Wychowanie – pytania fundamentalne

Wychowawca | 3 października 2020

Jak odnaleźć się w mnogości teorii wychowawczych, oferowanych przez niezliczone poradniki? Wyłuskać z dziesiątek rad to, co rzeczywiście jest istotne? Co jest fundamentem wychowania?

Kwestia wychowania dotyczy w pewnym stopniu każdego człowieka, ponieważ każdy został w jakiś sposób wychowany. Każdy również – lub prawie każdy – kogoś wychowuje, świadomie lub nie. Jeżeli jesteśmy rodzicami, wychowawcami, ciociami, wujkami, wychowujemy bezpośrednio, zazwyczaj świadomie oddziałując na młodych ludzi. Jednak również w sytuacji, kiedy z pozoru nie mamy do czynienia z wychowaniem bezpośrednio, nigdy nie wiemy, kto nas obserwuje i jaki przykład bierze, jakie wyciąga wnioski….

Myśląc o wychowaniu, na ogół jednak myślimy o aktach świadomych i celowych, mających służyć konkretnej osobie. Dlatego bardzo ważne jest, aby osoba, która takie działania podejmuje, zadała sobie podstawowe pytania, które nie służą jedynie dyskursowi akademickiemu, ale mają zasadniczy wpływ na działanie.

Kto wychowuje?

To podstawowe pytanie, bo musimy znać sprawcę działania. Odpowiedź wydaje się oczywista, ale co to oznacza? Kto wychowuje nasze dzieci? Rodzice? Szkoła? Podwórko? Rówieśnicy? Media?

To rodzice są pierwszymi i najważniejszymi wychowawcami dzieci. Na nich spoczywa ten obowiązek i oni mają to prawo. Czy na co dzień są tego świadomi? Czasem słyszymy: „Mój syn za dużo korzysta z telefonu, ale nic nie mogę na to poradzić”. „Nie zgadzam się z tym, co moje dziecko słyszy w szkole, ale co mogę zrobić”. Czasem są to rzeczywiście sytuacje bardzo trudne i delikatne, czasem kwestia ucieczki od odpowiedzialności, chęci przekazania tego zadania komuś innemu, czasem wyraz poczucia porażki. Czy nam się to udaje czy nie, czy czujemy się kompetentni czy nie, jako rodzice jesteśmy odpowiedzialni za to, w jaki sposób wychowywane są nasze dzieci. Mamy obowiązek i prawo tym się interesować i współpracować z innymi instytucjami wspierającymi tak, by to rzeczywiście służyło dobru dzieci. Nie możemy tego obowiązku scedować na nikogo i nie powinniśmy łatwo rezygnować z tego prawa.

Kogo wychowujemy?

To kolejne kluczowe pytanie. Wychowujemy człowieka, osobę – byt niezależny od nas, od poczęcia będący wartością samą w sobie, umiłowane dziecko Boże, niezależnie od jego zdolności, talentów czy cech charakteru. To wiemy już z Księgi Rodzaju. Wychowujemy osobę, czyli byt integralny z jego ciałem, umysłem, wolą, uczuciami, duchowością. I żadnego z tych elementów nie możemy zaniedbać, bo zabraknie harmonii, bo coś rozrośnie się w sposób wynaturzony, a cos innego skarłowacieje. Co nam po wielkim umyśle, jeżeli nie zadbamy o uczucia? Co nam po uczuciach, jeżeli nie podporządkujemy ich woli?

Integralne podejście do wychowania wydaje się oczywiste we wczesnych latach życia dziecka. Wtedy z reguły dbamy o zapewnienie dziecku odpowiedniej ilości ruchu (ciało), czytamy mu książeczki (umysł), ocieramy łzy (emocje) i uczymy modlitwy (duchowość). Nie zawsze jest to jasne w przypadku kształtowania woli, bo wydaje się takie malutkie…. Jednak im dziecko jest starsze, tym bardziej trzeba pilnować, aby jego rozwój rzeczywiście przebiegał w sposób spójny i harmonijny. Kiedy dziecko idzie do szkoły, oczywiste jest, że coraz więcej czasu poświęca na przyswajanie wiedzy, natomiast nie może się to dziać kosztem rozwoju fizycznego i emocjonalnego. W okresie dojrzewania, kiedy emocje wydają się trudne do opanowania, szczególnie ważne jest, aby prowadzić młodego człowieka tak, by umiał podporządkować je rozumowi i woli.

Człowiek jest osobą i może nieustannie, w sposób nieskończony się rozwijać. Jest obrazem Boga, ale skażonym grzechem pierworodnym – i to jest rzeczywistość, której doświadczamy na co dzień. Dlatego tak trudno przychodzi nam wybierać dobro. Dlatego zło wydaje się tak kuszące. Dlatego od dzieciństwa co dzień musimy dorastać do naszego człowieczeństwa. Dziecko potrzebuje pomocy, przewodnika, mistrza, nauczyciela, który mu w tym pomoże. Kogoś, kto nakreśli granice i wskaże mu drogę, bo wie więcej, patrzy dalej i wyżej.

Każdy człowiek został obdarzony powołaniem – specjalnym zadaniem, które ma wykonać w swoim życiu. Otrzymał wszystkie narzędzia i talenty, aby to powołanie wypełnić. Zadaniem wychowawcy, rodzica jest pomóc mu odkryć to powołanie i pójść za nim, nawet jeżeli będzie mijać się z wyobrażeniem i planami rodziców.

Po co wychowujemy?

To pytanie o cel jest pytaniem zasadniczym, bo znając cel, możemy wybrać metody. Wiedząc, do czego dążymy, unikamy dryfowania i złych wyborów. Antropologia chrześcijańska jasno pokazuje cel człowieka, a tym samym cel wychowania – zbawienie. Pokazuje nam człowieka jako byt wieczny i warto, aby wychowawcy nie zapominali o tym. Wychowując człowieka, wychowujemy byt wieczny. Nasze oddziaływania mogą mieć bardzo odległe skutki. Nie ma chyba innego zajęcia na świecie, które sięgałoby tak daleko. Mamy pomóc człowiekowi odkrywać coraz głębiej sens jego człowieczeństwa i powołania, aby ostatecznie doprowadzić go do zbawienia. Kiedy mamy jasny ten cel dalekosiężny, to łatwiej nam wyznaczać cele bliższe, krótkoterminowe. Łatwiej również wówczas podjąć refleksję nad tym, czego wychowanek potrzebuje na danym etapie życia, co mu możemy zaoferować, czego od niego wymagać. Oczywiście cel bliższy, wynikający z tego najważniejszego, to nauczyć rozpoznawać dobro i to dobro wybierać. To cel na całe życie, obejmujący wszystkie sfery człowieczeństwa.

Jak wychowujemy?

To pytanie o metodę. Często w dyskursie o wychowaniu pojawia się ono jako jedyne, stąd dziesiątki poradników dotyczących szczegółów wychowania, radzenia sobie z trudnymi sytuacjami, sposobów na rodzicielskie frustracje. Kwestie często bardzo przydatne, ale jeżeli nie zastanowimy się wcześniej, kogo i po co wychowujemy, to możemy zagubić się w ich mnogości i sprzecznościach. Różnorodne poradniki proponują nieraz przeciwstawne podejście do wielu spraw i w różny sposób definiują problemy. To, co dla jednych jest kwestią problemową, dla innych okazuje się normą.

Myśląc o zastosowaniu konkretnych rozwiązań warto się zastanowić, na ile one zbliżają naszego wychowanka do celu, na ile pozwalają wzrastać i jemu, i nam w naszym człowieczeństwie? Wreszcie, na ile są one zgodne ze zdrowym rozsądkiem? W myśl tego, że rodzice są pierwszymi i najważniejszymi wychowawcami, oni powinni podejmować decyzje – czy rzeczywiście tak jest? Czy jako rodzice podejmujemy nasze autonomiczne decyzje? A może kierujemy się zdaniem innych, modą, albo tym, co jest dobrze widziane?

Matki często boją się środowiska rówieśniczego swoich dzieci, twierdząc, że może mieć na nie zły wpływ. W wielu wypadkach są to słuszne obawy. Niemniej niejednokrotnie dużo większy wpływ na wychowanie dziecka ma środowisko rówieśnicze jego matki, która wyłącza swój zdrowy rozsądek i spojrzenie na potrzeby dziecka, a kieruje się w swoich decyzjach tym, co mówią, radzą i robią jej koleżanki. Pamiętajmy, że dobre, integralne wychowanie nie polega na „obstawieniu” dziecka licznymi zajęciami pozalekcyjnymi i posłaniu go do najdroższej szkoły. Polega ono na zapewnieniu mu warunków do pełnego rozwoju jego osoby. A do tego potrzeba przede wszystkim znajomości dziecka, refleksji, czasu i dystansu.

Równie trudne może być „środowisko rówieśnicze ojców”, zwłaszcza w kontekście nowych technologii. Jeżeli decydujemy, że nasz syn nie będzie miał smartfona z dostępem do internetu, tylko telefon do kontaktu z nami, to czasem niełatwo wytrwać w tej decyzji, kiedy inni ojcowie prześcigają się w nowinkach technologicznych, a ich synowie wraz z nimi.

Tu bardzo ważny jest ciągły dialog rodziców i wspólne podejmowanie decyzji, wspieranie się w codziennych działaniach wychowawczych, ponieważ pozwala refleksyjnie i rozsądnie podejść do tego, co oferuje nam otoczenie.

Czy szkoła może pomóc?

Istotnym tematem jest rola szkoły w wychowaniu dzieci. Pomaga? Przeszkadza? Uczy? Wychowuje? Kolejne pomysły na zreformowanie szkoły prowokują te pytania, ale ciągle brak ich na poważnie w debacie publicznej, zdominowanej przez doraźne tematy.

W sytuacji testów i rankingów trudno o spokojne wychowanie, czas na nawiązanie relacji z wychowankiem, na prowadzenie ucznia przez mistrza. Istnieją jednak szkoły, w których program wychowawczy nie jest tylko martwym dokumentem, ale rzeczywiście służy codziennej pracy wychowawczej, w których są prowadzone różne formy tutoringu, w których stawia się na relację i na rozmowę z wychowankiem, przeznaczając na to specjalny czas. Nie jest to łatwe, ale przynosi efekty – choć nie zawsze w postaci słupków w rankingach.

Jak zatem wychowywać?

Kiedy studiuje się kolejne podręczniki wychowania, po jakimś czasie można zauważyć, że sprowadza się ono tak naprawdę do kilku podstawowych zasad i słów kluczowych: relacja, miłość, wymaganie. I że tak naprawdę sprawa (w teorii) jest bardzo prosta. No właśnie, w teorii. Kiedy mamy zastosować ją w praktyce, w konkretnych sytuacjach wychowawczych, kwestie komplikują się mniej lub bardziej… Ale kiedy jesteśmy świadomi celu, łatwo wrócić na właściwą drogę, gdy zdarzy się z niej zboczyć. Nie zapominajmy, że nasz wychowanek jest Osobą – nieskończenie wartościową i o nieskończonych możliwościach rozwoju, a my mamy pomóc mu w dochodzeniu do pełni człowieczeństwa, ze świadomością, że jest to zadanie na całe życie. Wychowanie jest procesem dwustronnym. Wychowujemy i jesteśmy wychowywani, codziennie stając przed nowymi wyzwaniami i koniecznością dorastania do małego lub młodego człowieka, który codziennie potrafi zaskoczyć.

Najważniejsze, by pamiętać (zwłaszcza w chwilach trudnych), że nie ma bardziej twórczego i dalekosiężnego zajęcia, które bezpośrednio ma wpływ na losy świata, jak wychowanie człowieka.

Maria Kowalska ‒ nauczycielka, współzałożycielka i dyrektor Szkoły Podstawowej „Źródło” w Krakowie, żona, mama czworga dzieci