…bo do dziecka trzeba trojga

Wychowawca | 1 grudnia 2020

W okresie komunistycznym utrwaliło się w umyśle wielu ludzi, że rodzina wielodzietna z definicji należy do marginesu. To miało swój wpływ nawet na mentalność ludzi Kościoła. W jednej z warszawskich parafii widziałem kiedyś dwie skarbonki, jedna miała napis Dla biednych, a druga Dla rodzin wielodzietnych. Dzisiaj w dalszym ciągu rodzina wielodzietna nie jest mainstreamowa. Wielu osobom wydaje się, że sprzeciwia się ona rozwojowi kobiety, jej emancypacji i niezależności. Jaka jest prawda?

Miłość ludzka, o ile jest prawdziwa, ze swej natury ukierunkowana jest ku płodności. Jest to zgodne z zamysłem Stworzyciela człowieka: „bądźcie płodni i rozmnażajcie się” (Rdz 1,28). Dotyczy to każdej miłości, również miłości wyłącznej do Pana Boga, właściwej osobom żyjącym w celibacie. Rzeczywiście dobry ksiądz czy zakonnik nie żyje jak kawaler, lecz jest duchowym ojcem wielu wiernych. Normalną i naturalną rzeczą jest, że małżonkowie chcą wielkodusznie przyjmować dzieci, które są najcudowniejszym owocem ich miłości. „Dzieci są najcenniejszym darem małżeństwa i rodzicom przynoszą najwięcej dobra” (KKK, 1652).

Ta treść jest zablokowana

Wykup prenumeratę z dostępem do wersji elektronicznej.

ks. Jan O’Dogherty

lekarz, doktor filozofii