Płk ANDRZEJ TADEUSZ HAŁACIŃSKI – współautor pieśni „My Pierwsza Brygada”

Wychowawca | 24 października 2020

10 listopada 1891 roku w Skawinie, w domu o numerze 53, rozgrywał się dramat. Lekarz zapytał rodzącą Felicję Hałacińską, czy ma ratować ją, czy synka? Miała skoliozę kręgosłupa, dwójka dzieci nie przeżyła porodu. Wyszeptała: „ratujcie dziecko”, zaraz potem zmarła. Chłopcu nadano imiona Andrzej Tadeusz (drugie po Kościuszce). Jej mąż, Eustachy, nauczyciel, syn powstańca styczniowego, został sam z dwójką maluchów.

Rodzina była patriotyczna. Hałacińscy, introligatorzy, członkowie krakowskiego cechu, od lat czekali na Polskę. W gimnazjum Andrzej wstąpił do Związku Walki Czynnej. Akademię Handlową w Krakowie ukończył w 1913 roku i zapisał się do Drużyn Sokolich, później do II Polskiej Drużyny Strzeleckiej. Sprawny, zdyscyplinowany, miał celne oko. Rok po studiach odbył jednoroczną służbę wojskową w 16 pułku piechoty Landwehry. Po wybuchu I wojny światowej przyszło powołanie do armii austriackiej, nie stawił się jednak na wezwanie i 6 sierpnia 1914 roku poszedł do Legionów Polskich. Wraz ze swą kompanią, znalazł się w składzie 5 pułku piechoty, walczył w jej szeregach pod Łowczówkiem. Towarzyski, lubiany przez kolegów, pisał wiersze i opowiadania. Utrwalał wojenne zmagania, nastroje żołnierzy, smutek po śmierci kolegów. Podpisywał się „Rogoziński”. Używał panieńskiego nazwiska matki jako pseudonimu literackiego – z wdzięczności, że oddała za niego życie. Po wycofaniu Legionów z frontu, wysłano go na oficerski kurs piechoty w Baranowiczach. Niedługo potem, za udział w bitwie pod Kostiuchnówką (4 lipca 1916) roku dostał Virtuti Militari (nr 6571). Za to, że: W czasie obrony Reduty Piłsudskiego wraz ze swoim plutonem odpierał wielokrotnie ataki rosyjskiej piechoty. Zawsze znajdował się wśród strzelców, podtrzymywał ich ducha i troszczył się o zaopatrzenie. Bronił tego miejsca wraz z mjr. Janem Sadowskim, który ze swoim plutonem trzymał się cały dzień na placówce wysuniętej przed Redutę. Po wycofaniu się ze swoimi ludźmi, uratował wraz z żołnierzami dowodzonymi przez ppor. Hałacińskiego Redutę przed spaleniem.

Była to najkrwawsza polska bitwa I wojny światowej. Poległo ponad 2000 Polaków, straty bojowe 5 pułku piechoty wyniosły ponad 50 procent. Polaków w austriackiej armii traktowano jak mięso armatnie. Mieli złożyć przysięgę na wierność cesarzowi Niemiec, Wilhelmowi II, ale masowo odmówili. Hałacińskiego zwolniono wówczas z Legionów, lecz w październiku 1917 roku znów został wcielony do armii austriackiej. W ramach represji on i koledzy trafili do 1 pułku strzelców tyrolskich na najtrudniejszą, przebiegającą przez górskie szczyty linię frontu. Znalazł się w batalionie Józefa Olszyny-Wilczyńskiego. Walczyli w Alpach. Lawiny, zamiecie śnieżne, mróz. Żołnierzy dziesiątkowały kule i choroby. Tam dotarły do nich wieści o tworzeniu się Rady Regencyjnej w Warszawie, która ich zdaniem wyrzekła się Legionów i Piłsudskiego. Nastroje były podłe. Politycy się kłócili, społeczeństwo było obojętne, a oni oddawali życie za Polskę, której od 122 lat nie było na mapie. Właśnie tam koledzy zmusili go do napisania piosenki żołnierskiej, którą im kilka lat wcześniej obiecał. Miał słaby słuch muzyczny i problem z zapamiętaniem melodii, a tę mu wielokrotnie nucili. W południowym Tyrolu, na nowym San Domingo, zapomniani czy na banicję skazani przez własne społeczeństwo, niezrozumiani od początku, opuszczeni do końca. Z uczuciem pustki i szalonej goryczy w piersiach, dzierżyliśmy sztandar niepodległości, sztandar walki – zapisał.

Wtedy napisał refren i dwie pierwsze zwrotki pieśni „My Pierwsza Brygada”. – Jeszcze ostatnie zejście do wąwozu na ostatnią lampkę wina w Trattorii di Rocketa, jeszcze po drodze nucona przez zaciśnięte zęby melodia ulubionego marsza – wspominał. W końcu żołnierze zaśpiewali:

Legiony to – żebracza nuta

Legiony to – ofiarny stos

Legiony to – żołnierska buta

Legiony to – straceńców los.

My Pierwsza Brygada,

Strzelecka gromada

Na stos rzuciliśmy swój życia los.

Na stos! Na stos!

Nie trzeba nam od was uznania

Ni waszych mów, ni waszych łez

Skończyły się dni kołatania

Do waszych serc… jeb… was pies!

Obszerne udokumentowanie swojego autorstwa, poparte podpisami świadków, złożył w latach 30. w Wojskowym Biurze Historycznym. Był wówczas stroną w procesie o autorstwo utworu. Nie przewidział, że będzie musiał cokolwiek udowadniać. Przez powojenne lata noszono go na ulicach, fetowano w restauracjach, powszechnie uchodził za twórcę. Nie przyznawał się do autorstwa, chciał by utwór pozostał bezimienną własnością ogółu, bo słyszał, że śpiewane są też wersy, które nie są jego. Gdy w 1924 roku Tadeusz Biernacki zgłosił się jako autor, jego koledzy z 5 pułku prosili, by jednak zabrał głos. Tak też się stało – i spór wygrał. W maju 1918 roku napisał zwrotkę Umieliśmy w ogień zapału. Był wówczas więźniem Pałacu Saskiego w Warszawie. Jako uciekinier z frontu włoskiego, został zadenuncjowany i aresztowany. Przez pewien czas ukrywał się w Pułtusku u Aleksandra Świerczewskiego, właściciela ziemskiego, który rok później został jego teściem. Oświadczył się jego córce, Zofii. Z więzienia uciekł po kilku dniach i nawiązał kontakt z Polską Organizacją Wojskową. Skierowany został do pracy w okręgach kieleckim i radomskim, potem objął dowództwo okręgu wojskowego w Sandomierzu i komendę miasta. Kierował rozbrajaniem Austriaków i formował nasze oddziały. W listopadzie 1918 roku został awansowany przez gen. E. Rydza-Śmigłego do stopnia porucznika. W okresie Bitwy Warszawskiej 1920 roku został majorem, w lipcu 1920 wysłano go na tyły 1 Armii Wojska Polskiego, gdzie stworzył kordon bezpieczeństwa, punkt koncentracyjny oraz grupę bojową, którą następnie dowodził. W lutym 1921 roku założył polską placówkę zagraniczną w Berlinie. Marzył o powrocie do cywila. Nie było mu to dane, ale na krótko powrócił do pracy urzędniczej i handlowej. W 1925 roku został ponownie wcielony do macierzystego 5 pułku piechoty Legionów, by szkolił kolejne pokolenia żołnierzy. Uprawiał wówczas działalność literacką, pisząc wiersze okolicznościowe, nowele, wspomnienia wojenne. Publikował w czasopismach „Reduta”, „Na Straży” i „Kurierze Wileńskim”. W tym ostatnim wydrukowano ostatnią zwrotkę „Pierwszej Brygady”, Potrafim znów dla potomności. W latach 1929–1931 został starostą w Brzesku i zwolnił się z czynnej służby wojskowej. Od 1934 roku był notariuszem w Łucku (obecnie Ukraina) i na tych terenach zamieszkał wraz z rodziną. Działał w Związku Rezerwistów Okręgu Wołyń, wystąpił o przydział ziemi. Dostał go w okolicach Stanisławowa (obecnie Ukraina), zaczął budować dom. W przeddzień wybuchu II wojny światowej zmobilizowano go i mianowano komendantem miasta Kowla. – Pamiętam jak przypina do boku szablę. W domu jest młodzież licealna, koledzy Przemka [starszy syn A. Hałacińskiego]. Są poruszeni, mówią o wojnie. Stają szpalerem, żegnając mojego ojca, a matka ma łzy w oczach – wspominał syn, Bogumił.

17 września weszli Sowieci. Andrzej Hałaciński został aresztowany, a następnie internowany w obozach Starobielsku i Kozielsku. W niewoli organizował wieczory poetyckie i deklamował współwięźniom-oficerom wiersze. Za uczczenie rocznicy 11 Listopada władze obozowe wymierzyły mu karę 10 dni karceru.

31 grudnia 1939 roku napisał wiersz dla żony w obozie internowania:

Cóż Ci mam pisać Jedyna, Kochana,

Jakie przesłać wyrazy, jakie dobrać słowa?

Aby krwawić przestała Twego serca rana.

Ach! Gdybym chociaż wiedział, że żyjesz, żeś zdrowa (…).

Nigdy się nie zobaczyli. Zginął w lesie katyńskim 10 kwietnia 1940 roku wraz z kolegami z Pierwszej Brygady. W kwietniu 1943 roku, w obecności przedstawicieli Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, zidentyfikowano jego szczątki pod numerem 100. Zofia Hałacińska nie dowiedziała się, co się stało z mężem. Deportowana do Kazachstanu wraz z synem, Bogumiłem, zmarła w 1942 roku w szpitalu w Kustanaju. Osierocony chłopiec znalazł się w polskim, a potem sowieckim Domu Dziecka, cudem przeżył. Wrócił do Polski w 1945 roku. Został fizykiem, uczył studentów na Politechnice Warszawskiej. Mówił im nie tylko o matematycznych regułach, ale też o historii Polski. – Bo Naród, który nie zna swoich korzeni, przestaje istnieć – powtarzał. Tracąc pod koniec życia pamięć, podkreślał, że jest szczęśliwy, bo jest ciepło i ma jedzenie. Tego, co przeszedł nigdy nie zapomniał. Zmarł w 2019 roku.

Odznaczenia państwowe

Andrzej Hałaciński był wielokrotnie odznaczany:

Orderem Virtuti Militari

Krzyżem Niepodległości

Krzyżem Walecznych (czterokrotnie)

Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski

Złotym Krzyżem Zasługi

pośmiertnie awansowany do stopnia pułkownika (2007).

Kinga Hałacińska

dziennikarka, członek Rodziny Katyńskiej i stowarzyszenia N.N. zajmującego się promowaniem historii, wnuczka Andrzeja