Edukacja edukacji nierówna

s. M. Urszula Kłusek | 5 listopada 2020

Pisała szybko. Długo myślała nad tym, co ma napisać, więc nie miała problemu z przelaniem myśli na papier. Przeczytała uważnie to, co napisała, w poszukiwaniu literówek, a potem się zamyśliła. Kto by pomyślał – dumała – że zmienię zdanie. Ja, nauczycielska wyga, która przepracowała wiele lat w szkole koedukacyjnej, i była gotowa dać się pociąć za jedyną słuszność edukacji koedukacyjnej, po siedmiu latach pracy w innej szkole, piszę artykuł o wartości edukacji zróżnicowanej ze względu na płeć. Jak do tego doszło? Cóż, Opatrzność Boża.

Ale wtedy, przed siedmiu laty tak nie myślała. Gdy w wyniku wielu trudnych dla niej zdarzeń straciła pracę w „swojej” szkole, zaczęła szukać jej gdzie indziej. Czasu było niewiele, wybór żaden. Jedyny wolny etat, jaki znalazła, był w prywatnej szkole dla dziewcząt. Zgroza, średniowiecze – myślała idąc do pracy w tej szkole. Tylko ten rok, a potem wracam do czegoś normalnego – obiecywała sobie. Ten rok zamienił się na kolejny, potem kolejny i następny. Dziś wie, że nie zamieni tej szkoły na żadną inną, a system edukacji zróżnicowanej, po tych latach doświadczenia, postrzega jako zdecydowanie najlepszą przestrzeń edukacyjną dla dziewcząt i dla chłopców. Zobaczyła wyraźnie, że edukacja zróżnicowana tworzy przestrzeń właściwą dla rozwoju dziecka, jako dziewczynki i jako chłopca. Zdecydowanie inne są potrzeby oraz możliwości dziewczynek i chłopców. Inne – to nie znaczy jedne lepsze, a drugie gorsze. Inne – to znaczy dosłownie tyle, że co innego interesuje i pochłania dziewczynki, a co innego chłopców. Mając w klasie same dziewczynki, mogła przystosowywać zajęcia do ich potrzeb i percepcji. Jako polonistka czuła się teraz w swoim żywiole. Dziewczynki lubiły czytać, pisać pamiętniki, tworzyć historie i opowieści. I tyle było w tym delikatności, wrażliwości i piękna. Mogła z nimi dyskutować, wymieniać poglądy i sprawiać przez te dyskusje, że one się rozwijały, zdobywały nie tylko coraz więcej wiedzy, ale też wewnętrznego piękna – przynależnego dziewczynce, a potem kobiecie. Ze spotkań z nauczycielami uczącymi w szkole dla chłopców wiedziała, że oni stosują inne metody. Że na ich zajęciach brane są pod uwagę możliwości i potrzeby chłopców. A chłopcy, wiadomo, lubią rywalizację, walkę, konkrety w działaniu i wyzwania.

Wiedziała, iż niektórzy twierdzą, że edukacja zróżnicowana ze względu na płeć będzie źle działać na budowanie relacji między chłopcami i dziewczynkami. Nieprawda! – myślała – wręcz przeciwnie. Jako nauczyciel, wychowawca, miała okazję wiele rozmawiać ze swoimi uczennicami o relacjach chłopiec – dziewczynka, mężczyzna – kobieta. Rozmawiała z nimi o dojrzewaniu, emocjonalności, zakochaniu i pierwszych wielkich miłościach. I wszystko to odbywało się w spokoju, bez zawstydzenia i dziwnych półuśmieszków i chichotów. W poprzedniej szkole, takie lekcje nigdy się nie udawały.

Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk dzwonka w komórce. Telefonowała pani Kowalska. Dzwoniła z pytaniem, czy lepiej posłać córkę do szkoły koedukacyjnej, czy szkoły dla dziewcząt. Zdecydowanie, do szkoły dla dziewcząt – odpowiedziała z takim zdecydowaniem w głosie, że pani Kowalska nie potrzebowała żadnych więcej uzasadnień.

s. M. Urszula Kłusek

pallotynka, wieloletnia katechetka. Autorka artykułów i książek dla dzieci, rodziców, katechetów i nauczycieli. Prowadzi spotkania dotyczące współczesnych zagrożeń w wychowaniu i rozwoju dzieci.