Duża rodzina i (nie)porządek

Wychowawca | 1 września 2022

Każdy, kto miał w ostatnim 15-leciu małe dzieci w domu wie, że „porządek, porządek to wróg zwierządek” (Wojciech Widłak, Pan Kuleczka). Ale trudność w odnoszeniu rzeczy na swoje miejsce nie jest jedynie przypadłością „zwierzątek”. Nam, dorosłym, także wiele brakuje w tym względzie. Co zrobić, by ład, a za nim – harmonia zapanowały w naszych domach? Na to pytanie (niestety) każda rodzina musi sobie sama odpowiedzieć.

Wiemy dobrze, że samo zrobienie porządku „na włościach” nie jest wielkim problemem. Trzeba zagonić domowników do pracy równym frontem i wtedy, w krótkim czasie, wszystko może lśnić mniejszym lub większym blaskiem. Takie akcje są powtarzane przed przyjściem gości, przed lekcją angielskiego (na żywo) czy z innych, podobnych przyczyn. Oczywiście – można i tak. Z tym, że niestety osiągnięcie pożądanego celu (tu: porządku) nie wpłynie na codzienne nawyki, które – summa summarum – doprowadzą nas do bałaganu, a nie porządku. Na ten aspekt zwraca uwagę James Clear w książce Atomowe nawyki: trwała zmiana stanu, z którego nie jesteśmy zadowoleni nie nastąpi, jeśli nie zmienimy systemu – czyli konkretnych dróg (a nawet – ścieżek i ścieżynek), którymi będziemy zmierzać do celu. Tak: czasami cel jest bardzo jasny, ale samo jego osiągnięcie jest krótkotrwałe (im mniejsze dzieci oraz im liczniejsza rodzina, tym krótsze plataeu uporządkowanego mieszkania). Co zatem zrobić, żeby nieporządek nas nie przytłoczył? Każda rodzina powinna wypracować swój własny, modyfikowany w czasie, system utrzymywania porządku. Warto podpatrzyć, co działa u znajomych, którzy mają podobny skład rodzinny oraz powierzchnię, na której żyją. Albo takich, którzy już przeszli to, co my, i teraz mają już starsze/dorosłe dzieci. Wtedy możemy dopytać, co warto zrobić, jakie elementy ułatwiały im życie, a jakie niepotrzebnie frustrowały.

Odkładamy rzeczy na miejsce

Generalna zasada utrzymania domu we względnym ładzie to: odkładamy rzeczy na miejsce. To 100% prawdy i skuteczności. Dlaczego zatem szybko okazuje się, że znów „zarastamy” rzeczami odstawionymi gdzie bądź? Lenistwo/pośpiech to tylko część prawdy. Warto zastanowić się, czy rzeczywiście wszystkie przedmioty mają SWOJE MIEJSCE w naszych domach i czy wszyscy domownicy wiedzą, gdzie te miejsca się znajdują (Kiedyś zobaczyłam, że rzeczy biurowe oraz do szycia gromadzą się w różnych szufladach pod ręką – nie mając przypisanego miejsca. Wtedy na półce w kąciku do pracy przybyły dwa koszyki z opisem do szycia i do pisania).

Minimalizm?

Z idei minimalizmu wiele można zaczerpnąć: posiadanie tylko niezbędnych rzeczy, wykorzystanie ich do końca etc. Tylko specyfiką dużej rodziny jest DUŻA ilość niezbędnych rzeczy. Zwyczajnie: jeśli nasza rodzina to 2+5, to nawet mając tylko dwie pary butów (wyjściowe i sportowe) w szafce, musimy mieć miejsce na 14 par. Takie życie. Dodatkowo, często chcemy zostawić ubrania czy kalosze dla młodszego potomka – i półki przestają się domykać. Wtedy ratują nas piwnice, strychy czy inne powierzchnie magazynowe. Dobrze jest mieć opisane schowane zasoby (np. „kombinezony”, „niemowlęce 82–94”), aby łatwo sprawdzić, czy trzeba kupić coś nowego (np. kurtkę na zimę), czy wystarczy zanurkować w pudłach czy workach próżniowych (świetna oszczędność miejsca). Jeśli nie mamy możliwości ustawić dóbr na szybko dostępnych regałach, można mieć zapisane w notesie, co mamy zgromadzone w schowku, z kategoriami i rozmiarami.

Warany – z komody!

Z rzeczami, które „warują” nam w komodach i szafach, nieużywane kolejny rok, pożegnajmy się bez żalu. Można je oddać (konkretnej osobie lub organizacji) lub zorganizować w przedszkolu, szkole czy parafii „wymiankę”. Niektóre parafie mają nawet przeznaczone na taki cel salkę, więc wymiana może być nieustanna. Z niektórymi ubraniami dziecięcymi ciężko się rozstać. Za małe? Oj tam, będzie „po domu”. Za duże? Podwinie się i będzie „po domu”. Nie sprała się plama w ulubionym dresie? Będzie „po domu”… A przecież i „po domu” lepiej się czujemy chodząc ładnie ubranymi – nasi bliscy nie są gorsi od „obcych”, dla których ubieramy się wychodząc do pracy czy na spotkania (Jedna z mam, gdy przeszła na styl „ładnie po domu” usłyszała od dziecka, gdy malowała rzęsy w łazience, ubrana w sukienkę: Mamusiu, a gdzie ty wychodzisz, że tak ładnie wyglądasz? Co utwierdziło ją w słuszności zmiany stylu). Jak się zabrać do segregacji dziecięcych ubrań, żeby nie polec? Koleżanka podzieliła się kiedyś ze mną złotą radą (uwaga: będzie złota dla tych osób, które zaopatrują się w sklepach z odzieżą z drugiej ręki): jeśli po ubranie, które masz w domu, nie sięgnęłabyś w „ciucholandzie” – to czas się z nim rozstać.

Brygada RR – ratujące regały

Jak ułatwić sobie życie, żeby ubrania po praniu i suszeniu trafiały na półki do szaf? Przy małych dzieciach dobrze sprawdzają się regały, w które można wsunąć pudełka. Na każdym zaś pudełku przyklejamy piktogram – wtedy w każdym pudle mają znaleźć się inne części garderoby: np. krótki rękaw, długi rękaw, spodnie/sukienki, bielizna. Taki sposób pozwala dziecku samodzielnie posegregować rzeczy po praniu, jak i samodzielnie zrobić porządki. Poza tym – składanie ubrań, niezbędne w szafach czy komodach dla dzieci jest bardzo trudne. Możemy się zastanowić oczywiście, czy walczymy z poukładanymi ubraniami (i ich właścicielami), czy segregacja na kategorie jest dla nas wystarczająca. Starsze dzieci warto uczyć układania ubrań na pionowo (jak na zdjęciu) – łatwiej znaleźć daną rzecz i utrzymać porządek w takim układzie. Można także rzeczy rolować i w rolkach ustawiać pionowo, albo poziomo (dla chłopców to jest dobra zabawa).

fot. anaumenko/pl.123rf.com

System „pudełkowy” sprawdza się też świetnie przy zabawkach. Po jednej kategorii zabawek na dziecko, a pozostałe dobra – trzymamy poza dziecięcym pokojem. Gdy potomkowie będą narzekać na nudę, wówczas można zaproponować wymianę pudełek – i te domowe powędrują na strych/do wysokiej szafy. Można też się umówić, że wymiana jest co miesiąc lub wedle potrzeb rodziny. Pudełka pozwalają zarządzać porządkami w pokoju dzieci: mówimy „klocki do zielonego”, czy „lalki do pudełka z kwiatkiem” – krótkie, jasne komunikaty sprzyjają utrzymaniu uwagi i tempu pracy. Niektórzy rodzice kształtują nawyk porządku w następujący sposób: dopiero po skończeniu zabawy jedną zabawką (kategoria zabawek) i odłożeniu ich na miejsce dzieci mogą zabrać następną. To też dobry sposób, ale jeśli zabawa polega na tworzenie miasta z torami i kolejkami, ulicami (z autami) i domkami (z klocków), to jedna kategoria będzie zbyt skromna.

Ogólna zasada: co może być zamknięte, niech takie będzie sprawdza się i w dziecięcych pokojach, i w kuchni, i w przedpokoju. Przysłowie „czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal” w ogarnianiu bałaganu jest szczególnie prawdziwe. W domowym kołowrotku pozwólmy sobie na chwilę wytchnienia: miejmy zamkniętą szafkę scarlett o’Hara – „pomyślę o tym jutro”.

Błogosławiona dobra rutyna

Aby nie czuć się nieustannie jak zepsuty adapter (Buty na miejsce. Buty na miejsce. Buty na miejsce!) można w strategicznych pomieszczeniach przygotować kilkupunktową instrukcję obsługi, dla młodszych członków rodziny – pismem obrazkowym. Np. w przedpokoju: odkładam buty na półkę, wieszam kurtkę (warto mieć niższy wieszak dla dzieci), witam się z domownikami. W łazience: zakręcam kran, przecieram umywalkę ściereczką, odwieszam ręcznik na miejsce. Kuchnia: odkładam talerze i sztućce do zlewu. Pytam, czy mogę komuś coś podać. Mówię: proszę i dziękuję. Ubikacja: uzupełniam brakujący papier, wycieram deskę/i podłogę, myję ręce po skorzystaniu z WC. [W jednym domu na drzwiach do WC przypięta była duża kartka z sugestywnym rysunkiem: tu można krzyczeć! Tak radzili sobie rodzice z energią dzieci, które czasem MUSIAŁY wydać z siebie głośne dźwięki. Tylko raz rodzina była zdziwiona, jak jeden z dorosłych gości także skorzystał z przyzwolenia 😉 ).

Dyżury i dyżurni

System dyżurów jest świetny, tylko zawsze trzeba mieć na uwadze, że jako rodzice będziemy występować w roli poganiacza wielbłądów. Małe dzieci chętnie pomagają nam w porządkach, a im starsze – tym jest to coraz mniej oczywiste. Dyżury zmieniane do tydzień czy co miesiąc wymagają od nas, dorosłych, nadzoru i wysłuchiwania, kto ma gorzej i dlaczego nie jest sprawiedliwie. To nie jest łatwe, za to przyjemne też nie. Dlatego warto przy planowaniu systemu prac dopuścić do głosu dzieci, wysłuchać ich propozycji i – jeśli mają cień powodzenia – wdrożyć. Oprócz tego, że każdy członek rodziny ma możliwość sprawdzenia, jak działa jego system i zobaczyć, jak działa odpowiedzialność zyskujemy też dodatkową oręż: ewentualne pretensje dotyczące sprawiedliwości podziału prac można przekierowywać na autora pomysłu. Można też wdrażać jedną, jedyną zasadę: robię to, o co rodzice mnie właśnie poproszą.

Przy mniejszych dzieciach, które jeszcze nie korzystają z tzw. zajęć dodatkowych, może sprawdzić się pomysł: „pół godziny do kolacji” – wówczas cała rodzina kończy daną pracę i zabiera się wspólnie do porządkowania przestrzeni, tak, aby do wieczornego posiłku usiąść już w posprzątanym mieszkaniu. Przy starszych dzieciach można stosować metodę w odmianie „pół godziny do spania”.

Znajdować sens

Jak tłumaczyć konieczność zachowania porządku? Oprócz zwykłych argumentów: nie tracimy czasu na szukanie rzeczy, nie złościmy się, rzeczy się nie niszczą i dłużej nam służą etc., pokazuję, że dom jest nas wszystkich i wszyscy o niego chcemy dbać, by każdy się w nim dobrze czuł. To podarowanie swojego czasu dla innych (a nie porządek dla samego porządku), do budowania wspólnego dobra. Można też przypomnieć, że każdą pracę, która moralnie jest dopuszczalna, możemy ofiarować Panu Bogu. Mogę też potraktować każdą pracę jak modlitwę – mogę umyć podłogę w kuchni w intencji zdrowia kuzynki, odkurzyć porządnie pokój w intencji dusz czyśćcowych czy włożyć starannie naczynia do zmywarki na chwałę Pana Boga. To czyni ze zwykłych czynności skarb o charakterze wiecznym, nadprzyrodzonym. I wówczas nie jest ważny jedynie efekt końcowy (porządek w domu z małymi dziećmi bywa krótkotrwały), ale to, z czym się mierzymy w każdej chwili, z przezwyciężaniem siebie. Dlatego zawsze możemy już zanucić (za kaczką Katastrofą) – „Porządek, porządek, przyjaciel zgubionych zwierzą-dek!”.

Maria Kowal

mama siedmiorga dzieci w wieku od 4 do 16 lat. Fanka przemeblowań, systemów ułatwiających życie i przyglądania się, jak to robią inni, by mieć piękniej i sensowniej w domu. Świetna w dzieleniu się teorią i sprawdzaniu nowych pomysłów, w praktyce ma poczucie, że ciągle jest w przedszkolu porządkowania.

Wojciech Widłak, Pan Kuleczka, Media Rodzina, 2002

James Clear, Atomowe nawyki. Drobne zmiany, niezwykle efekty. Galaktyka, 2019.

fot. jessica-ruscello/unsplash.com