Komu służą prace domowe?

Wychowawca | 4 kwietnia 2024

W ostatnich tygodniach w przestrzeni publicznej przetacza się dyskusja na temat prac domowych, w kontekście projektu zmian w Rozporządzeniu Ministra Edukacji Narodowej z dnia 22 lutego 2019 r. w sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy w szkołach publicznych. Argumentem podawanym za wprowadzeniem zmian jest przeciążenie polskich uczniów pracami domowymi i rzekomo najdłuższy wśród rozwiniętych krajów czas poświęcany odrabianiu zadań domowych.

Zatem, zgodnie z projektem, w klasach I–III nauczyciel nie będzie mógł zadawać uczniom pisemnych i praktycznych prac domowych do wykonania w czasie wolnym od zajęć dydaktycznych. Jest to rozwiązanie niewłaściwe, a wręcz szkodliwe, ponieważ prace domowe na tym etapie szkolnym są nie tylko sprawdzeniem i utrwaleniem przyswojonej na lekcji wiedzy, ale przede wszystkim ćwiczeniem grafomotorycznym, niezbędnym dla prawidłowego rozwoju mózgu małego człowieka. Wystarczy zapytać pedagogów wczesnoszkolnych, aby usłyszeć, że wiele dzieci rozpoczynających edukację szkolną ma problemy z prawidłowym utrzymaniem ołówka, z kreśleniem po śladzie, a nawet po prostu z utrzymaniem właściwego poziomu koncentracji na zadaniu pisemnym. Okuliści z kolei alarmują, że coraz więcej dzieci wymaga gimnastyki gałki ocznej, bo spędzając dużo czasu przed ekranem, patrzą w jeden punkt, a obrazy przesuwają się przed ich wzrokiem. Tymczasem czytanie, rysowanie i ćwiczenia grafomotoryczne wymagają wodzenia wzrokiem, co stanowi podstawowe i najskuteczniejsze ćwiczenie dla gałki ocznej.

Etap wczesnoszkolny jest czasem wprowadzania dobrych nawyków systematycznej i wytrwałej pracy, a także treningu samoorganizacji w zakresie czasu i przestrzeni pracy. Bez tych nawyków, wypracowanych już na początkowym etapie, dalsze kształcenie uczniów napotka trudności wynikające z braku podstawowych umiejętności związanych z uczeniem się. Nie można ich z kolei wypracować bez codziennego ćwiczenia. Większość zadań z kart pracy na etapie klas I–III na pierwszy rzut oka wydaje się banalna, ale o ich wartości stanowi nie tyle poziom edukacyjny, co właśnie konieczność systematycznego ich wypełniania. Wartością samą w sobie jest również możliwość sprawdzenia zadania przez nauczyciela, bo przy okazji tej weryfikacji uczeń otrzymuje informację zwrotną o tym, jak pracę wykonał i co mógłby jeszcze poprawić. Nie tylko dzieci lubią, by ich wysiłki były doceniane. My dorośli również czujemy się zmotywowani do pracy, gdy otrzymamy pozytywną ocenę wykonanego zadania, choć przecież jesteśmy już na tyle dojrzali, by kierować się motywacją wewnętrzną.

Zgodnie z projektem, w klasach IV–VIII nauczyciel będzie mógł zadawać uczniom pisemną lub praktyczną pracę domową do wykonania w czasie wolnym od zajęć dydaktycznych, z tym że nie będzie ona obowiązkowa dla uczniów i nie będą z niej wystawiane oceny. To rozwiązanie skutkować będzie skrajnym zróżnicowaniem poziomu uczniów w jednej grupie, jeśli materiał omówiony na lekcji jedni uczniowie powtórzą samodzielnie za pomocą pracy domowej, a inni skorzystają z przywileju dobrowolności prac domowych i do materiału nie powrócą. Spowoduje to nie tylko utrudnienia dla nauczyciela, ale również uniemożliwi pełne skorzystanie z lekcji zarówno tym bardziej, jaki tym mniej uzdolnionym uczniom. Nastąpi równanie do najniższego poziomu, co ostatecznie zaszkodzi wszystkim.

Takie rozwiązanie ograniczy również rodzicom możliwość monitorowania postępów dziecka, którego nie będą mogli obserwować przy pracy, przez co nie będą w stanie zainterweniować w razie trudności. Z kolei próby nacisku na dzieci, by wykonały nieobowiązkowe zadania, mogą prowadzić do konfliktów domowych, zwłaszcza w przypadku młodszych nastolatków. Ani nadmierna kontrola, ani przesadny liberalizm nie są tu dobrymi rozwiązaniami, bo uniemożliwiają wychwycenie momentu, w którym dziecko samo sobie nie poradzi i będzie potrzebować pomocy z zewnątrz.

Tak jak w przypadku młodszych dzieci, dowolność w zakresie odrabiania pracy domowej i zakaz egzekwowania oraz oceniania zadań przez nauczycieli pozbawi uczniów możliwości otrzymania informacji zwrotnej na temat wykonanej pracy, poczynionych postępów oraz zagadnień do dalszej pracy. Oczywiście słaba ocena boli, ale bywa silnym bodźcem do poprawy, o czym przekonał się chyba każdy z nas na jakimś etapie swojej edukacji. Jest to również okazja do ćwiczenia charakteru, aby w dorosłym życiu umieć przyjąć krytykę i wykorzystać ją do rozwoju.

Wreszcie zniesienie obowiązkowych prac domowych będzie mieć negatywny wpływ na i tak już złą kondycję psychiczną dzieci i młodzieży, gdyż czas uwolniony od prac domowych z dużym prawdopodobieństwem zostanie spożytkowany na aktywność w internecie, w tym na media społecznościowe, których negatywne skutki podkreśla zgodnie większość psychologów. Oczekiwanie, że dzieci i młodzież wylegną na skwery i place zabaw w czasie pozaszkolnym jest dużą naiwnością. Wystarczy przyjrzeć się temu, jak zmieniły się kontakty towarzyskie dzieci po pandemicznym zamknięciu. Relacje przeniesione do przestrzeni wirtualnej w dużej części tam pozostały nawet po tym, jak można było znów spotykać się twarzą w twarz. Czy naprawdę chcemy oddać nasze dzieci i młodzież na pastwę algorytmów coraz skuteczniej angażujących ich uwagę w sieciach społecznościowych?

Co ciekawe, rozporządzenie zakłada, że na poziomie ponadpodstawowym wymagania w zakresie prac domowych pozostaną niezmienione, gdyż uczniowie i słuchacze tych szkół potrafią już racjonalnie organizować własną naukę i planować rozwój indywidualny. Jeśli jednak pozbawimy ich możliwości treningu tych umiejętności na wcześniejszych etapach edukacji szkolnej, postawimy ich w sytuacji, gdy w trakcie niezwykle ważnego czasu prowadzącego do matury będą walczyć nie tylko z trudnym materiałem do opanowania, ale i z własną nieumiejętnością organizowania czasu i przestrzeni na naukę, a tym bardziej planowania swojego rozwoju.

Pozbycie się prac domowych na etapie szkoły podstawowej będzie mieć zgubny wpływ zarówno na trening czytania, jak i na umiejętność analizy tekstu pisanego. W dyskusjach pojawiło się wiele wątpliwości, czy czytanie lektur zostanie zakwalifikowane jako praca domowa, czy jednak nie. Trudno sobie wprawdzie wyobrazić ewentualne głośne czytanie lektur na lekcji, ale tak naprawdę nie to jest tu najgorsze. Wszystkie kampanie proczytelnicze podkreślają wpływ czytania książek na kształtowanie wyobraźni i empatii, na poszerzanie horyzontów intelektualnych, ale też na rozbudzanie pasji. Jeśli tekst pisany będzie postrzegany przez dzieci jako coś trudnego, uciążliwego, nieprzyjaznego, książki nie będą stanowić żadnej konkurencji dla mniej wyrafinowanej rozrywki, oferowanej przez wszelkiego rodzaju ekrany. Czytanie to czynność wymagająca skupienia, ale jednocześnie skupienia ucząca. Żyjemy w epoce natłoku bodźców i przesytu informacji, nie tylko dzieci mają coraz niższe wyniki, jeśli chodzi o czas koncentracji uwagi. Czytanie stanowi stanowi świetny, dostępny każdemu trening koncentracji i pomaga się wyciszyć. Jest to niezwykle ważna umiejętność na każdym etapie życia i przy ciągle narastającym zgiełku informacyjnym wkrótce jedynie osoby ją posiadające będą w stanie efektywnie pracować.

Patrząc kolei z perspektywy pracowników oświaty, proponowane zmiany stoją w bezpośredniej sprzeczności z deklaracjami MEN o poszerzaniu autonomii nauczycieli. Zapowiadano zwiększenie swobody doboru metod nauczania, tymczasem odbiera się jedno z narzędzi służących do diagnozowania stanu wiedzy ucznia i do utrwalania przyswojonej przez niego partii materiału. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że specjaliści z gmachu przy Al. Szucha w Warszawie wiedzą lepiej, jakimi narzędziami powinien się posługiwać nauczyciel w każdej – wielkiej i małej – placówce w Polsce. Co gorsza, sugerują przez to, że pedagodzy nie potrafią dobrać metod nauczania w zależności od powierzonej im grupy. Bycie rozliczanym z efektów pracy wynikami uczniowskich egzaminów końcowych, podczas gdy miało się zasadniczo niewiele narzędzi do weryfikacji poziomu ich wiedzy na etapach pośrednich – to sytuacja spotykana w mało której profesji i chyba na dłuższą metę nieakceptowalna.

Na spotkaniu z uczniami i pedagogami w Raciążu Pani Minister Nowacka wymieniła patologiczne zjawiska, obecne w edukacji: nieuczciwe wykorzystywanie sztucznej inteligencji do odrabiania prac domowych, powszechne odrabianie lekcji przez rodziców z dziećmi i za dzieci, przerost rynku korepetycji i związane z nim wykluczenie osób mniej majętnych, czy wreszcie kryzys psychiczny wśród dzieci i młodzieży. Wszyscy się chyba zgodzimy, że są to zjawiska, z którymi powinniśmy wspólnymi siłami walczyć, jednak projektowane zmiany w odniesieniu do prac domowych nie tylko zjawisk tych nie wyeliminują, ale część z nich wręcz nasilą. Te zmiany są jak przysłowiowe wylanie dziecka z kąpielą. Oby okazały się tylko nietrafionym, niezrealizowanym projektem.

Monika Chilewicz

fot. unsplash.com