Niebezpieczny marsz na skróty, czyli o propozycjach zmian w podstawie programowej z języka polskiego

Wychowawca | 5 kwietnia 2024

Dwa miesiące wystarczyły resortowi Barbary Nowackiej, aby zaproponować zmiany w podstawie programowej prawie 20 przedmiotów. Wynik rekordowy, biorąc pod uwagę znaczenie podstawy programowej w systemie oświatowym oraz wieloaspektowość zmian, dokonywanych w tak kluczowym dokumencie.

12 lutego tego roku Ministerstwo Edukacji Narodowej na swojej stronie zaprezentowało propozycje zmian, otwierając zarazem tzw. prekonsultacje dla wszystkich chętnych. Idea godna pochwały, gdyby nie to, że otrzymaliśmy na analizę zamieszczonych dokumentów niecałe siedem dni. Zarówno więc tempo przygotowania zmian przez MEN, jak i skandalicznie mało czasu na ich analizę przez obywateli skłania do zadania kilku pytań. Komu i dlaczego zależy na tym, żeby już od września tego roku uczniowie uczyli się według nowych podstaw? Czy w takim pośpiechu przygotowana reforma może zostać zrobiona rzetelnie? Czy realnie jesteśmy partnerem w tym dialogu, skoro dostaliśmy tydzień na analizę dokumentów? A może reformy, które ujrzały światło dzienne 12 lutego, były przygotowywane już dużo wcześniej? Kto zatem uczestniczył w wykreślaniu noblistów i bohaterów narodowych oraz elementów empirii w podstawach programowych?

Europejski kontekst zmian w podstawach programowych

Ten zadziwiająco szybki marsz na skróty dziwi szczególnie dlatego, że MEN od razu zapowiada, że to tylko zabiegi kosmetyczne, a kompleksowa reforma programowa wejdzie w życie do szkół podstawowych dwa lata później (1 września 2026), a do szkół ponadpodstawowych w roku szkolnym 2028/2029.

Nieco światła na tę sprawę rzucił prof. Andrzej Waśko, doradca prezydenta RP, przewodniczący Rady ds. Rodziny, Edukacji i Wychowania, wykładowca UJ, który podczas konferencji prasowej 23 lutego br. zwrócił uwagę na to, że „polityka oświatowa, która dotąd w UE była całkowicie powierzona kompetencji rządów krajowych, stanie się częścią polityki unijnych i w związku z tym, w przypadku przyjęcia tych traktatów [europejskich – przyp. red.], będziemy mieli do czynienia z całkowicie nową sytuacją – tzn. kontrolę nad polskim szkolnictwem obejmie bezpośrednio UE”1.

Należy też zauważyć, że trzy tygodnie przed opublikowaniem przez MEN propozycji zmian w podstawach programowych, czyli 24 stycznia 2024 roku, miała miejsce przemilczana przez media wizyta w Polsce Iliany Iwanowej, europejskiej komisarz ds. innowacji, badań naukowych, kultury, edukacji i młodzieży. W tekście opublikowanym w „Głosie Nauczycielskim” podkreśliła ona, że „w ostatnich latach państwa członkowskie, instytucje unijne i społeczność edukacyjna połączyły siły, aby budować europejski obszar edukacji. Inicjatywa ta wyraża naszą wspólną wizję, jak powinny wyglądać włączająca edukacja wysokiej jakości i uczenie się przez całe życie, dostępne ponad granicami i dla wszystkich”. Komisarz mówiła o transnarodowej mobilności edukacyjnej i o wspólnym edukacyjnym dyplomie. Europejski Obszar Edukacji to plan, aby zunifikować wszystkie systemy oświatowe w UE, czyli pozbawić je komponentów narodowych, co będzie miało miejsce po przyjęciu zmian w Traktatach Europejskich2. Dopiero w tym kontekście wyraźnie widać cel przyświecający zaproponowanym zmianom w podstawach programowych. Można też lepiej zrozumieć pośpiech, w jakim są realizowane oraz ekspresowe tempo pracy…

Krytyka z wielu stron

Mimo tego, że czasu było tak mało, do MEN wpłynęły aż 50 262 ankiety z uwagami dotyczącymi zmian w podstawach programowych, z czego najwięcej dotyczyło historii (31 411) i języka polskiego (11 092), pozostałe przedmiotu historia i teraźniejszość (2 820) oraz biologii (1 519)3.

Środowiskom patriotycznym i wolnościowym, w tym także Stowarzyszeniu Nauczycieli i Pracowników Oświaty „Nauczyciele dla Wolności”, które reprezentuję, udało się opracować ekspertyzę dotyczącą przedmiotów humanistycznych, która trafiła do ministerstwa, a także za sprawą mediów społecznościowych do wielu Polaków i znajduje się na naszej stronie internetowej https://nauczycieledlawolnosci.pl/2024/02/19/ocena-wybranych-propozycji-zmian-w-podstawie-programowej. Uczestniczyłam w przygotowaniu komentarza do zmian w podstawie programowej języka polskiego, a także z ramienia swojego stowarzyszenia wzięłam udział w prekonsultacjach on-line, zorganizowanych przez MEN dla organizacji pozarządowych. Zmiany w podstawach programowych są mocno krytykowane. Czego dotyczą w zakresie nauczania języka polskiego?

Wstydzenie się noblistów i fragmentaryzacja

W przestrzeni publicznej największym echem odbiły się zmiany dotyczące kanonu lektur. Mocno niepokojące jest bowiem, że polscy uczniowie przez cały okres edukacji nie będą mieli okazji przeczytać Pana Tadeusza od deski do deski. Fragmenty mają poznać zarówno w szkole podstawowej, jak i średniej. Nikt nie określa jednak, ile ich ma być i konkretnie jakie. Może się więc zdarzyć, że jakiś uczeń nie pozna nawet Inwokacji. Zdecydowanie epopeja Mickiewicza powinna pozostać w podstawie programowej w całości, ale według wielu nauczycieli jej miejsce jest w szkole średniej, a nie podstawowej. Można też zauważyć niebezpieczną tendencję do prezentowania lektur we fragmentach, zamiast w całości. Tak ma być potraktowany nie tylko Pan Tadeusz, ale i W pustyni i w puszczy. Tego typu zabiegi nie pozwalają zobaczyć kontekstu, uczą fragmentaryzacji świata, a nie spojrzenia całościowego.

Nawet dla samych uczniów nie jest zrozumiałe pozbywanie się z obowiązkowego kanonu noblistów. Słuszne oburzenie budzi przeniesienie do rozszerzenia Chłopów Reymonta (uczniowie i tak czytają tylko 1 tom). Dyskusyjne jest także zupełne wykreślenie Quo vadis Sienkiewicza, choć wiele osób zauważa, że to utwór również zdecydowanie za trudny dla uczniów podstawówki.

Zbyt patriotyczne…

Zdecydowanie niesłuszne jest pozbycie się ze szkoły podstawowej takich perełek jak Reduta Ordona, Śmierć Pułkownika albo Powrót taty Adama Mickiewicza, W pamiętniku Zofii Bobrówny Słowackiego czy Moja piosnka II Norwida. Może te dzieła – zbyt chrześcijańskie i niepotrzebnie kształtujące postawy patriotyczne – nie wpisują się w Europejski Obszar Edukacyjny? Plan unifikacji europejskich systemów nauczania stoi za plecami naszych narodowych wieszczów i czeka na zmianę warty…

Każdy obywatel powinien znać hymn państwowy. Dobrze również, żeby wiedział, jakie inne pieśni pretendowały do tego miana. Dlatego powinien usłyszeć o Rocie Marii Konopnickiej czy Hymnie do miłości Ojczyzny Ignacego Krasickiego, które również mają odejść do lamusa, razem z utworami Władysława Bełzy, m.in. Katechizmem polskiego dziecka. Niebezpieczne również, ale harmonizujące z ogólną tendencją wynaradawiania, jest wykreślenie z podstawy pieśni i piosenek patriotycznych. To teksty łatwe w przyswojeniu i omówieniu, będące świadectwem dziejów, które młody Polak powinien umieć rozpoznawać i śpiewać wraz z innymi, budując poczucie jedności narodowej.

Współczesności nie można zrozumieć bez przeszłości

Wszyscy nauczyciele uczący w liceum zgodnie przyznają, że za mało jest godzin, aby zdążyć z całym materiałem przed maturą. Z pewnością coś należy tu zmienić (Może dodać jedną godzinę tygodniowo…?). Jak bowiem omówić dramat Szekspira podczas czterech lekcji, jak proponują rozkłady materiału? Słuszna jest myśl, aby młodzież zapoznawać z literaturą współczesną, najnowszą. Nie zrozumie ona jednak tych tekstów bez znajomości kanonu lektur europejskich i polskich z wieków dawnych. Musi dobrze znać Biblię i mitologię grecko-rzymską, do której wciąż nawiązują literaci. Każdy uczeń powinien znać dzieje Odysa czy rodowód starożytnego teatru, które zostały wykreślone. Musi też zapoznać się ze średniowiecznymi wzorcami, dlatego niesłuszne jest wykreślenie Legendy o św. Aleksym czy Kroniki polskiej. Aby zrozumiał lepiej Trylogię, powinien przeczytać fragmenty Pamiętników Jana Chryzostoma Paska. Trudno sobie również wyobrazić młodego człowieka, który nie zna historii kochanków z Werony, a taki los chce polskim uczniom zgotować ministerstwo, wyrzucając z kanonu lektur Romea i Julię. Nie należy również z podstawy zabierać Konrada Wallenroda Mickiewicza czy Rozdziobią nas kruki, wrony Żeromskiego. Zdecydowanie również bardzo ważnym uzupełnieniem dla opowiadań Borowskiego jest Raport Witolda Pileckiego, a dla Profesora Andrewsa Tokarczuk – Raport o stanie wojennym Nowakowskiego, i tych tekstów zdecydowanie nie należy się pozbywać.

Komu przeszkadzają lektury uzupełniające?

Nie bardzo też rozumiem potrzebę wyrzucania czegokolwiek z lektur uzupełniających. Są to przecież teksty, które nauczyciel może, a nie musi omówić. Spokojnie powinny tam zostać i Listy do matki Słowackiego, i wybór wierszy różnych poetów czy teksty Jana Pawła II i Wyszyńskiego. Jeśli rezygnujemy z Eneidy, Wyznań czy Summy teologicznej jako lektur obowiązkowych, pozostawmy teksty te jako uzupełniające. Generalnie zauważyć można przykrą zasadę: obecna ekipa wykreśla przede wszystkim to, co zostało dodane za rządów PiS-u. A przecież nie powinno chodzić o rozgrywki polityczne, ale o odpowiedzialne kształtowanie młodego pokolenia Polaków.

O tym, że jest to jednak walka ideologiczna świadczy fakt, że mimo zapewnień resortu, iż jego działania mają odchudzić podstawę programową, dodano do lektur uzupełniających nowy tekst: debiut prozatorski Marii Halber pt. Strużki, który został wydany dwa miesiące przed prezentacją zmian. Tymczasem jest to utwór napisany przez bliżej nieznaną szerokiemu gronu odbiorców „osobę autorską zaangażowaną politycznie”, jak sama autorka o sobie mówi, twierdząc, że chce zmieniać „kolektywną wyobraźnię”. Wyrzucają więc Jana Pawła II czy kard. Wyszyńskiego, ale znajdują miejsce dla feministki…

Co jednak skreślić?

Nauczyciele skarżą się, że uczniowie nie rozumieją dawnych tekstów, dlatego niektórzy chcą ulżyć młodym ludziom i pozbawić ich obowiązku zaznajomienia się z trudnymi utworami. Czy jednak szkoła to ma być miejsce, gdzie wszystko jest łatwe i przyjemne, przychodzące bez wysiłku? Zdecydowanie nie. Szkoła to, w myśl klasycznej pedagogiki, miejsce pracy umysłowej, wysiłku intelektualnego i duchowego. Wysiłek włożony w zrozumienie staropolskich tekstów rozwinie umysły, poszerzy horyzonty oraz zasób słownictwa i z pewnością nikomu nie zaszkodzi. Jeśli coś usuwać, to raczej teksty bardziej współczesne –„Madame” Antoniego Libery czy „Katedrę” Dukaja, utwory Balińskiego, Wencela, Rymkiewicza, Polkowskiego, Stempowskiego czy Gaycego. Nie płakałabym nad porzuceniem Odprawy posłów greckich, Z legend dawnego Egiptu, Chmur Arystofanesa czy futurystów, których można zaprezentować za pomocą paru charakterystycznych tekstów. Zostawiłabym jedną, najbardziej znaną sielankę Karpińskiego jako egzemplifikację nurtu sentymentalnego.

Bezrefleksyjnie i bez narzędzi

Oprócz zmian w kanonie lektur, warto zwrócić uwagę na kilka innych modyfikacji. Nie zgadzam się z wieloma wykreśleniami, ale zwrócę uwagę na parę wybranych. Ministerstwo chce być nowoczesne i hołduje wielu nowym ideologiom. A jednak rezygnuje z refleksji nad funkcjonalnością języka (SP IV–VI II 1.7 i II 1.11), a także unika zachęty do pogłębionej lektury tekstów literackich i odnoszenia ich do własnego doświadczenia (SP IV–VI I 1.16). Okazuje się, że wrażliwy, mądry absolwent, który potrafi rozpoznać konteksty kulturowe i historyczne utworów literackich (SP VII–VIII I 1), nie jest w obszarze zainteresowań resortu.

Dużo mówi się o problemach psychicznych dzieci i młodzieży, o braku umiejętności społecznych czy o wzroście zachowaniach agresywnych. Tymczasem MEN proponuje rezygnację z ćwiczenia umiejętności reagowania na przejawy agresji językowej, np. poprzez zadawanie pytań, proszenie o rozwinięcie lub uzasadnienie stanowiska, wykazywanie sprzeczności wypowiedzi (LO III 2.3 zakres podstawowy). Młodzi ludzie, niewspierani w nabywaniu takich umiejętności, na agresję słowną odpowiedzą agresją… ale niekoniecznie li tyko językową. Autorzy zmian zrezygnowali również z zapisu o rozpoznawaniu elementów erystyki w dyskusji oraz ocenianiu ich pod względem etycznym (LO III 1.9 zakres podstawowy). Szkoda, że nie chcą ułatwić młodzieży podjęcia refleksji nad sposobami rozwiązywania sporów i udowadniania swoich racji.

Szkoła to tylko pewien etap w życiu człowieka, który po jej ukończeniu wkracza w świat ludzi dorosłych. Rynek pracy wymaga od młodego pracownika pewnych określonych umiejętności. Najpierw trzeba aplikować na odpowiednie stanowisko, składając CV i list motywacyjny, uczestnicząc w rozmowie kwalifikacyjnej. Potem czekają nas często publiczne wystąpienia, udział w projektach, wygłaszanie referatów czy też demonstrowanie prezentacji lub towarów klientowi. Wszystkie te umiejętności można by przynajmniej w jakiejś mierze wyćwiczyć w szkole, gdyby… pozostawiono chociaż egzemplifikację form uczestnictwa w projektach i konkursach, czyli umiejętność tworzenia różnorodnych prezentacji, projektów wystaw, realizacji krótkich filmów z wykorzystaniem technologii multimedialnych (SP VII–VIII IV 4). Niestety wszystkie te atrakcyjne dla młodego człowieka formy odejdą w zapomnienie… Tak samo jak CV, list motywacyjny, życiorys czy protokół (SP VII–VIII II 2.1, LO III 2. 5 zakres podstawowy).

W świecie mediów – poważne zagrożenie!

Choć otoczeni jesteśmy przez media, resort nie uważa za potrzebne, aby uczyć dzieci i młodzież korzystania z tych dobrodziejstw współczesności. Z podstawy programowej postanawia usunąć zapisy, które obejmują umiejętność identyfikowania i rozumienia zarówno tekstów publicystycznych (SP IV–VI I 2.1), dzieł filmowych (SP IV–VI I 2.9), jak i reklam – i to zarówno w szkole podstawowej (SP VII–VIII III 1. 8), jak i w średniej (LO III 1.8 zakres podstawowy). Uczeń nie będzie już ćwiczył rozpoznawania i rozróżniania środków perswazji oraz manipulacji w reklamowych tekstach kultury oraz nie będzie określał ich funkcji. Nie podejmie również refleksji nad pragmatycznym i etycznym wymiarem obietnic, składanych w tekstach reklamy.

Krytycznie należy również ocenić fakt, że niepotrzebne jest już, według ministerstwa, określanie cech stylu wypowiedzi internetowych oraz wartościowanie wypowiedzi tworzonych przez internautów (LO II 2.8 zakres rozszerzony). Jak widać, uczniowie zostaną pozbawieni umiejętności krytycznego przyjmowania otaczającej ich medialnej rzeczywistości. Nie rozpoznają kłamstwa ani manipulacji, czyli uwierzą we wszystko, co przekażą im media.

Polityka Cyfrowej Transformacji Edukacji

Tendencja ta koresponduje z kolejnym niebezpiecznym rządowym projektem, którego konsultacje – w odróżnieniu od prekonsultacji dotyczących podstaw programowych czy rozporządzenia o pracach domowych – przeminęły zupełnie niezauważone. 1 lutego br. MEN otworzył konsultacje dotyczące Polityki Cyfrowej Transformacji Edukacji, która jest częścią Krajowego Planu Odbudowy. W ankiecie, którą można było wypełnić do 29 lutego, zaprezentowany został szeroki wachlarz działań mających na celu wprowadzenie do szkoły sztucznej inteligencji i innych cyfrowych dobrodziejstw, implikując rozwiązania informatyczne do wszystkich działań szkoły. MEN wyrzuca z podstawy programowej informatyki umiejętność wykorzystywania Excela, a z języka polskiego wartościowanie wypowiedzi tworzonych przez internautów, ale poprzez inny dokument chce zobowiązać nauczycieli wszystkich przedmiotów do korzystania z technologii cyfrowych na swoich lekcjach, a także stworzyć w szkole więcej przestrzeni dla wykorzystania sztucznej inteligencji4.

Każdy nauczyciel wie, że nie da się nie korzystać obecnie z Internetu i jest świadomy, że jego rolą jest uczenie młodych ludzi mądrego korzystania z dobrodziejstw techniki cyfrowej. Nie ma jednak mojej zgody na przymuszanie nauczycieli poprzez zapisy prawne do obowiązkowego wykorzystywania technologii cyfrowej w procesie dydaktycznym. Takie zapisy nie budują autorytetu nauczyciela jako osoby dojrzałej, która potrafi dobrać odpowiednie środki i metody nauczania, aby skutecznie przekazać wiedzę i umiejętności.

Szczyt góry lodowej

Omawiając zmiany w podstawie programowej, należy widzieć je w szerokim, nawet globalnym kontekście. Zmiany, które obecnie proponuje Ministerstwo Edukacji Narodowej, wpisują się jednoznacznie w zamierzenia Unii Europejskiej, wyrażone w chęci zmian Traktatów Europejskich i wprowadzenie Europejskiego Obszaru Edukacji – stąd pozbycie się z podstaw programowych wątków narodowych. Działania MEN odpowiadają celom Agendy Zrównoważonego Rozwoju ONZ poprzez forsowanie edukacji włączającej (postulaty szerokiego włączenia uczniów z dysfunkcjami do szkół masowych to szybka droga do głębokiego zniechęcenia do nauki zarówno dzieci zdrowych, jak i tych wymagających specjalistycznego wsparcia, a w rezultacie – obniżenia poziomu nauczania), są spójne z polityką Światowej Organizacji Zdrowia (projekt wprowadzenia przedmiotu „Wiedza o zdrowiu”). Wpisują się także w zapowiedzi Światowego Forum Ekonomicznego, które roztacza przed nami wizję wirtualnej przyszłości AI, a do czego ma przygotować młodych Polaków szkoła po cyfrowej transformacji.

Agnieszka Pawlik-Regulska

polonistka i germanistka, nauczyciel dyplomowany z ponad 20-letnim stażem pracy w warszawskim gimnazjum i liceum katolickim oraz w publicznej szkole podstawowej, prezes Stowarzyszenia Nauczycieli i Pracowników Oświaty „Nauczyciele dla Wolności”