Jaki nauczyciel miał na mnie autentyczny wpływ?
Wychowawca | 3 listopada 2020Jaki nauczyciel miał na mnie autentyczny wpływ? Wypowiedzi studentów kierunków nauczycielskich
W piątej klasie podstawówki zaczęłam bardziej skupiać się na przeprowadzce, przyjaciołach i zabawie, dlatego szkoła i wszystkie związane z nią kwestie były dla mnie wielkim ciężarem, jak i stresem. Bardzo opuściłam się w tamtym czasie w nauce, nie prowadziłam notatek, nie słuchałam na lekcjach, a każde zebranie z rodzicami sprawiało, że chorowałam ze stresu. Większość nauczycieli albo nie zwracała na to uwagi, albo zupełnie mnie ignorowała, skupiając się na lepszych uczniach. Już wiedziałam, że najprawdopodobniej nie przejdę do następnej klasy i nie zależało mi na tym, żeby dalej uczęszczać do szkoły. Jednak wtedy zauważyła mnie moja polonistka. Porozmawiała z moją mamą, przedstawiając jej moją sytuację w szkole i razem działały, żeby ją polepszyć. Polonistka zachęcała mnie do nauki, dawała mi dodatkowe prace, motywowała do brania udziału w konkursach i dużo rozmawiała ze mną o moich postępach. Doprowadziło to do tego, że zaczęłam interesować się nauką, a chodzenie do szkoły sprawiało mi przyjemność. Zrobiłam duży postęp, nadrobiłam wszystkie zaległości i bez problemu zdałam do następnej klasy. Od tamtej pory systematyczne uczenie się nie jest dla mnie problemem, zrozumiałam po co właściwie jest szkoła i dlaczego warto się rozwijać. Po latach spotkałam się z moją dawną nauczycielką i podziękowałam jej za to, jak bardzo zmieniła moje postrzeganie rzeczywistości szkolnej.
Marianna
Pedagogiem, który miał na mnie autentyczny, pozytywny wpływ był mój nauczyciel wiedzy o społeczeństwie z liceum. Był to niewątpliwie odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu. Przede wszystkim sprawił, że zainteresowałem się tym przedmiotem oraz polityką, zwłaszcza że po gimnazjum byłem zniechęcony do tej dziedziny. Miał niesamowicie rozwinięte zdolności retoryczne, kompetencje społeczne i organizacyjne. Lekcje prowadził w nietypowy sposób – skupiał się nie na suchych faktach, które znajdowały się w podręczniku, a na przykładach z życia. Potrafił je barwnie przedstawiać. Często odwoływał się do interesującej literatury oraz filmografii, a także polecał nam wg niego obowiązkowe pozycje. Angażował nas, uczniów, do brania udziału w dyskusjach, przy czym szanował odmienność zdań i każdego rozmówcę. Zawsze pod koniec lekcji sprawdzał, czy są jakieś wątpliwości, czy ktoś czegoś nie zrozumiał, a także na początku zajęć dbał o to, czy nie narodziły się w nas nowe pytania przez czas, jaki upłynął od poprzedniego spotkania. Tworzył atmosferę sprzyjającą nauce, motywował do działania i stawiania sobie celów. Skrupulatnie sprawdzał naszą wiedzę poprzez odpowiedź ustną oraz częste minikartkówki, które jednak nie spotykały się z tradycyjną niechęcią uczniów. Nie zapominał o nagradzaniu aktywności. Zachęcał do przychodzenia na dyżury oraz koło naukowe, na którym znacznie rozszerzał materiał z lekcji. Nie był tylko nauczycielem, ale również wychowawcą, a także opiekunem samorządu uczniowskiego, w którego skład wchodziłem. Wspólnie organizowaliśmy wiele wydarzeń i owocnie spędzaliśmy czas.
Z racji że moją pasją jest kinematografia, razem z nim powołaliśmy do życia wieczory filmowe, na których poza seansem prowadziliśmy dyskusję i zapraszaliśmy ciekawych gości. Do dziś utrzymuję z nim kontakt.
Bartosz
Moje spotkanie ze szkołą podstawową było autentyczną przygodą – a to za sprawą wychowawczyni w klasach 1–3, Pani Agatki. Każdego dnia witała nas w klasie ciepłym uśmiechem, zawsze miała dla nas czas i z uwagą wysłuchiwała naszych dziecięcych opowieści. Miała niewyobrażalne pokłady cierpliwości i nie pamiętam, aby kiedykolwiek straciła nad sobą panowanie. Potrafiła skupić uwagę nawet największych rozrabiaków w klasie. Wpajała nam zasady dobrego zachowania. Dbała o to, by każdy z uczniów odnajdywał swoje mocne strony i je rozwijał. Kiedy słuchała – słuchała z uwagą; kiedy był czas na zabawę – bawiła się razem z nami; kiedy był czas na naukę – egzekwowała od nas uwagę i na wszelkie sposoby motywowała nas do odkrywania wiedzy. Była dla nas „Naszą Ukochaną Panią”, autorytetem, ale także potrafiła być „jednym z nas”. Pamiętam, że w klasie pozwoliła zbudować nam domek z rozpiętych na sznurach koców, w którym bawiliśmy się na przerwach, a niejednokrotnie ona bawiła się w nim z nami. Aby zachęcić nas do czytania oraz przy okazji oswoić z wystąpieniami publicznymi, organizowała prezentacje przeczytanych książek. To było kilkuminutowe wystąpienie przed klasą, w którym trzeba było pokonać tremę i – patrząc w twarze koleżanek i kolegów – przedstawić ostatnio przeczytaną książkę: jej tytuł, autora, autora ilustracji oraz, w kilku zdaniach, tematykę. Jako osoba nieśmiała, miałam ogromny problem z wyjściem na środek klasy i głośnym mówieniem, gdy wszyscy inni mnie słuchali. Jednak moje obawy i lęki były do pokonania, gdy wiedziałam, że Pani Agatka z uwagą i ciepłym spojrzeniem słucha, kiwa przychylnie głową, zachęca do dalszej wypowiedzi, gdy przygotowana prezentacja utknęła w jakimś martwym punkcie. Niebywałą nagrodą była aprobata i pochwała za wypowiedź. Nauka w klasach 1–3 była dla mnie niesamowicie ekscytująca. Z zapałem wykonywałam ćwiczenia zadawane do domu, a nawet więcej. Kiedy w ćwiczeniach wykonałam wszystkie zadania, wymyślałam sobie zadania dodatkowe. Wykonywałam je na kartkach, a potem kartki te wklejałam do ćwiczeń. Niezwykle miło było usłyszeć pochwałę z ust Pani Agatki za włożony w dodatkowe ćwiczenia trud. Pani Agatka była miłośniczką przyrody i z ogromnym zaangażowaniem starała się podzielić z nami postawami ekologii. Zadanie wakacyjnej opieki nad rośliną doniczkową z klasy urastało w moich oczach do niebywale ważnej misji. Akcje sprzątania świata były pełne śmiechu, ale także przekazu, że sami śmiecić nie powinniśmy. Uświadamiała nam, że pomimo tego, że jesteśmy mali, mamy wielką moc sprawczą. Niejednokrotnie opowiadała nam o tym, że nie powinniśmy przechodzić po trawnikach. Tłumaczyła nam, że jedna osoba, gdy przejdzie, trawnika nie zniszczy, ale gdyby takich osób przeszło tysiąc… Sami dochodziliśmy do wniosku, że w takim miejscu trawy by już nie było. Zabawne jest to, że do tej pory, chcąc sobie skrócić drogę przez trawnik, przypominają mi się słowa Pani Agatki i… idę chodnikiem.
Ewa