Powołani do radości

Wychowawca | 4 maja 2023

Bóg jest miłością, mądrością, wolnością i radością. Dla ludzi stworzonych na Jego podobieństwo, radość to jedyny normalny sposób istnienia. Tylko człowiek radosny ma siłę potrzebną do tego, żeby radzić sobie z trudami życia po grzechu pierworodnym. Każdy z nas pragnie być szczęśliwy. Bóg też tego pragnie, gdyż kocha nas jeszcze bardziej niż my jesteśmy w stanie pokochać samych siebie. Stwórca chce, byśmy już w doczesności żyli długo i żeby się nam dobrze powodziło (por. Pwt 5,16). Jego wcielony Syn wyjaśnia, że przyszedł do nas po to, żeby Jego radość była w nas i żeby ta Jego radość w nas była pełna (por. J 15,11).

Nieszczęsne drogi szukania szczęścia

Nasze pragnienie szczęścia jest tak wielkie, że jesteśmy nieszczęśliwi nie dopiero wtedy, gdy przeżywamy głęboki smutek, lecz już wtedy, gdy nie czujemy radości. Mimo pragnienia szczęścia, nikt z nas nie doświadcza wyłącznie radości. Niektórzy ludzie są na tyle nieszczęśliwi, że ból istnienia próbują zagłuszyć alkoholem, narkotykami, seksem, hazardem, czy ucieczką w świat wirtualny. Są tacy, którzy ulegają rozpaczy i targają się na własne życie. Biblia wyjaśnia, że początkiem oddalania się od szczęścia był grzech pierworodny. Polegał on na naiwności pierwszych ludzi, którzy wymyślili sobie inną drogę do szczęścia niż ta, jaką Bóg im proponował. Od początku historii Stwórca wyjaśniał, że drogą do szczęścia jest małżeństwo i rodzina, pracowitość, świętowanie dnia siódmego oraz uznawanie najwyższego autorytetu Bogu w sprawie odróżniania dobra od zła, czyli w kwestii odróżniania szczęścia od nieszczęścia (por. Rdz 3,22). Adam i Ewa wmówili sobie, że Bóg przeszkadza im w byciu szczęśliwymi i że drogą do szczęścia jest nieposłuszeństwo wobec Stwórcy. Odtąd kolejne pokolenia ludzi stają w obliczu wyboru między wskazaną przez Boga drogą błogosławieństwa i życia, a wskazaną przez Adama i Ewę drogą przekleństwa i śmierci (por. Pwt 30,19). W naszych czasach nadal wielu ludzi łudzi się, że można osiągnąć szczęście szybko i bez wysiłku, żyjąc „na luzie” i kierując się ciałem, popędami czy emocjami.

Szczęśliwy, kto od Boga uczy się miłości

Kto nie wie, kim jest i jaki jest sens jego istnienia, ten nie wie, jakie sposoby postępowania prowadzą go do szczęścia, a jakie go od szczęścia oddalają. Jeśli ktoś myśli, że jest jedynie ciałem, to będzie przekonany, że do szczęścia wystarczy mu cielesna przyjemność, zaspokojenie popędów i wygodny tryb życia. Jeśli natomiast ktoś myśli, że człowiek to duch uwięziony w niepotrzebnym ciele, to będzie przekonany, że warunkiem szczęścia jest walka z własną cielesnością. Kto interpretuje człowieka w skrajny sposób, ten będzie miał skrajnie wypaczone pomysły na szukanie szczęścia.

Szczęśliwi są ci, którzy przyjmują miłość Boga i którzy odpowiadają miłością na miłość. Trwanie w miłości to bowiem jedyna droga do szczęścia. Być człowiekiem szczęśliwym to kochać na wzór Jezusa. Miłość, którą Jezus nas pierwszy pokochał i której nas uczy, nie jest uczuciem, zakochaniem, tolerancją, akceptacją, „wolnym związkiem” czy naiwnością. Miłość Jezusa to szczyt dobroci i mądrości. Ta Jego miłość jest bezwarunkowa, wierna i ofiarna, a jednocześnie mądra. Wyjaśnia nam to Jezus w przypowieści o synu marnotrawnym (por. Łk 15,11–32). Mądrze kochający ojciec – który jest symbolem Boga – nie wycofuje miłości do błądzącego syna. Nie zsyła na niego kar ani cierpień, ale też nie przeszkadza synowi ponosić konsekwencje błędów, które tenże syn popełnia. Bóg wie, że kto nie reaguje na miłość i na cierpienie innych osób, może się nawrócić i odnaleźć drogę do szczęścia już tylko w oparciu o własne cierpienie.

Jezus uczy miłości mądrej, czyli okazywanej w sposób dostosowany do historii, sytuacji i sposobu postępowania danej osoby. Ludzi szlachetnych wspierał, przytulał, uzdrawiał, rozgrzeszał, stawiał za wzór, chronił. Spełniał ich prośby. Potwierdzał, że są błogosławieni. Takim ludziom okazywał miłość w sposób, który wielu uznaje za jedyną formę komunikowania miłości. To mylne przekonanie, gdyż ludziom błądzącym Jezus okazywał miłość w zupełnie inny sposób. Takich ludzi nie tolerował, nie akceptował, lecz twardo upominał i stanowczo wzywał do nawrócenia: „Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie” (Łk 13,3).

Gdy Jezus spotykał krzywdzicieli, to okazywał im miłość w jeszcze bardziej zaskakujący sposób, a mianowicie przez to, że się przed nimi bronił. Nie pozwolił, żeby strącili Go ze skały (por. Łk 4,28–30). Ukrywał się przed tymi, którzy chcieli Go zabić (por. J 11,54). Bronił się przed Annaszem i Kajfaszem, a także przed Piłatem. Bronił się przed żołnierzem, który Go uderzył. Obrona przed krzywdzicielem jest wyrazem dojrzałej miłości, gdyż sprawia, że nie będzie miał on jeszcze więcej ofiar na sumieniu i że nie zaciągnie jeszcze większej winy. Gdy krzywdzeni stanowczo się bronią – nie przestając kochać! – wtedy krzywdziciel ma szansę zastanowić się, nawrócić i zacząć szczęśliwie żyć. Szczęśliwi jesteśmy na tyle, na ile uczymy się kochać samych siebie i naszych bliźnich tak, jak Jezus pierwszy nas pokochał.

Bóg chroni przed myleniem radości z przyjemnością

Od szczęścia radykalnie oddalają się ci, którzy mylą radość z przyjemnością. Bóg pomaga człowiekowi odróżniać to, co prowadzi do szczęścia, od tego, co jedynie przyjemne i co prowadzi do rozczarowania. Przyjemność jest osiągalna dla wszystkich, podczas gdy radość jest osiągalna tylko dla niektórych. Aby doznać chwili przyjemności, wystarczy się najeść, wyspać czy zaspokoić popęd. Do tego typu zachowań zdolny jest każdy człowiek. Doznanie przyjemności jest czymś pospolitym, osiągalnym dla wszystkich ludzi. Natomiast radość jest arystokratyczna, bo jest udziałem arystokratów ducha. Trwała radość to dar od Boga. To stan ducha, a nie stan ciała czy psychiki. Człowiek dojrzały duchowo dba o zdrowie fizyczne i o dobrostan psychiczny, bo wie, że to ułatwia czerpanie radości ze szlachetnego życia. Z drugiej strony taki człowiek nie poddaje się smutkowi wtedy, gdy niedomaga na zdrowiu czy gdy doświadcza smutku. Rozumie, że to, co przyjemne, może osiągnąć wprost, natomiast radość może osiągnąć dopiero wtedy, gdy żyje w miłości, prawdzie i odpowiedzialności.

Kto skupia się na szukaniu radości, ten jej nie znajdzie, gdyż zapomina o drodze, którą trzeba przejść, żeby zaznać szczęścia. Drogą tą nie jest pragnienie radości, lecz zapominanie o sobie po to, żeby kochać bliźnich. Przyjemność jest krótkotrwała. Poczucie sytości po posiłku czy doznanie przyjemności seksualnej szybko przemija. Bóg przypomina nam o tym, że ci, którzy pragną żyć w radości i szczęściu, powinni czynić to, co wartościowe, a nie to, co w danej chwili przyjemne. Powinni kochać Boga, siebie i bliźniego oraz respektować wszystkie przykazania Dekalogu, czyniąc to z miłości, a nie z jakiegoś innego powodu. Człowiek szukający jedynie cielesnej przyjemności czy miłych stanów emocjonalnych, nie zazna trwałej radości. Radość płynąca z przyjaźni z Bogiem i ludźmi sprawia, że z entuzjazmem podejmujemy nasze codzienne obowiązki i że odnajdujemy w sobie siłę do mierzenia się z trudnościami. Gdy przeżywamy radość, wtedy nawet nasze ciało staje się silniejsze i bardziej odporne na choroby.

Bóg daje szczęście wieczne

Jezus łączy szczęście doczesne ze szczęściem wiecznym, gdyż bycie szczęśliwym na wieki to efekt szlachetnego postępowania w doczesności. Jezus uczy nas realizmu i dlatego wyjaśnia, że droga do szczęścia nie musi od razu być radosna. Przeciwnie, czasem wydaje się raczej drogą do smutku niż szczęścia. Jezus zapewnia, że błogosławieni są nie tylko ludzie miłosierni, czystego serca czy wprowadzający pokój, lecz także ludzie smutni, cisi, łaknący sprawiedliwości, czy cierpiący prześladowanie dla sprawiedliwości. Są błogosławieni pod warunkiem, że trwają przy Chrystusie i w Jego miłości (por. Mt 5,3–12).

Błogosławieństwa, które Jezus proponuje, „odsłaniają cel życia ludzkiego, ostateczny cel czynów ludzkich: Bóg powołuje nas do swojego własnego szczęścia” (KKK, 1719). Pełnią szczęścia będzie oglądanie Boga twarzą w twarz na zawsze. Biblia podkreśla, że szczęście, które człowiekowi daje Bóg, przekracza nasze rozumienie i nasze wyobrażenia o szczęściu: „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2,9). Trwałe szczęście „wypływa z darmo danego daru Bożego. Dlatego właśnie nazywa się je nadprzyrodzonym, tak jak łaskę, która uzdalnia człowieka do wejścia do radości Bożej” (KKK, 1722).

Radość z nawrócenia

Jezus wyjaśnia, że Bóg ogromnie się cieszy wtedy, gdy ktoś z grzesznych ludzi nawraca się. Nie znaczy to, że Stwórca mniej cieszy się tymi, którzy od młodości wzrastali w łasce i mądrości. Przeciwnie, Jezus patrzył ze szczególnym wzruszeniem i czułością właśnie na takich ludzi, którzy od dzieciństwa postępowali szlachetnie. Specyfika radości z grzesznika, który się nawraca, płynie z tego, że wcześniej taki człowiek zadawał wielkie cierpienie Bogu, sobie i bliźnim, a oto teraz to cierpienie się kończy. Możemy sobie wyobrazić, jakie udręki przeżywał ojciec marnotrawnego syna, gdy ten żył w poniżeniu, głodzie i osamotnieniu. Na tle dotkliwego bólu, jakże mocno odczuwalna staje się radość z tego, że ktoś kochany nawraca się i ocala.

Radość Boga i Bożych ludzi nie wynika zatem z faktu, że ktoś błądzi, lecz wyłącznie z tego, że grzesznik nawraca się i dołącza do ludzi szczęśliwych. Im bardziej kogoś kochamy, tym bardziej cierpimy, gdy ten ktoś błądzi i tym większa jest nasza radość, gdy taki człowiek zaczyna kochać. Starszy syn z przypowieści o miłosiernym ojcu nie kochał i dlatego nie cieszył się ani z ocalenia brata, ani z jego dobrej teraźniejszości. Przeciwnie, wypominał mu jego złą przeszłość, a samego siebie traktował jak najemnika. Żądał premii od ojca, bo traktował go jak pracodawcę, a nie jak kochającego rodzica. Postawa tego syna to potwierdzenie, że do szczęścia nie wystarczy zewnętrznie poprawne postępowanie i wypełnianie obowiązków. Radości doświadczają ci, którzy czynią dobro dlatego, że kochają. Do w pełni radosnego życia nie był jeszcze gotowy nie tylko starszy syn z przypowieści, lecz także ów bogaty młodzieniec, który podszedł do Jezusa. Od dzieciństwa zachowywał on przykazania, a mimo to nie dorósł jeszcze do tego, żeby rozdać majątek ubogim i pójść za Zbawicielem.

Zakończenie

Po grzechu pierworodnym przyjęcie szczęścia, które przynosi nam Bóg, wymaga od nas ciągłej czujności, dyscypliny, nawrócenia i wzrastania w miłości. Kto nie respektuje Dekalogu, kto nie pracuje nad własnym charakterem i nie stawia sobie wysokich wymagań, ten oddala się od radości. „Obiecane szczęście stawia nas wobec decydujących wyborów moralnych. Zaprasza do oczyszczenia naszego serca ze złych skłonności i do poszukiwania nade wszystko miłości Bożej. Uczy nas, że prawdziwe szczęście nie polega ani na bogactwie czy dobrobycie, na ludzkiej sławie czy władzy, ani na żadnym ludzkim dziele, choćby było tak użyteczne jak nauka, technika czy sztuka, ani nie tkwi w żadnym stworzeniu, lecz znajduje się w samym Bogu, który jest źródłem wszelkiego dobra i wszelkiej miłości” (KKK, 1723).

ks. Marek Dziewiecki

kapłan diecezji radomskiej, wykładowca akademicki, psycholog, rekolekcjonista, dyrektor telefonu zaufania „Linia Braterskich Serc”. Autor ponad stu książek i audiobooków z zakresu małżeństwa i rodziny, wychowania, komunikacji międzyludzkiej, a także profilaktyki i terapii uzależnień