Kamperem na podbój Polski i Europy

Agata Gołda | 28 września 2020

Zaprzeczają stereotypowi, że mając dużą rodzinę, trzeba zapomnieć o podróżowaniu. Udowadniają, że rodzinne wakacje są możliwe nawet z tygodniowym dzieckiem. Jeżdżąc kamperem, realizują swoje marzenia.

Rodzina Podstawskich liczy dziewięć osób. Są to, zaczynając od najmłodszego członka rodziny, Marysia (10 miesięcy), Michał (3,5 roku), Ania (6 lat), Helenka (9 lat), Ula (11 lat), Janek (13 lat), Staszek (14 lat) oraz ich rodzice, czyli Renata i Bartłomiej. W nadchodzące wakacje mieli pojechać do Grecji. Pandemia koronawirusa pokrzyżowała i wstrzymała ich plany. Jeśli wycieczka nie dojdzie do skutku, zmartwią się, ale będą żyć wspomnieniami swoich poprzednich wojaży, bo odbyli ich już wiele.

Pani Renata i pan Bartłomiej zamiłowanie do podróży mają we krwi od dzieciństwa. Oboje byli harcerzami. Spędzali aktywnie czas ze swoimi drużynami. Jeździli z nimi na wakacyjne obozy. – Gdy założyliśmy rodzinę, chcieliśmy nadal wyjeżdżać w różne miejsca – mówi Renata Podstawska. Czy po urodzeniu któregoś dziecka pomyśleli, że nie dadzą rady więcej podróżować? Że będzie trudniej? Nie. Narodziny kolejnych dzieci nigdy nie sprawiły, że zaniechali swojej ulubionej aktywności, czyli jeżdżenia po Polsce i Europie. Pani Renata podaje przykład. – Marysia urodziła się 16 lipca 2019 r., czyli w sezonie szczytu wyjazdów wakacyjnych. Po wyjściu ze szpitala długo się nie namyślaliśmy. Choć może to być dla niektórych zaskakujące czy wręcz dziwne, wyruszyliśmy z całą rodziną na trzytygodniową wyprawę po Polsce – opowiada z uśmiechem i dodaje, że z każdym kolejnym dzieckiem jest prościej, ponieważ człowiek zaczyna się mniej przejmować nową rolą społeczną. Z każdym dzieckiem rodzic nabywa doświadczenia, a „instrukcja obsługi” nowego człowieka staje się prostsza.

Gdy Podstawcy mieli małe dzieci, podróżowali, kiedy przyszła im na to ochota. Mógł to być marzec, maj, lipiec. Choć zdarzają im się w ciągu roku weekendowe wyjazdy, obecnie rytm ich odpoczynku wyznacza harmonogram roku szkolnego. Od kilku lat po zakończeniu zajęć w szkole trudno zastać ich w domu w Krakowie. – Najczęściej część wakacji spędzamy na działce, a resztę wolnego poświęcamy na poznawanie Polski i Europy. Miejsca i sposoby odpoczynku dostosowujemy do aktualnej rodzinnej sytuacji. Inaczej wyglądały u nas wakacje, gdy byłam w ciąży, jeszcze inaczej, gdy mieliśmy małe dziecko – mówi Renata Podstawska.

Od pięciu lat można minąć ich samochód w wakacje na polskich lub europejskich drogach, gdy zmierzają do wybranego miejsca przeznaczenia. Jeżdżą kamperem. – Mąż wpadł na pomysł, by go kupić. Początkowo myślałam, że to szaleństwo. Nie wierzyłam, że staniemy się właścicielami kampera. A jednak. Choć ma on już swoje lata, dzielnie przemierza setki kilometrów na wybieranych przez nas trasach – opowiada pani Renata. Wcześniej na odpoczynek udawali się dużym samochodem, który w pewnym momencie okazał się niewystarczający dla powiększającej się rodziny. Kamper na czas wyjazdu staje się ich domem. Są w nim łazienka, kuchnia i miejsca do spania. Baterie słoneczne zamontowane na jego dachu produkują prąd. – Dzięki kamperowi jesteśmy samowystarczalni. Nie musimy korzystać z żadnych miejsc noclegowych, co zdecydowanie obniża koszty podróżowania. Sami sobie gotujemy posiłki. Możemy objechać pół świata, wydając pieniądze głównie na paliwo – wyjaśnia Renata Podstawska.

Podróż życia? – W zeszłym roku zdecydowaliśmy, że pojedziemy na święta Wielkiej Nocy do Włoch. Tak zrobiliśmy. Choć trwał wtedy rok szkolny, to dzieci miały wolne, ponieważ inne klasy pisały egzaminy. Po drodze wypadały jeszcze święta i weekend majowy. Wygospodarowaliśmy trzy tygodnie wolnego, a dzieci opuściły tylko kilka dni zajęć. To był dobry czas – opowiada Renata Podstawska. Połączyli cele pielgrzymkowy i turystyczny. Zobaczyli Wenecję, Padwę, Bolonię, Asyż, Lacjum, Półwysep Gargano i Pompeje. – Chciałabym jeszcze kiedyś wrócić do Rzymu, żeby go lepiej poznać. W czasie naszego pobytu w nim, nie udało nam się zobaczyć wszystkiego, co znajdowało się wtedy na stworzonej przeze mnie liście. Byłam w ciąży, a szóstka dzieci biegała dookoła nas. Mieliśmy niewiele czasu na zwiedzanie – wyjaśnia. Wyjazd do Włoch był najlepiej zaplanowaną wyprawą. Był też najbardziej wyczekiwaną. Jechali tam już rok wcześniej, ale nie ujechali daleko od domu. W drodze okazało się, że nie mają ze sobą dokumentów. Zgubili je. Najprawdopodobniej w czasie intensywnego pakowania się trafiły one do kosza.

Ich pozostałe wyjazdy wyglądają inaczej. – Wrzucamy na luz. Nie chcemy zamęczyć dzieci i siebie, więc bierzemy pod uwagę różne zmienne i liczymy się z wystąpieniem okoliczności, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Plan wypraw rodzi się w drodze do wybranego przez nas wcześniej celu – wyjaśnia pani Renata. Jak go znajdują? – Szukamy miejsca, które będzie atrakcyjne zarówno dla nas, jak i dla dzieci oraz zapewni nam wszystkim możliwość wypoczynku i zwiedzania. Mamy syna, który bardzo lubi wędkować. Staramy się więc zatrzymywać przy jeziorach lub rzekach, żeby sprawić mu przyjemność. Dla syna, który bardzo lubi historię i wszystko co się wiąże z wojskowością, wybieramy twierdze i muzea. Chcemy, żeby każde dziecko nie tylko wypoczęło i miało okazję, by pobyć na łonie przyrody, ale też wyniosło coś z każdych wakacji. Stąd często zwiedzamy muzea i miejsca znane im z podręczników szkolnych – opowiada Renata Podstawska. Ciekawe miejsca, które warto odwiedzić i zwiedzić, znajdują w Internecie. Inspirację znajdują u osób, które dużo podróżują, na liście światowego dziedzictwa UNESCO czy… stronach internetowych nadleśnictw. Zdarza się, że spontanicznie szukają atrakcji dopiero na miejscu. W każdym miejscu towarzyszy im przewodnik. Pani Renata ma go zawsze w telefonie i czyta całej rodzinie opisy tego, co właśnie podziwiają.

– Najdalej dotarliśmy na Peloponez. Objechaliśmy całą Grecję, Włochy od północy do wysokości Neapolu, Bałkany. Podobają mi się europejskie państwa. Nie mam jednak nic przeciwko podróżowaniu po Polsce. To ją uważam za najpiękniejszą. Przyroda żadnego z odwiedzonych przez nas krajów nie może się równać z przyrodą naszej ojczyzny – mówi Renata Podstawska. Państwo Podstawscy zjechali już prawie całą Polskę. W 2016 r. pojechali do Gniezna i Poznania na główne uroczystości Jubileuszu 1050-lecia Chrztu Polski. Innym razem przejechali wybrzeże od Świnoujścia do Gdańska. Bardzo lubią Lubelszczyznę. – To rejon zupełnie niedoceniany przez Polaków i rzadko odwiedzany przez turystów. A można tam doskonale odpocząć od życia w biegu i zgiełku wielkiego miasta, bo życie płynie wolniej. Jest też cicho, spokojnie i prześlicznie. Ten właśnie rejon poleciłabym na wakacyjny odpoczynek z rodziną, szczególnie Pojezierze Łęczyńsko-Włodawskie – zachwyca się Renata Podstawska. – Polecam odwiedzić gminę Urszulin. Ma bardzo dobrą infrastrukturę. Są malownicze krajobrazy i jeziora – dodaje.

Każdą podróż rodzina uwiecznia na zdjęciach, choć zdarzają się nieprzewidziane sytuacje. Podczas zwiedzania Bydgoszczy aparat wpadł im do kanału. Zdjęć nie udało się odzyskać. – Mamy bardzo dużo fotografii. Każdej zimy obiecuję sobie, że posortuję je, wywołam i powsadzam do albumów. Zawsze jednak wiosna za szybko nadchodzi. Potem już zostaje tylko chwila do wakacji. To powoduje, że zdjęć przybywa, a bałagan w nich pozostaje – opowiada pani Renata.

– Zachęcam wszystkie rodziny do wakacyjnych wyjazdów i spędzania czasu inaczej, niż to ma miejsce w czasie roku szkolnego. Koszty można znacząco ograniczyć, np. przemieszczając się kamperem jak my i gotując własne posiłki – mówi Renata Podstawska i podaje kilka wskazówek. – Trzeba się nie bać wyjazdu z dziećmi. Przestawić się na inny rytm dnia, niż ma to miejsce w domu. Najtrudniejsze są pierwsze trzy dni. W ich czasie dzieci ustalają sobie inny rytm dnia i nowe obowiązki. Przede wszystkim jednak trzeba koniecznie mieć marzenia i konsekwentnie je realizować. Uniwersalny przepis na udane rodzinne wakacje? Nie istnieje. – Każda rodzina jest inna, więc każda inaczej zechce sobie zorganizować czas odpoczynku. Wiem, jak sprawić, by moja rodzina była zadowolona z wakacyjnych wojaży. Każda rodzina musi odkryć swój przepis na nie – mówi pani Renata. Najważniejszy jest pierwszy krok w nieznane. Gdy się go zrobi, każda kolejna wyprawa będzie łatwiejsza.

Pani Renata nie ma wątpliwości, że podróże to nie tylko relaks dla jej dzieci. – Zauważyłam, że im są one starsze, tym bardziej potrzebują wytchnienia od młodszego rodzeństwa i od rodziców. W ten etap jednak dopiero wchodzimy. Wszystkie wojaże, które dotychczas wspólnie odbyliśmy, są dla naszych dzieci skarbnicą wielu doświadczeń. Nikt im nie zabierze tego, co zobaczyły i czego się nauczyły. Dzięki wyjazdom dzieci poznają otaczający je świat i lepiej go rozumieją, np. konteksty historyczne wielu wydarzeń, o których uczą się w szkole.

Agata Gołda