O wojnie cywilizacyjnej

bp Piotr Turzynski | 22 września 2020

Coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, że uczestniczymy w wojnie cywilizacyjnej. Środowiska lewicowe i LGBT chcą wywrócić świat do góry nogami. Zmieniają pojęcia, relatywizują prawdę, chcą zawłaszczyć rzeczywistość. Kategoria seksualności, skądinąd ważna i delikatna, dotąd uznawana za intymną, bardzo osobistą i naturalnie wstydliwą, została pozbawiona powiązań z dojrzałością, odpowiedzialnością, wyprana ze wszystkich odniesień etycznych i dominująca. Niektóre organizacje, ze swoimi programami, chcą uczyć dzieci czerpania przyjemności ze swoich narządów płciowych, chcą oswajać z seksualnością, jakby ona była tylko jakąś technologią, a człowiek bezduszną maszyną. W imię czego człowiek ma obnosić się ze swoją seksualnością? Sławna konwencja stambulska, którą jednak należy wypowiedzieć w imię dobra społeczeństwa i następnych pokoleń, w artykule 12 w punkcie 1 podaje zadziwiające słowa: „Strony podejmą działania niezbędne do promowania zmian wzorców społecznych i kulturowych dotyczących zachowania kobiet i mężczyzn w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz innych praktyk opartych na idei niższości kobiet lub na stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn”. Tutaj naturalny model ról kobiety i mężczyzny jest nazywany stereotypowym, a więc trochę nudnym, nie innowacyjnym i w takim razie negatywnym, z którym trzeba walczyć. To jest absolutny brak szacunku do natury. Papież Benedykt XVI mówił, że „manipulowanie naturą, potępione dziś w odniesieniu do środowiska, staje się tutaj podstawowym rozstrzygnięciem, którego człowiek dokonuje wobec samego siebie. Istnieje już tylko człowiek w pojęciu abstrakcyjnym, który sam wybiera sobie coś takiego jak własna natura”. W takim ujęciu człowiek stawia się ponad Stwórcą, ponad naturą i sam chce siebie stworzyć, bez żadnych zasad, bez dobra i zła, bez odpowiedzialności. Te przerażające idee próbuje się przełożyć na szkołę i edukację. W artykule 14 wspomnianej konwencji w punkcie 1 znajdujemy zalecenie: „strony podejmują działania konieczne do wprowadzenia do oficjalnych programów nauczania na wszystkich poziomach edukacji materiałów szkoleniowych (…) dotyczących równouprawnienia kobiet i mężczyzn, niestereotypowych ról przypisanych płciom, wzajemnego szacunku, rozwiązywania konfliktów w relacjach międzyludzkich bez użycia przemocy, a także dotyczących przemocy wobec kobiet ze względu na płeć oraz prawa do nienaruszalności osobistej”. Jak widać, pośród szeregu dobrych rzeczy, co do których nie mamy wątpliwości, że trzeba ich uczyć, wsadzono konieczność uczenia „niestereotypowych ról przypisanych płciom”. Diabeł tkwi w szczegółach. Zamiast uczyć, że chłopiec ma być męski, odpowiedzialny, odważny, trzeba go uczyć niestereotypowo, a więc na odwrót. I to jest przewrotność.

Wojna cywilizacyjna dopiero się właściwie rozpoczęła. Środowiska lewicowe i LGBT przywłaszczają sobie słowa, pojęcia, symbole, jak na przykład biblijny symbol tęczy, oznaczający przymierze miłości Boga z ludźmi. Zmieniają pojęcie tolerancji, czyniąc z niego bożka, któremu należy się kłaniać. Nie do zniesienia dla nich jest ewangeliczne przykazanie miłości, ogarniające także nieprzyjaciół. A przecież ono jest piękniejsze niż tolerancja. Środowiska te chcą zawładnąć przestrzenią publiczną, zdobywając ulice przy pomocy obleśnych i prymitywnych marszów oraz manifestacji.

Szkoła i nauczyciele powinni być czujni, aby pod płaszczykiem jakiejś pseudonowoczesności czy psychologii, rodem z piekła, nie pozwolić na seksualizację dzieci i młodzieży, ale uczyć odpowiedzialności, pokazywać jasno granice między dobrem i złem oraz piękno rodziny i małżeństwa, broniąc tradycyjnych wartości.

bp Piotr Turzyński