Boża interwencja. 44. rocznica wyboru Karola Wojtyły na Papieża

Wychowawca | 3 października 2022

Dokonany 16 października 1978 r. wybór kardynała Karola Wojtyły na papieża uznano za jedną z największych sensacji XX wieku. Ludzie wierzący nie mieli wątpliwości, że wybór nastąpił pod wyraźnym działaniem Ducha Świętego, który wlał w ich serca odwagę, aby odeszli od starych schematów i podjęli decyzję bezprecedensową w dziejach papiestwa. Wszak po raz pierwszy papieżem został Słowianin, urzeczywistniając wizję poetycką Juliusza Słowackiego.

Wynik konklawe wywołał na całym świecie szok, zaskoczenie, zdumienie, niedowierzanie. Nie tylko z tego powodu, że po raz pierwszy od 455 lat następcą św. Piotra został nie-Włoch, ale także dlatego, że został nim kardynał zza żelaznej kurtyny, która miała trwale podzielić ludzkość na dwa światy: zachodni i wschodni.

Ten wybór trzeba rozpatrywać w kategoriach Bożej interwencji, jako ratunek dla Kościoła, który trzynaście lat od zakończenia Soboru Watykańskiego II znalazł się w fazie głębokiego kryzysu. Dramaturgii dodała niespodziewana śmierć Jana Pawła I, po zaledwie 33 dniach pontyfikatu.

Jaki papież jest koniecznie potrzebny

Kardynałowie stanęli wobec pytania: co Bóg przez tę śmierć pontifexa chce powiedzieć im i całemu Kościołowi. W dyskusjach między purpuratami, a także licznych publikacjach, wyrażano potrzebę powołania na Stolicę Piotrową człowieka o silnej osobowości, kogoś, kto odważnie pokieruje Kościołem w czasach posoborowego kryzysu, a zarazem będzie charyzmatycznym pasterzem. Jeszcze inni widzieli konieczność powołania na najwyższy urząd w Kościele człowieka świętego, zgodnie z przekonaniem Pawła VI, że współczesne czasy bardziej potrzebują świadków Ewangelii, niż nauczycieli.

Znacznej części kardynałów zagranicznych nie podobał się podział wśród Włochów, ich zaangażowanie we włoską politykę i uległość wobec komunizmu. Z drugiej zaś strony ci kardynałowie, którzy mentalnościowo byli przygotowani na papieża nie-Włocha, nie dopuszczali myśli, aby następcą Jana Pawła I został kardynał z któregoś z politycznych mocarstw: Stanów Zjednoczonych, Niemiec czy Francji. W tej sytuacji kard. Wojtyła, choć niezbyt znany szerokiej opinii publicznej, lecz ceniony przez kardynałów i pamiętany z czasów Soboru Watykańskiego II, także jako aktywny uczestnik synodów biskupich i jako ten, który wygłosił znakomite rekolekcje dla Pawła VI, pochodzący z mało znaczącego politycznie kraju, wydawał się kandydatem idealnym. Istotnym czynnikiem był wiek i zdrowie przyszłego papieża. I tutaj 58-letni, wysportowany i zdrowy Wojtyła miał niepodważalne atuty. Jednak nie dawano mu większych szans.

Potwierdziły to pierwsze głosowania, podczas których najwięcej głosów otrzymali główni faworyci: arcybiskup Genui Giuseppe Siri, uważany za konserwatystę, zwolennika autorytarnych rządów w Kościele, sceptycznie nastawiony do nauczania Soboru Watykańskiego II, oraz arcybiskup Florencji, kard. Giovanni Benelli, entuzjasta Vaticanum II i bliski współpracownik Pawła VI. Żaden jednak z nich nie zdołał uzyskać wymaganej do wyboru liczby głosów.

Większość watykanistów jest zdania, że impas, jaki się wytworzył z powodu niemożności osiągnięcia przez któregoś z nich liczby 75 głosów wymaganej do elekcji, a także podział wśród elektorów włoskich natchnął kardynałów do zwrócenia uwagi na kandydata spoza Italii.

Konklawe „trzech Króli”

Jednak, jak wskazuje biograf papieski Andrea Riccardi, już po śmierci Pawła VI kardynałowie oswajali się z myślą, iż papieżem może zostać nie-Włoch. Już wtedy brano pod uwagę elekcję papieża Latynosa, a patriarcha Wenecji kard. Albino Luciani, późniejszy papież Jan Paweł I, wskazywał na Brazylijczyka – kard. Aloísio Lorscheidera. Z kolei przed konklawe po śmierci papieża Lucianiego rodak Lorscheidera – wybitny purpurat, arcybiskup Săo Paolo kard. Paulo Evaristo Arns wymieniał jako swego faworyta kard. Karola Wojtyłę.

Najodważniej tezę o papieżu nie-Włochu wyrażał arcybiskup Wiednia kard. Franz König, zwolennik odnowy soborowej, hierarcha bardzo wpływowy w Kurii Rzymskiej i cieszący się wielkim prestiżem wśród kardynałów.

Przekonanie o możliwości wyboru kardynała spoza Włoch wyrażało też porzekadło powtarzane w Watykanie, że będzie to konklawe „trzech Króli”: Franza Königa z Wiednia, purpurata polskiego pochodzenia Johna Króla z Filadelfii i Maurice’a Roya z kanadyjskiego Quebecu. Żaden z nich nie miał realnej szansy na wybór, jednak sam fakt, że wymieniano tylu niewłoskich kandydatów, był wielce wymowny.

Dopiero jednak na konklawe kardynałowie uświadomili sobie, że opcja włoska wyczerpała się i że muszą wybrać nie najlepszego Włocha, ale w ogólne najlepszego spośród swego grona.

Powinieneś przyjąć!”

Wtedy inicjatywę przejął kard. König, który znał dobrze walory metropolity krakowskiego. Podczas samego konklawe nie sposób jest „lobbować” za jakimkolwiek kandydatem, ale wspólne posiłki i spacery dają możliwość dyskusji i dyskretnych sugestii. Arcybiskupa Wiednia wspierał silnie kard. Stefan Wyszyński, Prymas Polski, które na konklawe jechał z absolutnym przekonaniem, że papieżem powinien zostać, jak mówił, Italczyk. Jednak zmienił zdanie, gdy uświadomił sobie, że szansę kard. Wojtyły rosną.

Mało znanym jest fakt, że obaj kardynałowie, po obiedzie, po szóstym głosowaniu, podczas którego metropolita krakowski otrzymał 52 głosy, odwiedzili go w jego celi. Powiedzieli mu wręcz: „powinieneś przyjąć”. „Musisz najzwyczajniej zaakceptować prawdę. Tego oczekuje od ciebie Duch Święty” – dodał arcybiskup Wiednia. To „lobbowanie” za Wojtyłą potwierdza lakoniczny zapis kard. Wyszyńskiego w Pro memoria: „Po obiedzie długa moja rozmowa z kard. Królem, a później z kard. Königiem. Nic więcej! Później z kardynałami niemieckimi. Nic więcej!”.

Szala zaczęła przechylać się zdecydowanie na korzyść kard. Wojtyły po tym, jak wpływowy kard. Sebastiano Baggio, jako pierwszy Włoch, w przerwie między głosowaniami powiedział głośno, że papieżem powinien zostać kardynał z Krakowa.

O godz. 17.20, podczas ósmego, ostatniego głosowania, kardynał z Krakowa, otrzymał 97 głosów (na 111 uczestników konklawe).

Pierwszy gest Jana Pawła II zwiastował, że będzie to pontyfikat w nowym stylu. Papież wstępne homagium od kardynałów (uroczyste nastąpiło podczas inauguracji pontyfikatu) wbrew watykańskiej etykiecie, przyjął na stojąco.

Niedługo potem Jan Paweł II uczynił kolejny nowatorski gest. Podczas gdy jego poprzednicy zaraz po wyborze po ukazaniu się w loggi bazyliki św. Piotra ograniczali się do udzielenia wiernym apostolskiego błogosławieństwa, on rozpostarł szeroko ręce w geście ojcowskim i wygłosił przemówienie. Przejęzyczeniem w języku włoskim i prośbą, żeby go poprawić gdy zrobi błąd, od razu zaskarbił sobie sympatię rzymian i całego świata.

Oszołomiony wynikiem konklawe i osobowością nowego następcy św. Piotra arcybiskup Chicago, kard. John Patrick Cody, powiedział tego samego dnia dziennikarzowi „L`Osservatore Romano”: „To będzie największy papież wszechczasów”.

Grzegorz Polak

zastępca dyrektora Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego

fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe