Największa radość to nieść pomoc innym

Wychowawca | 30 kwietnia 2021

Ta kobieta, będąc dziedziczką Pliszczyna, żoną i matką, uczyniła swoje życie darem dla wszystkich, z którymi przyszło jej żyć. Darem dla rodziny, dla mieszkańców swojej miejscowości, darem dla Ojczyzny” – czytamy w kronice Szkoły Podstawowej im. Róży Kołaczkowskiej w Pliszynie. Miała serce otwarte na potrzeby ludzi.

Róża Krystyna Kazimiera Aleksandra Kołaczkowska (z domu Boduszyńska) urodziła się 9 grudnia 1883 roku w Piotrkowie, w ziemiańskiej rodzinie Jadwigi z domu Hynek-Piotrowskiej i Stanisława Boduszyńskiego. Ojciec Róży, Stanisław, ukończył Wydział Prawa i Administracji Szkoły Głównej w Warszawie i aktywnie działał społecznie na terenie Lubelszczyzny. Róża miała trzy siostry: Henrykę, Jadwigę i Marię. Rodzice bardzo dbali o staranne wykształcenie córek. Dzieciństwo i młodość spędziła w majątku ojca Stanisława w Boduszynie i w Pliszczynie, w powiecie lubelskim. 30 sierpnia 1905 roku wyszła za mąż za Jana Kołaczkowskiego, absolwenta Uniwersytetu Warszawskiego na Wydziale Przyrodniczym i Uniwersytetu Jagiellońskiego na Wydziale Rolniczym. W posagu otrzymała majątek w Pliszczynie. Zaraz po ślubie Róża i Jan zamieszkali w Warszawie, gdzie Jan pracował jako wykładowca w Szkole Rolniczej Rontalera. Tam, w 1906 roku, urodził się im pierwszy syn, Andrzej. W latach 1907–1920 rodzina mieszkała w Moszenkach w gminie Jastków, w powiecie lubelskim. W Moszenkach urodziły im się dzieci: Wojciech – w 1908 roku, Krystyna – w 1909, w 1916 Jan. Najmłodsza córka, Elżbieta, urodziła się w Zakopanem, w 1920 roku.

W czerwcu 1920 roku rodzina Róży i Jana Kołaczkowskich zamieszkała w folwarku w Łabuńkach, w powiecie zamojskim. Piękny, klasycystyczny pałac, odnowiony i wyremontowany dla potrzeb rodziny, miał być miejscem rodzinnego szczęścia Kołaczkowskich. Niestety, pod koniec sierpnia 1920 roku, zbliżające się wojska sowieckie zmusiły rodzinę Kołaczkowskich do nagłego wyjazdu na zachód, do bezpiecznego majątku w Pliszczynie. Po latach dzieci Róży wielokrotnie wspominały grozę tamtej nocy, porównując ją do dnia wybuchu drugiej wojny światowej. Pałac w Łabuńkach, gdzie przez kilka dni stacjonowało dowództwo Armii Konnej Siemiona Budionnego, został ograbiony i zdewastowany. Szczegóły tego zdarzenia opisał w swoim dzienniku Izaak Babel, żołnierz armii kozackiej. Po zakończeniu wojny Jan Kołaczkowski rozpoczął likwidowanie szkód i kolejny remont zniszczonego pałacu w Łabuńkach. Prace budowlane i prowadzenie majątku w Pliszczynie, który wymagał wielu zmian, aby mógł utrzymać rodzinę, miały niekorzystny wpływ na zdrowie Jana, który zmarł w 1924 roku, w wieku 44 lat. Śmierć Jana zapoczątkowała trudny okres dla Róży i jej piątki dzieci. Wdowa, mimo trudności, wykorzystała swoje umiejętności rolnicze i gospodarzyła w majątku w Pliszczynie, modernizując go i rozwijając, jak też w Łabuńkach, z pomocą rządców. Jednocześnie kształciła piątkę dzieci, nie szczędząc na to środków. Jej determinacja i poświęcenie spowodowały, że dzieci zdały maturę i kontynuowały naukę na wyższych uczelniach w Polsce i za granicą. Zaowocowało to tym, że syn Andrzej został profesorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, znawcą i tłumaczem literatury skandynawskiej, a w czasie wojny organizował tajne nauczanie w Lublinie. Wojciech został pilotem i brał udział w końcowym etapie bitwy o Anglię, awansował na stopień kpt. pil. i od 20 października 1941 do 6 maja 1942 roku dowodził Dywizjonem 303. Syn Jan rozpoczął studia w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, a jako podchorąży kawalerii brał udział w kampanii wrześniowej w bitwie pod Mokrą, gdzie został ranny, a następnie wzięty do niewoli niemieckiej. Córki ukończyły kursy w Lozannie w Szwajcarii, Elżbieta po wojnie studiowała w Krakowie i w Paryżu, na Sorbonie.

Z inicjatywy Róży Kołaczkowskiej do roku 1917 na terenie dworu w Pliszczynie istniała ochronka dla dzieci pracowników folwarku i wiejskich, w pełni przez nią wyposażona. W roku 1917, za zgodą władz austriackich, ochronka została przekształcona w Szkołę Ludową. Róża została wybrana Główną Opiekunką Szkoły w Pliszczynie. Od tego czasu Zarząd Szkoły wraz z dziećmi oficjalnie, ale przede wszystkim z ogromną przyjemnością, zapraszał dziedziczkę na różne uroczystości szkolne: rozpoczęcia i zakończenia roku szkolnego, opłatek szkolny, uroczystość Odzyskania Niepodległości Państwa Polskiego.

Pierwszy kierownik szkoły w Pliszczynie, Władysław Jadach, wspominał o wielu inicjatywach Głównej Opiekunki Szkoły, szczególnie zwrócił uwagę na organizowanie z jej pomocą wycieczek do Lublina dla starszych klas. Dziedziczka przeznaczała na ten cel nie tylko pieniądze, ale również dawała furmanki do podwiezienia dzieci. Udostępniała pomieszczenia folwarczne na potrzeby szkoły i remontowała je bezinteresownie. W 1926 roku, wczesną wiosną, na prośbę nauczycieli Róża Kołaczkowska przeznaczyła część działki przy budynku szkoły na ogródek szkolny. Osobiście nadzorowała karczowanie działki i przygotowanie jej pod uprawę. Dzieciom przekazała nasiona warzyw, sadzonki krzewów i kwiatów ze swojego ogrodu. Ponadto Główna Opiekunka zainicjowała akcję sadzenia drzewek przez dzieci wzdłuż drogi do Lublina. W 1933 roku współfundowała sztandar szkoły w Pliszczynie. W tym samym roku powstało Towarzystwo Popierania Budowy Szkół Powszechnych, którego członkiem była także Główna Opiekunka Szkoły w Pliszczynie, wyróżniając się szczególną aktywnością i ofiarnością. W 1934 roku Róża Kołaczkowska postanowiła sprzedać swoją gorzelnię, po zaniżonej wartości, z przeznaczeniem budynku na nową szkołę. W kolejnych latach ofiarowała jeszcze plac przed budynkiem na boisko szkolne.

W okresie międzywojennym mieszkańcy dobrze znali swoją dziedziczkę, często bowiem można było ją spotkać spacerującą po Pliszczynie. Do spacerów zachęcał ją nie tylko ładny krajobraz i sprzyjający klimat, ale przede wszystkim jej osobiste zainteresowanie problemami ludzi mieszkających w okolicy. Chętnie wchodziła do chłopskich domów, szczególnie tam, gdzie było bardzo biednie, brakowało pieniędzy dosłownie na wszystko, a przede wszystkim na lekarza. Osobiście dowiadywała się o zdrowie chorych, przynosiła lekarstwa, żywność. Wspierała nie tylko dobrym słowem, ale także uczyła ludzi, jak zapobiegać chorobom. Odwiedzała kobiety w połogu i dostarczała niezbędnych rzeczy, aby nowo narodzone dziecko przeżyło wraz z matką.

W latach dwudziestych i trzydziestych XX w. większość wiejskich domostw było krytych strzechą, co powodowało zagrożenie pożarami, które często niszczyły całe gospodarstwa. Róża wielokrotnie, kiedy dowiedziała się o jakimś pożarze w okolicznych miejscowościach, natychmiast z wielką energią spieszyła z pomocą, wspierając rodziny dotknięte nieszczęściem. Bezpośrednio udzielała im materialnej pomocy: dawała krowy, konie lub pieniądze. W 1928 roku, widząc narastające zagrożenia pożarami, na prośbę mieszkańców oddała część gruntów pod budowę remizy strażackiej. Podarowała też drewno i wysłała do pomocy pracowników i furmanów, aby cała budowa została szybko ukończona i mogła służyć mieszkańcom. W dowód wdzięczności strażacy mianowali ją swoją prezesową.

Wspólnie z nauczycielami ze szkoły w Pliszczynie założyła Kółko Teatralne i Kółko Śpiewacze, do których należała starsza młodzież z okolicznych miejscowości. Szczególnie w okresie zimowym młodzież wiejska przychodziła na zajęcia świetlicowe do szkoły, aby poszerzać swoją wiedzę z literatury, kultury i historii Polski. Pod kierunkiem nauczycieli i syna Róży, Andrzeja, młodzież wystawiała różne sztuki teatralne, prezentowane mieszkańcom Pliszczyna i zapraszanym gościom. Ponadto Róża Kołaczkowska na zajęcia świetlicowe sprowadziła instruktorów kroju, szycia i gotowania, zapewniając im wynagrodzenie i zakwaterowanie. Jej życzliwość i dobroć była powszechnie znana, bowiem w swoim domu często gościła nie tylko członków rodziny, ale też potrzebujących i bezdomnych.

Okres drugiej wojny światowej przeżyła w Pliszczynie, osobiście doświadczając skutków działań wojennych, ponieważ na terenie dworu stacjonowało wojsko niemieckie, a później sowieckie. Do 1957 roku Róża mieszkała w Pliszczynie, ale coraz częściej przebywała u syna Andrzeja w Lublinie. W tym trudnym okresie za pomoc i życzliwość, okazywaną jej przez mieszkańców Pliszczyna, odwdzięczała się jak tylko mogła, oddawała swoje pozostałe grunty, maszyny rolnicze, sprzęty, nawet zwierzęta hodowane w majątku. W czasie remontu budynku szkolnego wynajęła swoje pokoje, aby dzieci mogły się uczyć. Z powodu braku ośrodka zdrowia, część pomieszczeń przeznaczyła na gabinet lekarza.

W okresie Polski Ludowej sytuacja materialna ostatniej dziedziczki Pliszczyna pogarszała się coraz bardziej. Nie miało to żadnego wpływu na jej postawę wobec ludzi, których ciągle wspierała, odwiedzała, cieszyła się, kiedy komuś udało się wybudować własny dom lub wysłać dziecko do lubelskich szkół. Żywo interesowała się ich problemami. Wspólnie z mieszkańcami co niedzielę chodziła na Mszę św. do parafialnego kościoła w Bystrzycy. Kiedy miała powóz i furmana chętnie podwoziła idących na nabożeństwo. W końcu lat czterdziestych i na początku pięćdziesiątych sytuacja zmieniła się i to dziedziczka była podwożona przez chłopów do kościoła. Odpowiadało jej to, ponieważ była to okazja do rozmów, dzięki którym wiedziała z jakimi problemami borykają się mieszkańcy okolic. Widząc ich pobożność i gorliwość chciała, aby w Pliszczynie powstała przynajmniej kaplica, która ułatwiałaby im praktyki religijne. Wielokrotnie rozmawiała na ten temat z księdzem proboszczem z Bystrzycy, postanowiła nawet ofiarować na kaplicę swój największy spichlerz.

Okres powojenny dla Róży Kołaczkowskiej był trudny nie tylko z przyczyn materialnych, ale na jej życie miały wpływ losy jej dzieci, które były represjonowane przede wszystkim z powodu pochodzenia ziemiańskiego, ale nie tylko. Najmłodszy syn Jan za działalność konspiracyjną w Armii Krajowej został aresztowany, torturowany na Zamku Lubelskim i wywieziony na Ural, gdzie w 1947 roku zmarł z wycieńczenia. Najstarszy syn Andrzej był aresztowany i więziony na Zamku Lubelskim w latach 1951–1953. Drugi syn Wojciech i jego siostra Elżbieta emigrowali do Stanów Zjednoczonych. Córka Krystyna wyszła za mąż za Macieja Dunin-Łabędzkiego, jej rodzina często musiała zmieniać miejsce zamieszkania z powodu prześladowań ze strony władz komunistycznych.

W 1957 roku postanowiła sprzedać swój majątek Zgromadzeniu Księży Najświętszego Serca Jezusowego. Księża Sercanie zobowiązali się otworzyć kaplicę dla mieszkańców okolicznych miejscowości. Róża Kołaczkowska wyprowadziła się do Lublina, do syna Andrzeja. Stale utrzymywała kontakt z Pliszczynem, przyjeżdżając wraz z synem Andrzejem na uroczystości i święta religijne.

Róża Kołaczkowska zmarła 19 lutego 1970 roku, została pochowana na lubelskim cmentarzu przy ulicy Lipowej w grobowcu rodzinnym Kołaczkowskich. W uroczystościach pogrzebowych bardzo licznie wzięli udział mieszkańcy Pliszczyna i okolic, składając hołd ostatniej dziedziczce.

W 2005 roku mieszkańcy Pliszczyna i cała społeczność szkolna wyrazili swoją wdzięczność i pamięć dla Róży Kołaczkowskiej, wybierając ją na patronkę Szkoły Podstawowej w Pliszczynie. W Uroczystości Nadania Imienia Szkole wzięły udział wnuki Róży: Maciej Dunin-Łabędzki z rodziną i Maria Hull, która podzieliła się swoim świadectwem, mogącym być pięknym przesłaniem dla przyszłych pokoleń: Do dziś słyszę głos babci Róży, gdy podkreślała i uczyła mnie, wtedy jako kilkuletnią dziewczynkę, abym zawsze miała serce otwarte na potrzeby ludzi i że największą radość i zadowolenie w życiu osiągnę, gdy będę nieść pomoc innym. I tego życzę Wam – dzieciom i młodzieży.

Ewa Szewczyk

Zdjęcia: archiwum ZPP w Pliszczynie https://sppliszczyn.superszkolna.pl/cms/50824/patron-szkoly