Ile lekcji da się przeprowadzić w Siedlęcinie? – O dzieciach i zabytkach

Wychowawca | 3 października 2022

Istnieją dwa rodzaje nauczycieli, wychowawców i rodziców: ci, którzy jeżdżą na wycieczki z musu oraz ci, którzy tylko z musu z nich wracają. Sama należę do tego drugiego gatunku, czekam z utęsknieniem na każdą możliwość przemieszczenia się w przestrzeni z dziećmi własnymi czy –„szkolnymi”. Wycieczki, nawet całkiem nieduże, dają możliwość doświadczenia własnymi zmysłami znanych z teorii albo zupełnie nieznanych zjawisk. Obiekty historyczne często stają się celem szkolnych wypraw, a wciąż zbyt rzadko wykorzystuje się cały potencjał, z jakim mamy do czynienia odwiedzając zabytki.

W klasycznej formule wycieczki klasowej, wychowawcy dość często ograniczają swoją rolę do utrzymywania porządku i uciszania rozbrykanych dzieci podczas oprowadzania po zamku czy muzeum funkcję narratora przejmuje lokalny przewodnik. Obecność osoby dysponującej szczegółową i specjalistyczną wiedzą jest oczywiście pod wieloma względami niezastąpiona, jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jako nauczyciele zbyt łatwo rezygnujemy z okazji, które w tych niecodziennych okolicznościach same nam wchodzą w ręce. Podróż pozwala na zmianę perspektywy, budzi emocje i modyfikuje procesy grupowe jest to więc bezcenny moment na poszerzanie wiedzy i kompetencji uczniów w dowolnej dziedzinie. Ograniczanie wizyty w miejscu pod różnymi względami wyjątkowym do standardowego „zwiedzania” jest niepotrzebnym marnowaniem potencjału. Dzieci, zwłaszcza młodsze, są odbiorcami niedoświadczonymi, to prawda. Oznacza to jednak, że są również odbiorcami pozbawionymi uprzedzeń i otwartymi. Olga Tokarczuk w swojej kontrowersyjnej wypowiedzi o adresatach jej książek powiedziała między innymi: „Nie wierzę, że przyjdzie czytelnik, który kompletnie nic nie wie i nagle się zatopi w jakąś literaturę i przeżyje tam katharsis”.

Dzieci są właśnie odbiorcami, którzy często na jakiś temat „kompletnie nic nie wiedzą”, a jednocześnie są gotowe do zatapiania się w pięknie i przeżywania katharsis. Uważne towarzyszenie im w odbiorze, wyłapywanie punktów zaczepienia do dalszej narracji, poszerzanie podstawowych informacji o aspekty szczególnie dla młodych podróżników interesujące – wymaga od nauczycieli przygotowania merytorycznego i emocjonalnego, ale jednocześnie pozwala na osiągnięcie spektakularnych efektów pedagogicznych.

Dla ilustracji przytoczę przykład miejsca unikatowego w skali europejskiej, a stosunkowo mało znanego: wieża książęca w Siedlęcinie koło Jeleniej Góry posiada najstarsze w Polsce drewniane stropy (z lat 1313–1315) i jedyne na świecie zachowane in situ średniowieczne malowidła, opowiadające historię sir Lancelota z Jeziora. Stoi nad Bobrem, w krainie wygasłych wulkanów, a w jej otoczeniu trwają prace archeologiczne. Wnętrza wieży są raczej puste, a sama bryła surowa, choć imponująca. Opowieść jest tu niezbędna, inaczej turysta widzi tylko stare drewniane sufity i wyblakłe malowidła oraz liczne schody. Aby przyciągnąć uwagę młodych słuchaczy, wystarczy jednak kilkuminutowy wstęp o pięknym jasnowłosym Piaście, Henryku Jaworskim, który zapewne kiedyś przyjechał tu konno, stanął nad rzeką, wciągnął do płuc powietrze, zakrzyknął „Wunderbar!” (bo niemiecki był jego pierwszym językiem), a następnie zlecił wybudowanie wielkiej, solidnej rezydencji. Wiemy, kiedy to się działo, bo belki w stropie na parterze pochodzą z 1313 roku, a budowę ukończono w 1315. Datowanie jest tak precyzyjne, bo przeprowadzono tu badania dendrochronologiczne. Na drugim piętrze, w sali rycerskiej, widzimy historię o Lancelocie: rycerzy w pasiastych tunikach, damy w zielonych sukniach… można tu spędzić dowolnie dużo czasu na spekulacjach, dlaczego celtycka legenda okazała się tak pociągająca dla właścicieli wieży, że zechcieli zlecić jej namalowanie – i dlaczego akurat ten epizod? W ścianach widać wykusze latrynowe i to zawsze budzi emocje – wizja wygódki zawieszonej kilkanaście metrów nad fosą. 

Na ostatnim piętrze, pod dachem, zobaczymy widoczne ślady po krenelażu i ogromną, XVI-wieczną więźbę. Z okien – barokowy dwór „przyklejony” do wieży i resztki folwarku, bo oczywiście był tu PGR.

Po wyjściu na zewnątrz natkniemy się na głębokie doły – to archeolodzy odtwarzają przebieg fosy i podzamcza. Latem organizują dni otwarte pod hasłem „wpadnij do wykopu”…

Jeśli nauczyciel czy opiekun dobrze się przygotował, słuchał uważnie przewodnika i posiada nieco fantazji, to dwugodzinna wizyta w Siedlęcinie pozwoliła mu przeprowadzić skuteczne i przekonujące lekcje z historii i architektury średniowiecza, historii literatury światowej, technik konserwatorskich, podstaw archeologii… właściwie nie ma to końca. Można policzyć kubaturę wieży i szacować, ile naszych mieszkań zmieściłoby się w jej wnętrzu. Można pokazać szczeżuje w fosie i ślady bobrów nad stawami. Można omawiać historię najnowszą i jej konsekwencje… Nie ma właściwie końca „okazjom pedagogicznym”, kiedy jesteśmy na wycieczce. Szkoda rezygnować z bycia edukatorem na rzecz funkcji psa pasterskiego, który tylko przegania stado owieczek po „punktach programu”…


Marcelina Metera

nauczycielka Montessori Mountain Schools w Koszarawie i Krzyżówkach, pani od emocji i relacji, dużo gada i szybko czyta

fot. E. Bojczuk