Pieśni gminna i wesoła. O kulturotwórczej roli pieśni ludowej

Wychowawca | 24 października 2020

Śpiew ludowy jest funkcją organizmu, jakim jest tradycyjna wspólnota. Śmierć choćby jednej osoby nieodwracalnie dokonuje zmiany w pieśni czy w całym repertuarze. Gdy pieśń milknie, wspólnoty gubią swoją niepowtarzalną tożsamość.

We współczesnym potocznym zainteresowaniu tradycyjnym śpiewem często wyraz znajduje nowoczesna mentalność: oderwana od korzeni, mocno indywidualistyczna, subiektywna, a jednocześnie poszukująca akceptacji i afirmacji. Organizatorzy warsztatów – oprócz argumentów „technicznych” (opanowanie techniki śpiewu, poprawa artykulacji, ekonomii śpiewu, koncentracji etc.) – wabią obietnicą spotkania z nieznaną częścią własnego ja, osiągnięcia jedności umysłu z ciałem, pewności siebie i wyczucia własnego ciała. Śpiew tradycyjny miałby nas, niczym pierwotny tajemniczy rytuał, wprowadzić na jakiś wyższy poziom samoświadomości1.

Tymczasem pieśń ludowa jest dziełem – a powinnam raczej napisać: „aktem” w sensie arystotelesowskim – człowieka zanurzonego we wspólnocie i skupionego na niej, a nie na swoim oddechu, umyśle czy ciele. Człowiek ten śpiewa, by coś zdziałać. Nie delektuje się swoim głosem ani umiejętnościami (zwykle w ogóle nie zdaje sobie z nich sprawy, przypisując efekt właśnie wspólnocie). Żyje i wyraża się poprzez działanie. Mówi po to, by działać. Śpiewa również po to, by czegoś konkretnego dokonać lub utrzymać rzeczywistość w jej dotychczasowym, pożądanym kształcie.

Fakt, że pieśnią ludową zajmują się etnomuzykolodzy czy folkloryści, jest oczywisty. To wąskie grono pasjonatów zasilają dodatkowo badacze szeroko rozumianej kultury – etnografowie, etnolodzy czy wreszcie antropolodzy, z Bronisławem Malinowskim na czele. To jemu ostatecznie zawdzięczamy zainteresowanie pieśnią ludową w kontekście komunikacji. Koronny tekst Malinowskiego, wydany w języku polskim pt. Problem znaczenia w językach pierwotnych (Malinowski 1981) nie bez powodu opublikowano po raz pierwszy jako suplement do pracy Ch. K. Ogdena i I. A. Richardsa The Meaning of Meaning (Ogden Richards 1923). Objaśnia on nam naturę tekstu, który nigdy w intencji twórcy nie miał funkcjonować jako pisany. Do takich należy również ustna część folkloru, w tym pieśń ludowa. Teksty te nie zostały wyposażone, tak jak znane nam dzieła artystyczne, w „machinę interpretacyjną”, która pozwalałaby je rozumieć poza kontekstem, w jakim powstały. Wynika to z pierwotnej mentalności ich twórców, która mówienie wiąże nierozerwalnie z działaniem – język jest dla niej „narzędziem działania, a nie refleksji”, jak napisze Malinowski. Użytkownicy tego rodzaju języków nie zwykli posługiwać się nimi w oderwaniu od sytuacji. Pieśni ze zbiorów Kolberga czy Siedleckiego nie sposób studiować jak wierszy z tomiku, ani sprowadzić ich do ładnego tekstu i melodii. Ich znaczenie bowiem nie zawiera się w wypowiedzi, ale tworzy nierozerwalną całość z wypowiedzią i jej sytuacją. Pieśń służy zakomunikowaniu innym członkom wspólnoty pewnych uczuć lub myśli towarzyszących danej sytuacji, aby umożliwić wspólne działanie, ustanowić więzi albo wspomóc wyładowanie gwałtownych uczuć. Pełni zatem te same funkcje, co mowa pierwotna (działanie, narracja, komunikacja społeczna oraz funkcja rytualna). Dziś z najmniejszym ryzykiem błędu, studiując warstwę językowa na tle kultury, możemy badać i opisywać jedynie funkcję fatyczną pieśni, czyli jej zdolność tworzenia więzi międzypokoleniowych poprzez zachowywanie najważniejszych treści kultury2.

Pieśni są dziełem nie jednostek – konkretnych autorów, pieśniarzy – ale twórczości kolektywnej (Bogatyriew Jakobson 1979). Na przestrzeni wieków zbiór danej społeczności rośnie niczym kłębek wełny. Narastają kolejne sensy, obrazy, normy i wierzenia. Kolejne pokolenia podejmują repertuar, a wraz z nim bogactwo ubrane w słowa i energię głosu. W ten sposób uczą się myśleć obrazami przodków, uczą się funkcjonować we wspólnocie i rozumieć świat. Śpiewając, przekazują tę wiedzę dalej. Pieśń zawiązuje wspólnotę poprzez fakt, że pozwala jej mówić jednym językiem, doświadczyć wspólnoty poprzez wtajemniczenie w ten język i w kosmos jego znaczeń.

Śpiew tradycyjny z zasady jest śpiewem w zgromadzeniu. Prowadząc badania terenowe nad wielogłosową pieśnią na Ukrainie, słuchałam śpiewu kobiet 70-, 80-letnich, które od dziecka lubiły spiwaty. Żyły blisko siebie, razem bawiły się, uczyły, pracowały i śpiewały, tworząc niepowtarzalny repertuar, złożony z pieśni, które przejęły od babek i matek. Śpiewając przez dziesięciolecia, czasami nawet nie wiedzą, że śpiewają na głosy. Pieśń jest dla nich jak rozmowa. Nie jest utworem śpiewanym dla obopólnej przyjemności, ale przyjemnością ze współdziałania – wspominaniem, pocieszaniem, odpoczynkiem.

W swojej badawczej pracy spóźniłam się, by za życia posłuchać Nastazji Sabadasz. W Utoropach jej przyjaciółki zaprowadziły mnie do jej domu. Jadłyśmy ogórki z miodem, rozmawiałyśmy, ale panie, mimo dobrych chęci i wielu prób, nie umiały zaśpiewać żadnej pieśni od początku do końca. Bez Nastki nie umiemy – podsumowały. Gdybym nie znała wcześniejszych nagrań, nie uwierzyłabym, że śpiewaczki te w ogóle potrafią śpiewać, a co dopiero, że dysponują bogatym, archaicznym repertuarem. To bardzo dobrze pokazuje, że śpiew ludowy jest życiem, jest oddychaniem. Jest funkcją organizmu, jakim jest tradycyjna wspólnota. Śmierć choćby jednej osoby, zmiana jej statusu, zmiana w życiu wspólnoty – nieodwracalnie dokonują zmiany w pieśni czy całym repertuarze. Gdy zmieniają się zwyczaje lub wymiera pokolenie, a wraz z nim pewna kultura życia – umiera też pieśń. Choć żyła dotąd z pokolenia na pokolenie, przez setki lat. Jakże stare pieśni śpiewała Nastka Sabadasz ze swymi przyjaciółkami! Ich dzieci i wnuki nie przejęły już żadnej z nich. Jeśli pieśń jest formą działania, musi zamilknąć, gdy zanika potrzeba określonego działania. Rozwinięta technologia, powodując rozpad wspólnotowych więzi, przyczyniła się do tego, że w miejsce wymarłych pieśni nie narodziły się nowe, przydatne wspólnocie w nowym świecie. Ani też nie przetrwały – ocalając tradycyjną wyobraźnię, wiarę, moralność i rozumienie świata – te, które mogłyby przetrwać: kołysanki, obrzędowe weselne i pogrzebowe. Choć te ostatnie spotkać wciąż najłatwiej. Śmierć jest doświadczeniem, którym nie zawładnęła jeszcze technologia i indywidualizacja. To wciąż jest rodzaj inicjacji, przejścia ważnego progu egzystencji. Ból i niepokój sprawiają, że ludzie chcą być razem, szukają organicznej bliskości, a wspólny śpiew pomaga im wyrazić uczucia, znaleźć sens i przejść przez trudny moment.

Gdy pieśń milknie, wspólnoty gubią swoją niepowtarzalną tożsamość. I w tym miejscu rodzi się pytanie, po co dziś odgrzebywać te zamilkłe pieśni? Po co śpiewać?

Pierwszym argumentem, dostępnym każdemu, jest tęsknota za doświadczaniem wspólnoty w sposób zintegrowany, kiedy zbiorowość jest nie tylko faktem ujmowanym przez rozum, ale przeżywanym na poziomie ciała (poprzez spotkanie, wysiłek wspólnego śpiewu i doznanie siły głosu), a czasem wręcz ducha: poprzez wzruszenie, ukojenie, wspólne przeżycie. Jest to nie tylko kwestia estetyki. Zwłaszcza dla młodych ludzi bywa to doświadczeniem egzystencjalnie przemieniającym, budzącym, zupełnie inne niż indywidualistyczne, wyobrażenie o sobie między ludźmi. To nowe rozumienie więzi i relacji często przenoszone jest potem na inne sfery życia.

Dla niektórych śpiew bywa powrotem do korzeni, do mentalności i wrażliwości bliskiej przodkom. Dla sporego grona pozostanie on jednak tylko rodzajem historycznej rekonstrukcji, próbą poznania przez odtworzenie. Jedni wybiorą jednogłosowe pieśni polskie, inni polifonię ukraińską, jeszcze inni litewskie sutartinės. Czasem wraz z pieśnią zgłębią konteksty kulturowe: obrzędowość, symbolikę, kulturę materialną. Może zrodzi się pasja.

Wciąż jednak najłatwiej ożywić tradycyjny śpiew w przestrzeni liturgii i wiary. Jeszcze sytuacja wykonania tych pieśni jest do odtworzenia, a ich zbiory nie tak bardzo zapomniane. Tradycyjne pieśni kościelne są bramą do niesłusznie zapomnianej pobożności i szkołą przeżywania spraw świętych. Bez śpiewu trudno wytrwać przy Grobie Pańskim do poranka Wielkiej Soboty – śpiew przeprowadza przez czuwanie, dyktuje jego treść, ożywia stosowne uczucia, pozwala odpowiedzieć Bogu, poprzez wysiłek artykulacji angażuje całego człowieka, a poprzez wspólnotę udziela fizycznego wsparcia. A ponadto, jak każdy śpiew wspólnotowy, włączając głos śpiewającego w śpiew z przeszłości, włącza go w zbiorowość wykraczającą poza doczesność, otwiera przed nim daleko szerszy horyzont niż aktualny przebój lata, budząc odwagę i nadzieję.

Bez względu na motywację, kontakt ze śpiewem tradycyjnym jest zawsze doświadczeniem pierwotnej mentalności. Wejściem, choć na chwilę, w stan harmonijnej spójności czucia, myślenia i działania. Doświadczeniem życia w świecie, gdzie znajomość i szacunek dla nadprzyrodzonych i ustanowionych praw jest niezbywalnym źródłem ludzkiej godności i pokoju.

Bibliografia:

Bogatyriew Piotr, Jakobson Roman (1979), Folklor jako swoista forma twórczości, przeł. F. Wayda, [w:] Bogatyriew Piotr, Semiotyka kultury ludowej, wstęp, wybór i oprac. M. R. Mayenowa, Warszawa.

Malinowski Bronisław (1981), Problem znaczenia w językach pierwotnych, przeł. A. Waligórski, [w:] A. K. Paluch, Malinowski, Warszawa.

Ogden Charles K., Richards Ivor A. (1923), The Meaning of Meaning: A Study of Influence of Language upon Thought and of the Science of Symbolism, Cambridge.

Wenklar Kinga (2011), Kobieta Pokucia i Huculszczyzny. Studium etnolingwistyczne, Kraków.

Kinga Wenklar

doktor nauk humanistycznych, etnolingwista, prowadziła badania terenowe nad pieśnią na Pokuciu i Huculszczyźnie (Ukraina), autorka książki “Kobieta Pokucia i Huculszczyzny”, uczyła się śpiewu tradycyjnego u Tatiany Sopiłki (Zespół Drewo) i Mariany Sadovskiej (Teatr Gardzienice) oraz na letnich szkołach Fundacji Muzyka Kresów (Lublin).

1 Por. „Dłuższe spotkania warsztatowe – minimum czterodniowe – w otoczeniu natury, przy udziale diety wegetariańskiej (…). Ich celem jest pogłębienie relacji z własnym głosem, oddechem, ciałem, poszukiwanie własnej, jednostkowej pieśni, indywidualnego brzmienia, wyjście poza lęk, eksploracje dźwięku na wielu poziomach, uruchomienie drzemiących w człowieku strun muzyczności” (Laboratorium Pieśni); „Dzisiaj większość ludzi nie wyczuwa potencjału swojego głosu, często nie wie, jak go używać, czuje się z nim niepewnie lub boi się go lepiej poznać. (…) Jest jednak możliwe ponowne dotarcie do tej unikalnej dźwiękowej jakości. Odkrycie jej w sobie może nam dostarczyć dużo radości, poszerzyć możliwości naszej ekspresji, a przy okazji rozwinąć naszą świadomość operowania głosem na co dzień” (Śpiewoluby); „Warsztaty (…) odmienią Twoje życie na wielu płaszczyznach. Mogą być początkiem wspaniałej przygody, odkryciem świata dźwięków, głębokim relaksem, a nawet uzdrowieniem” (Maloka).

2 Do takich prób należy m.in. książka mojego autorstwa Kobieta Pokucia i Huculszczyzny. Studium etnolingwistyczne (2011), w której w oparciu o pieśni z regionu odtwarzam językowy obraz kobiety i jej ról społecznych, od narodzenia do śmierci, utrwalony przez wspólnotę w pieśniach jako istotny i znaczący.