokoju. Zdarzały się też rozproszenia z powodu obecności młodszego rodzeństwa, które nie angażowało się w zajęcia, ale chciało być obecne na wizji. Dzieci wykonywały swoje prace w różnym tempie, stopniowo wyłączając się z zajęć. Z ostatnimi, najdłużej pracującymi, uczestnikami żegnałam się po 1,5–2 godzinach.

Po każdym takim spotkaniu odczuwałam dużo większe zmęczenie niż podczas tradycyjnych zajęć. Szczególnie trudnym czasem był okres, gdy od połowy maja zaczęłam prowadzić zajęcia w przedszkolu, kontynuując popołudniami zajęcia zdalne. Dzień pracy zaczynał się o 7.30, a kończył o 17.00–18.00.

Mimo pozytywnych doświadczeń związanych z tzw. e-zajęciami, mimo owocnych spotkań na Zoomie z dziećmi i bardzo dużym, pozytywnym odzewem ze strony ich rodziców, z ulgą i radością powróciłam do przedszkolnych sal. Cieszę się jednak, że przełamałam swoje obawy i przekonałam się, że możliwe jest prowadzenie plastyki online z tak małymi dziećmi.

Agnieszka Klinkowska-Janas