Spójność wiary i życia. Rodzina Ulmów z Markowej
Wychowawca | 8 września 2023O rodzinie Józefa i Wiktorii Ulmów możemy dzisiaj często usłyszeć, zwłaszcza w związku z ich beatyfikacją 10 września 2023 roku. Kim byli i kim są dla współczesnych pokoleń Polaków i katolików, że pamięć o nich przetrwała niemal 80 lat po ich śmierci i są dzisiaj świadkami miłosierdzia i męstwa w czasach pogardy II wojny światowej?
Byli zwykłą średniozamożną rodziną w jednej z wielu polskich wsi, co ciekawe wsi mającej swe korzenie w osadnictwie niemieckim XIV wieku. Józef i Wiktoria z Niemczaków pobrali się 7 lipca 1935 roku, choć znali się zapewne dłużej, bo byli sąsiadami. Poznali się dzięki swoim zaangażowaniom społecznym, gdyż oboje byli członkami miejscowego koła Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici”. Wcześniej Józef działał w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży Męskiej. Urodzony w 1900 roku, był o 12 lat starszy od swojej żony. Choć ukończył 4-klasową szkołę podstawową, a później kursy prowadzone przez szkołę rolniczą w Pilźnie, był, podobnie jak wielu ambitnych ówczesnych chłopów (przykładem mogą być Wincenty Witos, wieloletni poseł na Sejmy we Lwowie, Wiedniu i Warszawie i trzykrotny premier RP oraz Jakub Bojko, wieloletni poseł i senator RP) samoukiem. Oprócz niewielkiego (ok. 1 ha) gospodarstwa rolnego, prowadził szkółkę drzew owocowych i sprzedaż sadzonek, a także hodowlę krów, pszczół i jedwabników. Zwłaszcza hodowla jedwabników oraz związanych z nimi drzew morwowych, celem produkcji jedwabiu, budziła wielkie zainteresowanie w okolicy. Aby ją zobaczyć, odwiedził Józefa ordynat przeworski Andrzej Lubomirski oraz starosta przeworski. Ulma zgromadził w domu bibliotekę kilkuset książek, wśród których, obok praktycznej literatury rolniczo-hodowlanej, znalazły się dzieła literatury pięknej i religijnej. Prenumerował czasopismo „Wiedza i Życie”. Jego pasją, która była również źródłem dochodów, była fotografia, a pierwsze zdjęcia wykonywał samodzielnie zbudowanym aparatem fotograficznym. Zaradność i oszczędność sprawiły, że tuż przed wojną kupił, wspólnie ze szwagrem, kilkanaście hektarów ziemi w Wojsławicach koło Sokala. Aktywność społeczna i szerokie horyzonty zainteresowań sprawiły, że Józef był m.in. kierownikiem Spółdzielni Mleczarskiej, a także bibliotekarzem i fotografem koła ZMW „Wici”, zajmował się również introligatorstwem. Tętniąca życiem wieś dostarczała wielu okazji do pracy fotografa; wiele ślubów, wesel, chrztów i Pierwszych Komunii Świętych, a również występów chóru, orkiestry, przedstawień teatralnych oraz obrazów życia codziennego zostało przez niego utrwalonych.
Zarówno Józef jak i Wiktoria pochodzili z wielodzietnych rodzin, a jako zgodne i kochające się małżeństwo rychło doczekali się dzieci. Rok po ślubie urodziła się córka Stanisława (18 VII 1936), a następnie Barbara (6 X 1937), Władysław (5 XII 1938), Franciszek (3 IV 1940), Antoni (6 VI 1941) i Maria (16 IX 1942). Wiktoria, bardzo aktywna we wczesnej młodości w młodzieżowym ruchu ludowym, uczestnicząca m.in. w kursach organizowanych w ramach Uniwersytetu Ludowego w sąsiedniej Gaci, po urodzeniu dzieci zajmowała się głównie domem i ich wychowaniem.
Aby zrozumieć fenomen tej rodziny, jej życia i śmierci, warto wspomnieć o środowisku, w którym się kształtowali i dojrzewali do swego heroicznego czynu. Parafia św. Doroty w Markowej miała wyjątkowego proboszcza, ks. Władysława Tryczyńskiego (1864–1935), który był nim przez 34 lata. Był niewątpliwie uznanym liderem i autorytetem, a jego zaangażowanie społeczne wielokrotnie przekraczało granice jego parafii. Już w okresie przed I wojną światową był on członkiem Rady Powiatowej i Rady Szkolnej w Przeworsku, działaczem jednego z ugrupowań ludowych i wieloletnim zastępcą posła do Rady Państwa w Wiedniu, założycielem kasy zapomogowo-pożyczkowej, biblioteki z czytelnią, straży pożarnej, oddziału Związku Katolicko-Społecznego, Bractwa Przenajświętszego Sakramentu, a także ludowej organizacji paramilitarnej, jaką były Drużyny Bartoszowe.
Wybuch II wojny światowej otworzył nowy rozdział w życiu Polski i Markowej. Celem niemieckiej polityki wobec Polaków była zagłada polskich elit przywódczych i zdegradowanie narodu polskiego do poziomu „pozbawionego przywództwa proletariatu”, bez własnej kultury i własnej historii. Polacy mieli się stać niewolnikami Rzeszy Niemieckiej, przeznaczonymi do najgorszych i najcięższych prac. Jakkolwiek bezwzględna i brutalna była niemiecka polityka wobec Polaków, to jednak najtragiczniejszy los spotkał społeczność żydowską. Narodowosocjalistyczne „rozwiązanie problemu żydowskiego” zakładało najpierw izolowanie Żydów. Stygmatyzowano ich, pozbawiono praw i izolowano od polskiej ludności, tworząc od 1941 r. getta. Po ataku na Związek Sowiecki, gdy załamała się koncepcja niemieckiej „wojny błyskawicznej”, zdecydowano o ich eksterminacji głównie na terenie Generalnej Guberni. W tym celu stworzono obozy zagłady m.in. w Chełmnie, Bełżcu, Sobiborze, Treblince oraz w Auschwitz-Birkenau. Deportacje do tych obozów spowodowały ucieczki tysięcy Żydów z gett oraz innych miejsc koncentracji. Aby temu przeciwdziałać, niemiecka administracja cywilna wprowadziła, tzw. trzecim rozporządzeniem o ograniczeniach pobytu w Generalnym Gubernatorstwie z 15 października 1941, karę śmierci nie tylko dla Żydów opuszczających wyznaczoną im dzielnicę, ale także tych, którzy świadomie dają im kryjówkę. Było to związane z rozpoczętą wiosną 1942 akcją „Reinhardt”, której celem była likwidacja Żydów w GG. Nieskuteczność tych zarządzeń spowodowała, że zarządzeniami z 28 października i 10 listopada 1942 karą śmierci było zagrożone także ich żywienie oraz niewypełnienie obowiązku denuncjacji Policji o ukrywających się Żydach. Takich rozporządzeń nie wprowadzili Niemcy nigdzie poza terenami okupowanej Polski.
Przed wojną żyło w Markowej około 4200 osób, w tym około 120 Żydów. Większość z nich rozproszyła się po wybuchu wojny, część została wymordowana na miejscu, głównie w 1942 roku. Pomimo świadomości zagrożenia, prawdopodobnie pod koniec 1942 r. Ulmowie przyjęli pod swój dach ośmioro Żydów, Saula Goldmana z czterema dorosłymi synami oraz dwie córki i wnuczkę Chaima Goldmana. Rodziny te wywodziły się z Markowej, choć przed wojną mieszkały w Łańcucie. W tym czasie na terenie wsi ukrywało się więcej osób, spośród których co najmniej 20 przeżyło wojnę, m.in. w nieodległym domu Szylarów.
Ulmowie mieli świadomość zagrożenia. W niewielkiej odległości od ich domu, kilkuset metrów, na tzw. okopie wielokrotnie odbywały się egzekucje Żydów, którzy zostali schwytani przez Niemców. Przez ponad rok, mimo że ukrywani byli widywani przez sąsiadów i inne osoby, nikt nie doniósł. Nie mamy pewności, kto był bezpośrednim sprawcą tragedii. Najprawdopodobniej był nim Włodzimierz Leś, granatowy policjant z Łańcuta, który znał rodzinę Goldmanów i początkowo nawet im pomagał. W obawie przed utratą żydowskiego majątku, wydał Ulmów i aby się upewnić odwiedził Józefa Ulmę, aby zrobić sobie fotografię. Nocą z 23 na 24 marca 1944 wyjechało z Łańcuta co najmniej 9 funkcjonariuszy, 5 żandarmów niemieckich i 4–6 granatowych policjantów pod komendą porucznika Eilerta Diekena. Przed świtem dotarli do miejsca ukrywania się Goldmanów. Najpierw zamordowano Żydów, a potem wyprowadzono Józefa i Wiktorię i ich zabito. Następnie Dieken kazał zlikwidować nawołujące rodziców dzieci. Ponieważ Wiktoria Ulma była w zaawansowanej ciąży, z rąk oprawców zginęło 17 osób (w tym nienarodzone dziecko). Spośród odpowiedzialnych za zbrodnię, karę ponieśli prawdopodobnie jedynie Włodzimierz Leś i Josef Kokott. Na pierwszym podziemie wykonało 10 września 1944 wyrok za gorliwą współpracę z okupantem, drugi z nich, zidentyfikowany w Czechosłowacji i przekazany do Polski, został skazany na karę śmierci, zamienioną na dożywocie w 1958, zmarł w więzieniu 16 lutego 1980 roku.
Czym jest świętość? Niewątpliwie wzorcem wszelkiej świętości jest Jezus Chrystus, a naśladowanie Go w konkretnych realiach życia jest skuteczną drogą do świętości. Inne były realia życia w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, inne były w pierwszej połowie XX wieku, inne są dzisiaj. Świętość to naśladowanie Chrystusa, szczególnie w tym wymiarze jakim jest ofiara, ofiara z samego siebie, oderwanie się od siebie, swoich egoistycznych potrzeb i dążeń oraz życie dla drugich. Być świętym, dążyć do świętości to pragnienie stawania się drugim Chrystusem. Jak On żyć dla innych. Nie można stawać się świętym bez łaski, a tej nie ma bez modlitwy. Świętość bynajmniej nie oznacza nieomylności, jak być może myślą niektórzy. W każdej jednak sytuacji, w każdej epoce, chodzi o odpowiedź na kluczowe pytanie: jak w takiej sytuacji zachowałby się Chrystus? Niewątpliwie podobne pytanie musieli sobie postawić Ulmowie. Wiemy, że czytali Pismo Święte, żyli nim. Zastanawia nas zakreślenie w nim fragmentu o miłosiernym Samarytaninie. Żyli według zasad tradycyjnej pobożności ówczesnej polskiej wsi, wzbogaconej o własną lekturę i refleksję. Z tego wynikały ich serdeczne relacje rodzinne oraz z wszystkimi innymi. Z tego wypływała spójność praktyk i życia. Dlatego gdy stanął przed nimi, prawdopodobnie nocą, znany im przedstawiciel rodziny Goldmanów, nie zawahali się, podjęli ryzyko, które doprowadziło ich do męczeństwa.
System, którzy stworzyli niemieccy naziści, był zbudowany na fundamentalnej niesprawiedliwości, wykluczał osoby pochodzenia żydowskiego spośród społeczności ludzkiej, chcąc ich pozbawić ludzkiej godności, uczynić rzeczami. Był więc zbudowany na negacji Boga i człowieka, czynił człowieka wrogiem drugiego, a głównym motywem stosunku do drugiego czynił egoizm, nienawiść. Ulmowie sprzeciwili się tej ideologii i jej „prawom” w imię chrześcijańskiej miłości do każdego człowieka – i z tego powodu ponieśli śmierć męczeńską.
Pamięć o Ulmach przetrwała i odżyła z całą siłą w latach 90. XX wieku. 13 września 1995 przyznano im medal Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. W 60. rocznicę zbrodni odsłonięto, 24 marca 2004, pomnik upamiętniający ich ofiarę. W 2006 nadano imię Ulmów szkole w Markowej, a w 2010 zostali odznaczeni przez prezydenta RP Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Sprawa beatyfikacji rodziny Ulmów została zainicjowana przez proboszcza parafii Markowa ks. Stanisława Leję i początkowo była prowadzona w ramach procesu zbiorowego 122 męczenników II wojny światowej. W początku 2017 Kongregacja do Spraw Kanonizacyjnych wydzieliła spośród nich proces rodziny Ulmów, co niewątpliwie przyspieszyło jego finał. Warto podkreślić, że będzie to w czasach współczesnych pierwsza beatyfikacja całej rodziny. Decyzja o włączenie do procesu beatyfikacyjnego także nienarodzonego dziecka sprawia, że jest on unikatowym w historii Kościoła katolickiego.
Wojciech Baliński
– historyk, urzędnik, muzealnik, współpracuje z Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Ulmów w Markowej. Obszarem jego zainteresowań jest historia Kościoła oraz konspiracji polskiej podczas II wojny światowej
Zdjęcia ze zbiorów dr. Mateusza Szpytmy. Redakcja “Wychowawcy” dziękuje za ich udostępnienie.