Rola nauczyciela wychowania fizycznego

Wychowawca | 1 lutego 2021

Rola nauczyciela wychowania fizycznego

Pewien instruktor karate, pracujący z małymi dziećmi, podzielił się wspomnieniem pewnej rozmowy. Po skończonym treningu podszedł do ojca jednego z chłopców, by – jak to miał w zwyczaju – opowiedzieć o tym, jak syn radził sobie podczas pierwszych zajęć: „Mięśnie torsu i brzucha pana syna są dosyć silne. Nad wytrzymałością, koordynacją i skocznością będziemy pracować. Podczas treningów będziemy także ćwiczyć stopy, by skorygować platfusa u pana syna”. Zdumiony ojciec zapytał: „To on ma platfusa???”.

Ta krótka historia dosyć dobrze oddaje coś, co czasem pozostaje niewidoczne. Instruktor sportowy czy nauczyciel wychowania fizycznego może być tą osobą, której łatwiej niż rodzicom, czy nauczycielom innych przedmiotów, wychwycić jakiś problem dziecka, np. nieprawidłowość w jego zachowaniu czy postawie ciała. Jednak, o ile instruktor sportowy uważany jest zazwyczaj za osobę z pasją, która zaraża innych miłością dla wybranej dyscypliny, o tyle nauczyciel wychowania fizycznego postrzegany jest raczej z lekceważeniem, jako „pan od piłki”.

Ukierunkowanie na efekt

Jednym z najczęściej zadawanych pytań w grupach dla rodziców na portalach społecznościowych jest: „Jaki sport wybrać dla dziecka cztero-, pięcio-, sześcioletniego?”. Rodzice przedszkolaków wiedzą, że ich dziecko potrzebuje codziennej dawki ruchu. Są skłonni wozić je na zajęcia nawet do innej dzielnicy, wierząc, że judo, pływanie, karate, piłka nożna, taniec, akrobatyka lub balet są dla niego rozwijające. Ruch jest priorytetem dla większości rodziców, dlatego wcześnie kupują dziecku rower i spędzają aktywnie weekendy, eksplorując parki i place zabaw. Przedszkolak ma się bawić, spędzać czas na świeżym powietrzu i poznawać świat. Ta optyka zmienia się w momencie rozpoczęcia szkoły. Uczeń nie może już „marnować czasu”. Jego aktywności zostają ukierunkowane na osiągnięcie określonego efektu.

Z czasem przybywa zajęć dodatkowych, na które zostaje zapisane dziecko. Uczniowie pierwszych klas szkoły podstawowej z reguły mają już zajęte dwa–trzy popołudnia tygodniowo. Szeroka oferta zajęć dodatkowych obejmuje naukę języków, robotykę, eksperymenty, zajęcia plastyczne, teatralne i muzyczne czy harcerstwo. Plan tygodniowy zaczyna przypominać subtelną mozaikę, w którym jeden zmieniony element powoduje organizacyjną katastrofę. Obciążenie pracami domowymi i nauką do egzaminów nie ułatwiają sprawy. W szaleństwie dnia codziennego, coraz mniej jest miejsca na aktywność sportową i czas wolny spędzany na świeżym powietrzu, na spontanicznej zabawie w gronie rówieśników. Bywa, że zajęcia sportowe są stopniowo wypierane przez inne, które wydają się bardziej potrzebne niż rekreacyjna gra w piłkę czy zapasy na macie. Wszystko musi mieć wymierne efekty, obrazowane przez kolejne pasy, dyplomy, certyfikaty, medale, trofea – jako dowód tego, że nie został zmarnowany czas i pieniądze (niektóre szkoły karate w USA dają gwarancję – czarny pas w dwa lata lub zwrot pieniędzy!).

Równocześnie wiele dzieci cierpi na „zespół dziecka wożonego”. Tempo życia wymusza konieczność wiecznego podwożenia – do szkoły, ze szkoły, na zajęcia dodatkowe. Brakuje czasu na pozornie nieistotne aktywności, jak chodzenie po murkach i krawężnikach, skakanie w kałużach, wspinanie się na płoty. Ruch zaczyna ograniczać się do przechodzenia z jednego miejsca do innego, w którym uczeń niezwłocznie zajmuje pozycję siedzącą. To zaś skutkuje obniżeniem ogólnej sprawności dzieci, niechęcią do podejmowania aktywności fizycznej, problemami zdrowotnymi czy nadwagą. Wiele dzieci cierpi także na chroniczne zmęczenie oraz długotrwałe stany przygnębienia.

Ta treść jest zablokowana

Wykup prenumeratę z dostępem do wersji elektronicznej.

Daria Modro

instruktor Warszawskiego Centrum Karate, 1 dan Karate Shotokan, instruktor Kickboxingu. Trenuje sporty walk od 17 lat. Studentka studiów doktoranckich na UKSW, na specjalizacji: religiologia oraz studentka wychowania fizycznego AWF Warszawa. Prywatnie żona i mama trojga dzieci