Spotkać żywego Boga. Złotousty Ojciec Kościoła i jego Bóg

Wychowawca | 1 września 2022

13 września przypada liturgiczne wspomnienie Ojca Kościoła, św. Jana, którego nazwano Chryzostomem, czyli Złotoustym. U początku roku szkolnego warto się zastanowić nad tym, co przyciągało do niego rzesze słuchaczy.

Biskup Konstantynopolitańskiej stolicy imperium nie bał się nazywać rzeczy po imieniu, przez co wypadł z łask żony cesarza. W roku 407 zmarł w drodze na wygnanie, nad Morzem Czarnym, mając na ustach słowa: „Chwała Bogu za wszystko”. Jakiego złota nie utracił, utraciwszy tak wiele? Jakie złoto pozostawił nam w swych homiliach? Zgodnie ze słowami Złotoustego, wyrażonymi w jednej z Homilii na Ewangelię wg św. Mateusza, uznawanych za jego najznakomitsze dzieło, święci przyciągają do Boga, na ile uznają, że wszystko mają od Niego i Jemu przypisują zasługę za wszelkie dobro, stając się dla innych powodem do chwalenia Ojca niebieskiego. Złotem, które do tej pory nam ofiarowuje, jest sam Bóg i piękna relacja z Nim, do której nas zaprasza.

Zobaczmy zatem, jaki jest Bóg, w którego uwierzył Chryzostom, a przy okazji sprawdźmy, jaki obraz Boga w sobie nosimy, bo on właśnie wpływa najbardziej na to, jacy jesteśmy, i – niezależnie od naszych słów – jest odczuwalny dla naszego otoczenia, przyciągając lub odpychając od Niego. Czy jest to żywy i działający Bóg, którego przyszedł nam pokazać Jezus Chrystus i którego poznał Chryzostom? Nie bez powodu Jezus pyta swoich uczniów: „A wy za kogo Mnie uważacie?” (Łk 9,20).

św. Jan Chryzostom, źródło: https://pl.wikipedia.org/

Miłość pociągająca ku miłowanemu

W pismach Chryzostoma Bóg ukazywany jest jako Ten, który jest „większy”: nieograniczony w swej wielkości, władzy i chwale, w swojej miłości. Chryzostom podkreśla, że widzimy Boże dzieła, ale nie wiemy, w jaki sposób ich dokonał, nie znamy Jego istoty, okrytej tajemnicą. Przestrzega przed natrętnym wnikaniem w te kwestie, a jednocześnie docenia ludzki rozum i przypomina obowiązek człowieka, by poznawać Boga na podstawie Jego zbawczego objawiania się. Wszak sam Bóg chce być dla ludzi wzorem do naśladowania, na ile to możliwe – jak dodaje Chryzostom. Homilie Chryzostoma wydają się nabierać szczególnego tempa, gdy mowa o relacji Boga z człowiekiem. W tej relacji, paradoksalnie, wielkość Boga wyraża się najbardziej w Jego uniżeniu, w niewysłowionym Miłosierdziu. Bóg tak się objawia, bo zna człowieka i wie, że najbardziej go pociąga to, w czym odczuwa jakieś dobro dla siebie: dobre nadzieje, obietnice, dary.

Pociągające są u Chryzostoma dynamiczne obrazy Boga, który z niezwykłą szybkością i lekkością, niewstrzymany przez żadne przeszkody, zbliża się do człowieka, wzywającego Go skruszonym sercem. Pociągają obrazy Boga, który niczego nie zaniedbuje, pokonuje wszelkie granice, byle tylko człowiek Go rozpoznał i umiłował. Zdaniem Złotoustego, wolą Boga jest przyciągnięcie ludzi do siebie, bo w tym kryje się ludzkie zbawienie i szczęście. Nie przyciąga jednak człowieka na siłę, lecz respektuje jego wolność. Wszechwładny Bóg, budzący bojaźń, zniża się do stworzonego przez siebie człowieka, do jego percepcji, pragnień, przyzwyczajeń. Oddziałuje na wszystkie zmysły na najrozmaitsze sposoby, przeplatając to, co przyjemne, z tym, co trudne, niebezpieczne. Chryzostom używa greckiego terminu synkatabaza, który oznacza nie tylko zniżenie, ale dostosowanie się, jakkolwiek ważny jest wymiar wertykalny, deformowany przez grzech, który odwraca w świadomości człowieka hierarchię wartości.

Ze względu na swą miłość do człowieka i znajomość jego natury, Bóg nie tylko objawia się w stworzonym świecie i w Biblii, ale w Jezusie Chrystusie przyjmuje nawet ludzkie ciało i oddaje swe życie za człowieka. Chryzostom skupia się na szczegółach, które zachwycają, jak zaznacza, jeszcze bardziej, niż same te zbawcze dobrodziejstwa. Otóż Syn Boży, przychodząc na świat, nie wzdraga się wpisać w ród, w którym były także osoby znane ze swych grzechów, a z kolei Jego oddanie życia łączy się z przyjęciem krzywdzącego wyroku, wydawanego na najgorszych przestępców i modlitwą za winnych Jego śmierci. Ten „nadmiar”, hojność miłości, to zachwycające „więcej” pociąga zadbaniem o każdego, do końca.

Świadom potrzeby człowieka, by kontakt dokonywał się poprzez zmysły, Chryzostom pisze wiele o fizycznym aspekcie obecności Boga, który zawsze przychodzi po to, aby obdarować człowieka. Podkreśla szczególnie dwie możliwości spotkania Boga: przyjmowanie Go w Eucharystii i spotykanie Go w ubogich.

Przekonany o uroku Jezusa, który za ziemskiego życia przyciągał do siebie tłumy, Chryzostom w trakcie sprawowania liturgii wskazuje na ołtarz i przypomina, że w tym momencie Chrystus jest tam obecny. Siada na studni, u duchowego źródła, jak w rozmowie z Samarytanką, i nie oddala się, gotów napoić swoją krwią, dającą życie. Eucharystia jest dla Chryzostoma przykładem największej synkatabazy, a zarazem jałmużny Boga w stosunku do człowieka. Bóg daje grzesznemu człowiekowi samego siebie. Daje się objąć, jak niewiastom po zmartwychwstaniu. Można poczuć, gdy przychodzi w Komunii św., napełniając nas ogniem duchowym. Dlatego trzeba Go przyjmować z zapałem i ogniem, gorliwie, a wyrazem największej niewdzięczności jest nie nakarmić Go, gdy przychodzi w ubogich (por. Mt 25,31–46). Jałmużna wobec ubogich upodabnia do Boga, udzielającego wszelkich dobrodziejstw dobrym i złym, szukającego zabłąkanych, oddającego życie za tych, którzy Go krzyżują.

Znając naturę człowieka, skłonność do grzechu i do gnuśności, Bóg posługuje się też karceniem, przybierającym różne formy, od napominania po kary, które jednak są tylko konsekwencją postępowania człowieka. Karcąc, nie przestaje zachęcać. Podobnie czyni Złotousty, by przyciągnąć człowieka do Boga i odciągnąć go od zła. Odsłania miłość Boga, ale też prawdę o Sądzie. Podaje też przykłady „wielkich” nawróconych, aby ludzie, rozpoznawszy swe grzechy, nie popadli w zwątpienie i rozpacz.

Miłość pociągająca ku Miłującemu

Czy słuchacze Chryzostoma się nawrócili i upodobnili się do Boga? Na pewno nie wszyscy, jak wynika z jego krytycznych uwag. Nie opuszcza jednak rąk i przypomina wzniosłe zadanie człowieka, by być podobnym do Boga. Zapewnia, że trzeba tylko chcieć.

Wielu zarzucało Chryzostomowi woluntaryzm. Wychowany w greckiej kulturze, mając za sobą doświadczenie surowego życia mniszego, daleki jest on jednak od bazowania na samym człowieku. Przy uznaniu królewskiej godności człowieka, dostrzega, jak mocno zniewalają go grzechy. Zagłuszają one obecne w sercu człowieka pragnienie Boga, naturalne ukierunkowanie na Boga. Są więzieniem, z którego grzesznik nie chce wyjść, bo nie pojmuje swej biedy. Człowiek zniewolony przez namiętności staje się obojętny na wszystko inne, byle tylko je zaspokoić. Przez grzech – jak to ujmuje Chryzostom – człowiek przestaje być człowiekiem i upodabnia się do zwierząt, stając się gorszym niż one. Największe grzechy i przeszkody w otwarciu się na Słowo Boże to troska o próżną sławę i przywiązanie do dóbr doczesnych. Homileta próbuje otworzyć swych słuchaczy na ogień skruchy, by doświadczywszy go, w pokorze i ubóstwie zaznali też ognia miłości, będącego udziałem ewangelicznej jawnogrzesznicy. Stąd zaś droga prowadzi ku trosce o braci, o wspólne ciało Kościoła i ludzkości – ku miłości na wzór Ojca niebieskiego, zsyłającego deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych, miłości niezbędnej dla osiągnięcia zbawienia, bo – jak zauważa Chryzostom – „do nieba trzeba przyjść z braćmi”.

Chryzostom podkreśla, że Boże dobrodziejstwa nie wystarczą. Bóg nie chce człowieka zbawić bez jego udziału. Homileta eksponuje przykłady szeregu postaci, w których dokonało się radykalne nawrócenie. Najczęstszym punktem odniesienia jest św. Paweł, który po swym nawróceniu pokonywał wszystkie przeszkody „gwałtowniej niż ogień”. Przyjął ogień duchowy, który rozpala w człowieku miłość wolną od żądz i czyni człowieka „lżejszym od piórka”. Ratunek przed zniewoleniem grzechami Homileta widzi w Pawłowym oddaniu się w niewolę Chrystusowi, z miłości do którego jest się gotowym na wszystko, nawet na śmierć. Dopiero wtedy, z zawrotną szybkością, odczuwa się bliskość miłującego Boga. Chryzostom zaznacza, że z jego homilii nie odniesie żadnej korzyści słuchacz grzeszny albo opieszały, nie idący za tym, co słyszy. Krytykuje tych, którzy po wyjściu z kościoła gaszą w sobie zapalony tam ogień gorliwości, nie troszcząc się o niego. Nie raz prosił, by zamiast oklasków słuchacze wyrazili swą wdzięczność zastosowaniem jego nauk. W tym kontekście można zrozumieć Chryzostomowe docenianie chcenia i świadomego wyboru, by odpowiedzieć na Bożą miłość i kierować się nią w życiu. Bez nich człowiek pozostaje z pustymi rękami, odpowiedzialny za zmarnowaną szansę.

Chryzostom objaśnia swoim słuchaczom Biblię po to, by mogli coraz lepiej poznawać Boga i natchnienia Ducha, oddalając się od grzechu i upodabniając się do Boga, przyjmując styl życia Jego Królestwa (gr. politeia), aby w ten sposób mogli nie tylko trafić do nieba po śmierci, ale też już w czasie życia ziemskiego obcować z Bogiem. Obok chcenia, jałmużna, ubóstwo oraz pokora są ważnymi elementami politei, upodabniającymi człowieka do aniołów i do samego Boga, zniżającego się i obdarowującego sobą człowieka, aby go ku sobie niejako unieść. Kto nie buduje na ufnej przynależności do Boga, traci to co najcenniejsze i nie przekaże tego innym.

Ogień miłości

Chryzostom, który pojmował nauczanie jako jedną z form jałmużny, w swoich słowach daje miejsce Bożemu poszukiwaniu każdego człowieka, wkładając w nie całe serce, nie zaniedbując niczego, aby człowiek odkrył w sobie mocne pragnienie Boga i dał się Mu pociągnąć. Inspirujące jest jego odbieranie Bożej miłości rozumem, wolą, wszystkimi zmysłami i odpowiadanie na nią całym sobą. W takiej odpowiedzi człowiek odnajduje również samego siebie, swoje „więcej”, nadające życiu rozmach.

Chryzostomowe ujęcie Boga i człowieka tętni życiem i rozpala nadzieję, że na zawsze schodzą się drogi miłującego Boga i upodobniającego się Doń w miłości człowieka. O ile u Orygenesa pozostaje pytanie, czy człowiek, zbliżywszy się do Boga, znów od Niego nie odpadnie, Chryzostom, podpierając się przykładem św. Pawła, uznaje drogę miłości za pewną. Potwierdził ją też swym życiem, które doprowadziło go do chwały ołtarzy. Jego słowa, pełne mocy, lekkości i szybkości, charakteryzujących też Boże działanie, emanują ogniem gorliwości, który zapala czytelników, ale czy na długo? Zależy to od naszej woli: czy zechcemy, czyli zaangażujemy całych siebie w to, aby ów ogień objął nasze życie i byśmy przekazali braciom iskrę przez nasze „więcej”.

s. Sylwia Kaczmarek siostra zakonna ze zgromadzenia Wspólnota Loyola. Magister filologii klasycznej na UJ i patrolog (doktorat w roku 2004 w Papieskiej Akademii Teologicznej, dziś Uniwersytecie Papieskim JPII). Zajmowała się m.in. tłumaczeniem homilii św. Jana Chryzostoma. Aktualnie katechetka w SP 114 w Krakowie

fot. inga-gezalian/unsplash.com