Każdy ma swoją drogę

wychowawca | 28 września 2020

Na edukowanie dzieci w domu zdecydowaliśmy się dziesięć lat temu, kiedy nasza najstarsza córka kończyła trzecią klasę szkoły podstawowej. Głównym motywatorem naszego działania był czas. Czas, który musieliśmy spędzać pod dyktando szkoły: najpierw zajęcia lekcyjne, potem praca domowa, ćwiczenia z czytania – i tak dzień przelatywał nam między palcami. Brakowało naszego bycia razem jako rodzina. Postanowiliśmy „spróbować się” z naszą wizją edukacji, i tak już zostało. Od tamtego czasu przybyło nam dzieci (obecnie mamy dziewięcioro) i trudno mi sobie wyobrazić powrót do szkoły, choć nigdy nie wykluczamy takiej opcji. Edukacja domowa, to na pewno sposób życia szyty na miarę każdej rodziny. Nie ma jednej recepty, jak edukować w domu swoje dzieci, tak jak nie ma jednej recepty na wychowanie. Każde dziecko jest inne i każde ma inne potrzeby edukacyjne. W nauczaniu w domu piękne jest to, że mogę w pełni zindywidualizować ten proces. Mamy dzieci, które najlepiej uczą się czytając „miliony” książek w danym temacie i moim zadaniem jest dostarczyć im wartościowe pozycje, niektórzy najlepiej uczą się robiąc kolorowe notatko-obrazki, a inni potrzebują mojej pomocy i obecności. Lata spędzone na wspólnym uczeniu się pokazały, że każdy ma swoją drogę i najważniejszym moim zadaniem jest pomóc dziecku znaleźć sposób, w jaki najlepiej będzie mu się uczyło, pokazanie mu jego mocnych stron, danie możliwości rozwijania pasji i talentów. Jakkolwiek pięknie i patetycznie to wszystko brzmi, edukacja domowa to nie jest łatwy kawałek chleba. Wzięcie pełnej odpowiedzialności za edukowanie własnych dzieci to nie lada wyzwanie, ale każdy wysiłek w to włożony wart jest swojej ceny. Co nam daje ED? Na pewno czas i pełną swobodę tego, jak będziemy się uczyć – czy będzie to spacer z mapą, oglądanie filmików o falach tsunami, czy wspólne poranki czytelnika, gdzie opowiemy sobie o tym, co właśnie czytamy, czy nawet poczytamy razem w piżamach. Po tym sielankowym wstępie, przychodzi czas na tak zwaną prozę życia. Są przedmioty, w których „nie ma zmiłuj się” i samo niezbędne minimum, konieczne do zdania egzaminu, wydaje się zimowym wejściem na K2. I tu będzie właśnie czas na walkę ze sobą i swoimi słabościami, na pracę nad systematycznością. Nie da się w ED „zapunktować” na cząstkowym sprawdzianie czy aktywności na lekcji. Egzamin obejmuje program całego roku i to jest naprawdę duże wyzwanie. Ale nie jest to rzecz nie do zrobienia, w końcu jakoś sobie radzimy od dziesięciu lat.

Beata Trzeciak