Historia buduje tożsamość człowieka

Wychowawca | 10 listopada 2023

Z prof. Janem Żarynem, historykiem, wykładowcą, publicystą, działaczem społecznym i dyrektorem Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego J. Paderewskiego, rozmawia Maria Kowal.

(fot. IDMN.pl)

Na początku nowego roku szkolnego chciałabym zapytać o rzecz dość niepopularną: jak powinno dziś wyglądać wychowanie patriotyczne dzieci i młodzieży?

Przede wszystkim poprzez budowanie postaw patriotycznych, a te tworzą się dzięki przykładowi – czyli dzięki postawie samego wychowawcy, nauczyciela. Polskość to świadomy wybór, a nie przymus. Pamiętam, że gdy zaczynałem uczyć w szkole, w latach 80., to młodzież wręcz oczekiwała od nauczyciela – przynajmniej takiego przedmiotu jak historia – był dawał świadectwo. Nie wolno było uciekać. Oczywiście, w szkole mamy do tego także narzędzia poznawcze, jak lekcje wychowawcze czy historii i języka polskiego, katechezy. Młodzież może zwiedzać muzea, uczestniczyć w konkursach (także lokalnych), może opiekować się cmentarzem wojennym, czy zorganizować upamiętnienie konkretnej osoby, wydarzenia. Patron szkoły jest także naturalnym autorytetem.

Uczniowie, jeśli nie zostaną zmotywowani i zachęceni przez nauczyciela historii, często narzekają: „na co mi to się przyda?!”, „po co mi wiedza historyczna?”. Jak odpowiedzieć na takie pytania?

Wiedza historyczna daje jednostce poczucie wolności i suwerenności. Żyjemy w świecie, w którym jesteśmy narażeni na różnego rodzaju manipulacje, których konsekwencją jest zniewolenie człowieka. Skłonienie go do reakcji zgodnej z oczekiwaniami manipulanta. Młodzież chce być wolna, i ma do tego prawo, ale o wolność trzeba zawalczyć. Jak mówił Jan Paweł II do młodzieży na Jasnej Górze, w trudnym 1983 r.: „Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali”.

Jaka jest, lub może być, rola pokolenia dziadków i babć w wychowaniu (także patriotycznym) wnuków? Jakie są Pana doświadczenia?

Jest to rola niezastąpiona, szczególnie gdy relacje międzypokoleniowe są oparte na miłości. Nasza historia narodowa, ale także historia każdego człowieka – tym bardziej doświadczonego – stanowi kopalnię informacji o wydarzeniach mniejszej i większej wagi. Młodzi ludzie uczą się przeglądając, pod okiem dziadków, stare zdjęcia rodzinne, obrazy przodków, czy inne po nich pamiątki. Opowieści rodzinne budują tożsamość młodego człowieka. Dzieci i wnuki stają się współodpowiedzialni za nazwisko rodowe. Poznają także dzieje Polski, niejako na co dzień obcując ze świadkami.

Ja byłem jako dziecko wychowywany w niezwykłym domu. Na ścianie w pokoju rodziców, potem mamy (ojciec zmarł gdy miałem sześć lat) wisiały obrazy przodków, powstańców czy ludzi pracy organicznej, którzy patrzyli na mnie z niemym pytaniem czy jestem godny noszenia nazwiska „Żaryn”. Na półkach stały książki uratowane z Powstania Warszawskiego, w tym niezwykle cenne i piękne, z XVIII i XIX wieku. Żyłem z historią. Ziemiańskie pochodzenie zobowiązywało, a jednocześnie dawało zdrowe poczucie izolacji od wpływów nieludzkiego systemu komunistycznego. Taki zdrowy pancerz, choć często uwierający. Od zawsze też byłem dumny z ojca, architekta i konserwatora zabytków, w czasie II wojny światowej oficera, konspiratora i powstańca. Ma dziś zasłużenie ulicę w stolicy, dla której zrobił tak dużo!

Teraz sam jestem dziadkiem i chciałbym być słuchany przez wnuków. Wydaje mi się, że miałem ciekawe życie, pełne dynamicznych akcji. A czasy, w których żyłem, były jeszcze ciekawsze.

Jeden z ostatnich numerów „Wychowawcy” poświęcony był cnocie odpowiedzialności. Jak można scharakteryzować odpowiedzialność historyka? Za co i przed kim jest odpowiedzialny?

Historyk to zawód misyjny. Każdemu studentowi, którego mam szansę czegoś nauczyć, polecam lekturę encykliki Jana Pawła II, Fides et ratio. Zadaniem historyka jest bowiem, nieskrępowane jakąkolwiek niewolą okoliczności, dążenie do prawdy. Ten stan wolności daje silna wiara, fundament odwagi. Z kolei niewola jest także definiowalna. Wszelkie poprawności polityczne, ideowe, intelektualne czy zobowiązania, np. groźba zależności między opinią nauczyciela o danym wydarzeniu historycznym a sprzeczną z nią prawdą historyczną, widzianą i przeżywaną przez ucznia, stanowi zagrożenie, grozi upadkiem moralnym ucznia, a jednocześnie uczy, buduje sumienie. Nawet porażki potrafią podnosić. Był taki przypadek we francuskiej szkole, kiedy to uczeń z polsko-francuskiego małżeństwa przeciwstawił się nauczycielowi i zarzucił mu kłamstwo historyczne. Miał z tego powodu bardzo dużo nieprzyjemności, ale czasem trzeba powiedzieć słynne non possumus, by nie stać się udziałowcem kłamstwa. Człowiek zanurzony we własną historię narodu tym mocniej staje się odpowiedzialny za wizerunek wspólnoty, im bardziej ją kocha – tę z przeszłości i dzisiejszą.

Czy można „z zewnątrz”, bezstronnie, całkowicie obiektywnie opisywać fakty i zdarzenia? Czy badacz historii jest skazany na bycie interpretatorem?

Badacz ma świadomość, że z racji swej ułomności czy presji czasu, np. na napisanie doktoratu, książki, na którą czeka wydawca, itd., nie może ścigać się z Panem Bogiem. Jednakże ma obowiązek, myśląc Sokratesem („Wiem, że nic nie wiem”), nie kłamać, nie oszukiwać. Najczęściej oszukujemy jako badacze nie tyle fałszując źródła, czy myląc daty i ludzi, co bardziej unikając prezentacji dat i faktów, które nie odpowiadają naszej hipotezie, poglądowi. Myląc w sumieniu opinię z opisem faktów, sami stajemy się manipulatorami. Narzucamy zatem naszą narracją pogląd na świat, w tym przypadku historyczny. Jakie jest lekarstwo? Historycy często prezentują swoją drogę dochodzenia do prawdy o danej osobie, np. czy był, czy też nie tajnym współpracownikiem SB w okresie PRL? Przykład bardzo trudny, np. ks. Stanisława Skorodeckiego w okresie jego wspólnego uwięzienia z Prymasem Stefanem Wyszyńskim. Nie ma łatwej odpowiedzi, tym bardziej bez chęci poznania źródeł. Czy zdradził, czy bronił Ojczyzny wycofując się z pola walki? Np. Krzysztof Opaliński pod Ujściem w 1655 r. Czy gwałcił prawa zrywając sejm, czy wykazywał się postawą praworządną korzystając z liberum veto, albo głosując za przyjęciem Konstytucji 3 maja? Itd., itd. Dziś żyjemy w czasach tzw. postprawdy, w których obowiązuje pokusa, by celem stawało się zniewolenie słuchacza, czytelnika, itd. (a nie przekonanie go do prawdy), za cenę kłamstwa, manipulacji, czy poniżenia drugiej osoby. Kłamstwo, obecne na warunkach prawdy w przestrzeni publicznej, niszczy komunikację, podważa poczucie bezpieczeństwa. Widać to na przykładzie stanu europejskiej demokracji. Prof. Feliks Koneczny, w swojej fundamentalnej pracy O wielości cywilizacji, pisał o łacińskiej, czyli naszej, że jej fundamentem jest funkcjonowanie relacji międzyludzkiej na bazie moralności chrześcijańskiej, 10 przykazań. Rozstanie się z tym fundamentem wprowadziło cywilizację europejską w stan totalnego relatywizmu. W zależności od potrzeby możemy zabić nienarodzonego człowieka, nakłamać, zamknąć w domu starców, lub uśmiercić staruszka, podważyć biologiczne uwarunkowania człowieka, normą objąć dewiację, co pozwala na prawne skazanie człowieka mówiącego prawdę, itd., itd.

W jaki sposób my – zwykli czytelnicy – możemy wyrobić sobie zdanie na temat danej sytuacji z przeszłości? Czy możemy sami dotrzeć do prawdy? Co z takimi danymi, jak np. archiwa IPN i choćby publikacja Maxima culpa, opierająca się na materiałach z raportów SB?

Niestety, są historycy którzy kłamią, używają historii tylko jako narzędzia służącego celom bieżącym. Prof. Łucja Marek, badaczka pracująca w krakowskim IPN, w swoim wywiadzie udzielonym KAI obnażyła nieścisłości zarówno filmu, jak i książki obrażającej dobre imię Jana Pawła II. Niestety, kłamstwo rzucone w bezbronną przestrzeń czytelniczą, zagnieżdża się szybko i długoterminowo, czego przykładem jest choćby słynna niegdyś książka o Jedwabnem i wspomniana praca Maxima culpa. Kto ma czas, by przestudiować prace prof. Łucji Marek? Potrzebny jest zatem autorytet instytucji, takiej jak IPN, by móc skonfrontować swoją niewiedzę z nachalną narracją, naruszającą naszą zbiorową i indywidualną wrażliwość. Na szczęście mamy takie instytucje. Mam nadzieję, że także IDMN, którym kieruję, można postrzegać w tych kategoriach, i nam zaufać. A zajmujemy się dziedzictwem obozu narodowego i katolicyzmu społecznego. Szczególnie wokół obozu narodowego przez dziesięciolecia narosły obraźliwe interpretacje, które próbujemy, mam nadzieję, skutecznie podważać. Nauczyciel uczący historii najnowszej czy HIT-u jest szczególnie narażony na słuszne pytania i wątpliwości, artykułowane przez uczniów. Oby pytali! Stąd niezwykle ważna rola wychowawców, by się szkolili i stale zgłębiali wiedzę. Nauczyć się specjalnie na następną lekcję i odpowiedzieć uczniowi na pytanie, które zadał tydzień wcześniej. Nie unikać trudnych pytań, nie obrażać się. Zapraszam do naszego Klubu Nauczyciela, gdzie znajdą państwo niezbędną pomoc.

Co można zrobić, jeśli spotykamy się z nieprawdą na temat historii Polski? Już dwie dekady temu moja przyjaciółka, będąc na międzynarodowych studiach, została zapytana czy nie wstydzi się za Auschwitz. Swoją rozmówczynię pozostawiła w osłupieniu mówiąc, że jej dziadek – Polak tam zginął.

Niewątpliwie, jeśli chcemy pozostać Polakami i wiernymi tradycji, bronić dobrego imienia także swoich przodków, musimy sami wiedzieć i mieć odwagę, by dawać świadectwo. W latach 90. XX wieku zostaliśmy zaskoczeni jako naród, doświadczając ze strony Zachodu – który pozostawał w wyobrażeniach jako ostoja prawdy i wolności – jego ignorancję w sprawach polskich. Do dziś mamy poczucie, że szczególnie wrażliwe tematy, mieszczące się w historii Polski XX wieku, są w elitach zachodnich przeinaczane, zakłamane czy zmitologizowane. Europa – co by to nie znaczyło – nie zna naszej historii. Zmarli za nas nie odrobią tej lekcji. Szczególnie dziś, gdy jeździmy po świecie, mamy przyjaciół Francuzów, Anglików, czy Czechów, trzeba z nimi dyskutować o przeszłości, dotykać nawet najtrudniejszych wydarzeń z historii. Z jednej strony przypominać o walkach Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, o Narwiku i Dywizjonie 303, o Monte Cassino i Bredzie, z drugiej strony zaś o łagrach sowieckich, o „nieludzkiej ziemi”, o ludobójstwie na Kresach Południowo-Wschodnich, czy też w Piaśnicy. Np. trzeba poruszać trudne tematy, jak sąsiedzkie spory: kwestia Zaolzia, czy sporne widzenie praw do Wileńszczyzny, różnice w pamięci na temat ziemi lwowskiej, czy ziemiańskiego dziedzictwa kresowego. Oczywiście dużo łatwiej jest nam walczyć z oczywistymi kłamstwami, jak z istnieniem w języku publicystycznym rzekomo „polskich obozów koncentracyjnych”, czy odpowiedzialności Polaków za Zagładę Żydów, z opinią o wyzwalaniu ziem polskich spod faszyzmu przez Armię Czerwoną i jednostki NKWD, od 1944 r., itd. Mamy także niezwykłe sylwetki, które po rozpoznaniu mogłyby posłużyć do zrozumienia naszych dziejów; przykładowo rodzina Ulmów, czy Kowalskich i Baranków – w sumie co najmniej 1000 osób – zamordowanych lub zmarłych w obozach za ratowanie Żydów w latach II wojny światowej; mam na myśli Stanisławę Leszczyńską, działaczkę konspiracyjnego Związku Jaszczurczego, położną w KL Auschwitz, która odebrała i uratowała setki narodzonych w obozie dzieci – polskich i żydowskich, wbrew obozowym prawom narzuconym przez Niemców. Mam na myśli rtm. Witolda Pileckiego, którego biografia – od czasów jego młodzieńczej walki z bolszewikami, przez ziemiańską posługę na Kresach wobec miejscowej ludności w II RP, po najbardziej heroiczne czyny czasów II wojny i powojnia – układa się w całą złożoną narrację o tragedii polskiej i męczeństwie, a wszystko w imię miłości Boga i Ojczyzny.

Jest Pan dyrektorem Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego. Jakie są cele działania Instytutu?

Zajmujemy się dziedzictwem obozu narodowego i katolicyzmu społecznego w Polsce w XIX i XX wieku. W przypadku obozu narodowego, obejmujemy swoim zainteresowaniem badawczym, edukacyjnym i wystawienniczym, historię m.in. Ligi Polskiej, założonej przez b. powstańców styczniowych i Ligi Narodowej, dowodzonej przez Romana Dmowskiego i Jana Ludwika Popławskiego, dzieje pokolenia, które budowało II RP, a byli to wybitni parlamentarzyści, uczeni – historycy czy ekonomiści, także literaci, z Janem Kasprowiczem, Władysławem Reymontem, czy Karolem Hubertem Rostworowskim na czele. To także pokolenie ONR, z Wojciechem Zaleskim i Janem Mosdorfem na czele, to działacze i żołnierze podziemia ginący za wolną Polskę, w czasie wojny, Powstania Warszawskiego, jako Żołnierze Wyklęci – z NSZ czy NZW. Jedną z tysięcy tych postaci był oficer NSZ Jerzy Kozarzewski, ps. „Konrad”, więzień stalinowski i wybitny poeta polski, na miarę Cypriana K. Norwida. Kto o nim wie? To w końcu działacze krajowi i emigracyjni po 1945 r. Stronnictwa Narodowego, publicyści „Myśli Polskiej” z Tadeuszem Bieleckim i Wojciechem Wasiutyńskim na czele, podtrzymujący intelektualnie i organizacyjnie cel Polaków, jakim było odzyskanie niepodległości. To m.in. Jerzy Kurcyusz, współzałożyciel ONR, w czasie wojny wysoki urzędnik rządu RP na Uchodźstwie, m.in. na placówce w Istambule, po wojnie adwokat w kraju, broniący górników z górnośląskiej „Solidarności”. Proszę zobaczyć, ile można przekazać dobrej wiedzy posiłkując się takimi biografiami.

Z kolei katolicyzm społeczny to przede wszystkim historia ludzi Kościoła katolickiego, z bł. Prymasem Tysiąclecia i św. Janem Pawłem II na czele, w tym historia świętych i błogosławionych, męczenników, ludzi ofiarnych, poczynając od bł. o. Honorata Koźmińskiego, przez ks. Marcelego Godlewskiego, czy bł. Matkę Czacką i ks. Władysława Korniłowicza z Lasek, przez s. Matyldę Getter, ratującą Żydów w czasie okupacji, po bł. ks. Jerzego Popiełuszkę i ks. Sylwestra Zycha, zamordowanego przez „nieznanych sprawców” w lipcu 1989 r. Ale to także ludzie świeccy i całe spektrum organizacji katolickim, aktywnych szczególnie w II RP i po wojnie na emigracji. To także redakcje pism katolickich, poczynając od „Polaka-katolika”, założonego przez bł. ks. Ignacego Kłopotowskiego, po „Gościa Niedzielnego” i „Niedzielę”, do dziś wychodzących. To niezwykłe dzieło św. o. Maksymiliana Kolbego. Jest o czym opowiadać, a poznanie tego dziedzictwa wzbogaca nas, Polaków, daje nam szansę na kontynuację najlepszych polskich tradycji. Te środowiska opisują pojęcie patriotyzmu, bardzo oryginalnie definiowane postawami Polaków żyjących w XIX i XX wieku.

Jak działania i inicjatywy Instytutu mogą wspierać nauczycieli i rodziców w wychowaniu historycznym/patriotycznym uczniów?

Zachęcamy do lektury naszych książek, w tym fundamentalnego dzieła wielotomowego, czyli słowników działaczy ruchu narodowego i katolicyzmu społecznego, a także encyklopedii ruchu narodowego. To kopalnia nowej wiedzy, często nieobecnej w podręcznikach lub rozproszonej w dotychczasowych opracowaniach. Mamy także wystawy edukacyjne, broszury łatwiejsze do lektury, m.in. poświęcone naszym patronom. Obecnie drukujemy kolejną ku czci gen. Józefa Hallera, w 150. rocznicę jego urodzin. Organizujemy lub wspieramy liczne konkursy edukacyjne. Wszystkie informacje o naszych działaniach i projektach znajdują się na stronie internetowej – idmn.pl, oraz w naszych mediach społecznościowych.

Mamy do zaoferowania wspomniany Klub Nauczyciela IDMN – projekt edukacyjny skierowany do wszystkich dydaktyków (szczególnie nauczycieli historii, HIT-u, języka polskiego i katechetów), którzy chcą rozszerzyć swoje kompetencje merytoryczne i warsztatowe. Spotkania Klubu Nauczyciela odbywają się online oraz w formie objazdów terenowych, podczas których odwiedzamy interesujące miejsca, poznajemy zabytki kultury. Zgłoszenia do Klubu Nauczyciela przyjmujemy pod adresem e-mailowym – klub.nauczyciela@idmn.pl. Organizujemy również wykłady szkoleniowe i Szkoły Letnie. Mimo iż jest nas niewielu, to pracujemy intensywnie zarówno w Warszawie, jak i dzięki współpracy z wieloma ośrodkami, w tym stowarzyszeniami, na terenie całej Polski. To między innymi dzięki Funduszowi Patriotycznemu IDMN, w ramach którego kilkaset organizacji stało się beneficjentami państwowych dotacji. Organizowane przez nich wydarzenia historyczne, wystawy czy filmy, to także nasz wkład w rozwój kultury w Polsce. A propos filmów dokumentalnych, to powstało ich dzięki naszemu wsparciu kilkadziesiąt, a część z nich prezentujemy w ramach „Filmowiska” – specjalnego festiwalu filmów FP IDMN – w całej Polsce (ostatnio w Zakopanem, w Pułtusku, a wkrótce w Lublinie).

Wychowawca” obchodzi w tym roku 30-lecie istnienia. W pierwszym numerze i w kolejnych znalazły się Pana artykuły. Jakie drogi zaprowadziły Pana do „Wychowawcy”?

Od połowy lat 80. XX wieku należałem do środowiska nauczycieli i wychowawców, spotykających się w Studium Kultury Chrześcijańskiej. Studium znajdowało się na warszawskim Solcu, przy parafii Świętej Trójcy, której proboszczem był wówczas ks. dr Marek Kiliszek, ale oddziaływanie tego środowiska sięgało całej Polski. Naszą mistrzynią była śp. prof. Anna Sucheni-Grabowska, wybitny historyk I Rzeczypospolitej i działacz „Solidarności”. Dzięki niej w 1989 r. powstało, na bazie licznych środowisk duszpasterstw nauczycielskich, Katolickie Stowarzyszenie Wychowawców. Byłem jednym z jego założycieli. Mieliśmy liczne szkoły katolickie w Polsce, spotykaliśmy się na konferencjach, także dotarli do nas wydawcy „Wychowawcy”, ze śp. dr. inż. Antonim Ziębą na czele. W Krakowie KSW miało silny oddział, także liczne koła w terenie, m.in. w Tarnowie (do dziś KSW jest tam aktywne). I tak to się zaczęło!

Czego chciałby Pan Profesor życzyć naszym czytelnikom, jak i samemu pismu?

Bardzo bym chciał, żeby „Wychowawca” docierał do serc i umysłów wszystkich nauczycieli w Polsce. Wiem, że to mało realne, więc chociaż do tych najlepszych; ale przecież to jest życzenie skierowane do młodzieży, by dzięki wychowawcom stawali się mądrymi ludźmi sumienia. Prymas Tysiąclecia Kardynał Stefan Wyszyński mówił do i o młodzieży w Gnieźnie, w 1966 r.: „Umiłowana Młodzieży! Jesteście pokoleniem milenijnym, przełomowym, które żyje na grani dwóch tysiącleci. Wiecie, jak trudno jest utrzymać się na grani. Wieją tam potężne wichry i szaleją burze… Trzeba mocno trzymać się <pazurami> rodzimej skały, aby nie spaść na dno przepaści. Trzeba nie lada wysiłku i bohaterskiego męstwa, aby się ostać… Tylko orły szybują nad graniami i nie lękają się przepaści, wichrów i burz. Musicie mieć w sobie coś z orłów! – serce orle i wzrok orli ku przyszłości. Musicie ducha hartować i wznosić, aby móc jak orły przelatywać nad graniami w przyszłość naszej Ojczyzny. Będziecie wtedy mogli jak orły przebić się przez wszystkie dziejowe przełomy, wichry i burze, nie dając się spętać żadną niewolą. Pamiętajcie – orły to wolne ptaki, bo szybują wysoko”.

Dziś młodzież także żyje na grani kolejnych stuleci, między wiernością Bogu i Ojczyźnie a niewolą błyszczącą. Sukcesów wychowawczych, a nie upadków życzę wszystkim nauczycielom, Czytelnikom „Wychowawcy”.

Dziękuję za rozmowę.

Prof. Jan Żaryn na Sympozjum dla Nauczycieli i Wychowawców, Jasna Góra 1.07.2023 r. (fot. M. Kowal)

 

Zdjęcie główne: fot. unsplash.com, 123rf.com