Od zaangażowania do dojrzałości

Anna Kucharska - Zygmunt | 15 września 2020

Wiele lat temu pracowałam w szkole jako nauczycielka w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Dzieci dostawały małe prace domowe do wykonania i ich rodzice nieustannie domagali się ode mnie, abym zaznaczała w ćwiczeniach lub pisała w dzienniczku, co jest na zadanie. Wielokrotnie tłumaczyłam im, że tak jak uczę dzieci liter czy liczenia, tak chcę je nauczyć pamiętania o własnym zadaniu. Że dobrze wiem, iż nie każde dziecko będzie od razu umiało to zapamiętać i ja jestem na to przygotowana. Tak jak ćwiczymy czytanie, tak ćwiczymy branie odpowiedzialności za swoje prace domowe. Dzieci nie były w żaden sposób oceniane za brak zadania. Zastanawialiśmy się wspólnie, co komu pomoże przypomnieć sobie o nim w domu. Dzieci miały własne, różne pomysły na zaznaczanie zadanych ćwiczeń. Ja zadawałam mało, przypominałam wielokrotnie w ciągu dnia czego oczekuję „na jutro”, zapoznawałam je z mnemotechnikami. Pamiętam nawet, że zainspirowani Słoniem Trąbalskim, sprawdzaliśmy jak zadziała w kwestii pamięci zawiązywanie supła na własnej wirtualnej trąbie. U kilku osób zadziałało! A jaki dumny był z siebie każdy zapominalski, gdy udało mu się w końcu któregoś dnia zapamiętać zadanie, wykonać je i przynieść do szkoły!

Aby zaprosić dziecko do zaangażowania, sprawić by coś było „jego sprawą”, by przejęło się jakimkolwiek zadaniem i przejęło odpowiedzialność za nie dorośli muszą je obdarzyć zaufaniem oraz wyrozumiałością i cierpliwością. Skoro jednak rodzice zaganiają dziecko do biurka, a nauczyciel punktuje za każdy brak zadania i tyle jest w tym emocji oraz zaangażowania dorosłych, to dziecko przestaje być tu podmiotem odpuszcza sobie, wszak zostanie „dopilnowane i się od niego wyegzekwuje”. Będzie uczone i wychowywane, więc nie musi „uczyć się” i samowychowywać. Nie uczy się pilnować siebie, mając tylu pilnujących obok. Pamiętajmy, że tam gdzie jest presja pojawia się opór.

Dzieci ze swojej natury są ciekawe świata, pragną wiedzieć co i dlaczego działa, zadają tysiące pytań… Gdy ruszają do szkoły, nierzadko okazuje się, że pytania są niemile widziane, a nieszablonowe prace (czy odpowiedzi) bywają oceniane nieadekwatnie do włożonej weń pracy i pomysłowości autora. Rzecz jasna nie sprzyja to podtrzymaniu (i rozwijaniu) głodu wiedzy u dzieci.

Jeśli chcemy wychowywać dzieci do dojrzałości, z którą związana jest wewnątrzsterowność, nie możemy stosować długodystansowo metody kija i marchewki. Uczyć działania dla nagrody (celujący) lub lęku przed błędem, za który grozi kara (niedostateczny!). Efekt końcowy nie zawsze od razu jest zadowalający, trzeba docenić cały proces uczenia się, także starania, nawet gdy nie są zwieńczone sukcesem. Motor rozwojowy dziecka i jego ciekawość świata zadziałają, gdy pozwolimy mu na stosunkowo dużo swobody i obdarzymy zaufaniem. Wsparcie dziecka w rozpoznawaniu własnych emocji i potrzeb, aby mogło odkrywać swoje talenty, zasoby, preferencje to jest droga do budowania motywacji wewnętrznej, pozwalającej rozwijać indywidualny potencjał. Jeśli oduczymy dzieci zwracania się ku swojemu wnętrzu, poprzez osaczenie ich nadmiarem uważanych przez nas za ważne: treści, oczekiwań, celów nie dziwmy się, że staniemy wobec zagubionych, sfrustrowanych młodych. Młodych, którzy z „zewnątrz” oczekują odpowiedzi na pytania: Kim jestem? Po co jestem? Kim chcę być? Co i po co chcę w życiu robić?

Anna Kucharska-Zygmunt