Piękno różnorodności

Maria Kowal | 30 marca 2021

O rodzeństwie, relacjach między nimi i troskach rodziców z Anną Kucharską-Zygmunt, psychologiem, trenerem warsztatów psychoedukacyjnych, współautorką projektu latarnia.edu.pl i mamą czworga dzieci, rozmawia Maria Kowal.

Mamo, a ona zawsze! Mamoo, a on ciągle! Każda mama i każdy tata znają takie sytuacje aż za dobrze. Kiedy interweniować? Jak rozpoznać moment, w którym rodzice powinni pomóc dziecku rozwiązać konflikt z rodzeństwem?

Z mojego doświadczenia wynika, że im później następuje interwencja, tym lepiej. Interwencja konieczna jest w momencie, gdy jesteśmy przekonani, że dzieje się coś niebezpiecznego. Natomiast mnie nie raz zdarzył się falstart – wydawało mi się, że opresja jest wielka, rozpoczynałam działania, a dzieci w momencie mojego wtargnięcia w ich relacje były pełne pretensji, że coś im zakłóciłam. Jeśli konflikt rozgrywa się na naszych oczach, lub zostajemy wzywani na pomoc i mamy poczucie, że sprawa jest poważna, trzeba wkroczyć zdecydowanie i przerwać tę sytuację. Jeśli są to np. osoby bijące się, trzeba je fizycznie rozdzielić i szybko opisać sytuację, na przykład: „Widzę, że ty jesteś cały spocony i zapłakany, a ty nawet masz krew na policzku, a guziki są oberwane. To, co robicie, jest niebezpieczne i nie zgadzam się na to!” – trzeba postawić jasną i ostrą granicę. Później, po opatrzeniu ewentualnych ran, należy porozmawiać z każdym dzieckiem osobno. Dla uspokojenia emocji, można wysłać każde dziecko w inne miejsce: „Ty sobie usiądź tutaj, a ty idź do swojego pokoju. Jak ochłoniecie, to porozmawiamy”. Jeśli to widać wyraźnie, warto zająć się tym dzieckiem, które jest ofiarą. Wówczas agresor ponosi konsekwencje w postaci braku uwagi. Co nie znaczy, że później nie należy wrócić do rozmowy. Kwestią wyczucia jest, kiedy ta rozmowa powinna się odbyć – czy kiedy się uspokoimy, czy zaraz. Jeśli agresor jest chętny do rozmowy od razu, to trzeba być dla niego dyspozycyjnym jak najszybciej, aby nie musiał trzymać w sobie napięcia, związanego z całą sytuacją. Ale jeśli nie jest chętny i wiemy, że to my będziemy aranżować rozmowę, wówczas nie musimy robić tego natychmiast. Dobrze jest przeznaczyć odpowiedni czas i stworzyć dobre warunki do rozmowy – ważne są intymność i poczucie bezpieczeństwa. Dla agresora będzie to rozmowa o czymś trudnym, więc wymaga szczególnej oprawy i indywidualnego kontaktu – bez widowni, bez dopowiedzeń i bez komentarzy.

Natomiast na skargi typu „bo on…, bo ona…” można reagować nazywając uczucia dziecka: „Widzę, że się nie zgadzacie. Ty jesteś zdenerwowany, a ty jesteś smutny. Nie wiem, czy zapraszacie mnie do rozstrzygania czegoś. Wolałabym, żebyście sami dogadali się, bez inwektyw czy rękoczynów”. Na ile jest to możliwe, trzeba oddawać pałeczkę dzieciom, będąc „głosem zza kadru”, opisującym sytuację. Poza nazywaniem uczuć dzieci można nazwać też swoje uczucia: „Denerwuję się, kiedy wołacie mnie, gdy gotuję obiad, bo zależy mi na tym, żeby skończyć swoją pracę. Zależy mi też na tym, abyście się dogadywali bez mojego udziału”. Zrelacjonowanie sytuacji bardzo pomaga, bo dzieci będąc w wirze akcji nie widzą, jak to wygląda z zewnątrz: „Już od 10 minut słyszę, że jeden krzyczy, że mu nie pożyczy, a drugi, że mu się należy. Widzę, że trudno wam się dogadać. Ale tak naprawdę, nie wiem, o co dokładnie chodzi”. Ważne jest zaaranżowanie początku rozmowy, a to, jak się cała rzecz potoczy dalej, to już życie pokaże. Każda relacja pomiędzy dwojgiem ludzi jest relacją właśnie między tymi ludźmi – i oni muszą ją budować razem. Dla osoby trzeciej praktycznie nie ma wiele do zrobienia, jeżeli chodzi o aranżowanie owej relacji.

Natomiast w rozwiązywaniu konfliktów jako główną zasadę warto przyjąć tę, żeby interweniować jak pogotowie, a nie jak policja – najczęściej nie dojdzie się, kto zaczął, i kto komu od początku co zrobił. Trzeba „opatrzyć rany i dowieźć w bezpieczne miejsce”.

Bardzo chcemy aby nasze dzieci były przyjaciółmi. Ale co wtedy, gdy mają tak odmienne charaktery, że „nie ma chemii” między nimi. Jak możemy pomóc dzieciom budować relacje z rodzeństwem?

Myślę, że jeśli my, jako rodzice, potrafimy docenić indywidualność każdego z naszych dzieci i czynić ich świadkami doceniania „inności” drugiego, wówczas pokazujemy tę różnorodność jako coś ciekawego i cennego. Cieszmy się i komentujmy tę różnorodność: „To jest dla mnie ciekawe, jak ty zaaranżowałeś ten kącik w pokoju. Ja bym nie pomyślała, ze można wstawić tu tę starą skrzynię, którą chciałam wyrzucić i że, przykryta kocem, będzie takim przytulnym siedziskiem!”. Rodzeństwo różni się między sobą, ale też dzieci różnią się od nas samych! Warto pokazywać dzieciom wartość tego, że ludzie są różni, że warto się temu przyglądać i tym inspirować, a nie deprymować i porównywać z innymi. My sami, jako dorośli, mamy tendencję do porównywania naszych dzieci. To jest zakazane i to bardzo źle robi rodzeństwu oraz relacjom między rodzeństwem. Porównywanie dzieci, czy w domu, czy w szkole, przyczynia się do antagonizowania ich. Dzieci i tak decydują się na pewną rywalizację, w takim zakresie, w jakim jej potrzebują – w jakim daje im to motywujące ostrogi, i to jest zdrowe. Ale jeśli jest to coś zewnętrznego, bywa bardzo destrukcyjne.

Spontaniczne sytuacje domowe mogą służyć docenianiu różnorodności, a przynajmniej możemy uczyć się jej oswajania i przyjmowania, rozmawiając o tym. Kiedy dzieci ze względu na bardzo różniące się charaktery wchodzą w raniące relacje i następnie przychodzą do nas, żaląc się i oceniając swoje rodzeństwo bardzo surowo, można je wesprzeć: „Wiem, że to może być trudne, kiedy jesteś przekonany, że brat cię w ogóle nie rozumie – jest ci smutno…”. Taka rozmowa może prowadzić do refleksji, że ludzie są różni, i że w szkole, w pracy czy w innych miejscach spotykamy bardzo różne osoby. Że z jednymi się przyjaźnimy, a inni są dalszymi znajomymi. Natomiast każdemu warto się przyglądać z ciekawością i szacunkiem. Inspirować się innymi, a nie bać się ludzi ze względu na ich odmienność.

Rodzice dobrze znają zasadę „sprawiedliwie nie znaczy po równo”. Wiemy, że działa ona dobrze. Ale co wtedy, gdy metodą „dam każdemu to samo” chcemy kupić sobie trochę „świętego spokoju”?

Ta treść jest zablokowana

Wykup prenumeratę z dostępem do wersji elektronicznej.

fot. Dominka Dutka www.lifestylekrakow.pl