Przytul mnie, a poprawię ci nastrój!
Wychowawca | 28 grudnia 2020To ma być opowieść o Kajtku. Kiedy przyszedł na świat, o cały miesiąc za szybko, nasz w miarę poukładany świat przewrócił się po raz pierwszy.
Poród, oprócz tego że przedwczesny, był całkiem udany: Kajtek urodził się tak szybko, że położna nie zdążyła założyć rękawiczek. Krzyknęłam: „Łap go!” – i już było po wszystkim.
Kiedy położna spojrzała na pępowinę powiedziała: „O Jezu!”, a lekarz, który się nieco spóźnił: „O, cholera!”, ale oboje byli zgodni – ma chłopak szczęście. Dwa solidne węzły były zaplątane na pępowinie.
Choć początkowo wszystko wydawało się w porządku, stan synka zaczął budzić niepokój. W ciągu kilku godzin trafił do innego szpitala na oddział intensywnej opieki. Bardzo się o niego baliśmy. Taki mały, bezbronny, opleciony kablami. A ja musiałam go tam zostawić samego, mój malutki syn nie umiał oddychać bez wspomagania. Na szczęście szybko się okazało, że z sercem, które było podejrzewana o wadliwe działanie, nie jest źle. Że to tylko kłopoty adaptacyjne. Po kilku dniach przeniesiono go na odział patologii noworodka. Odwiedzaliśmy go codziennie, udało się ściągać dla niego mleko, a on szybko się zaczął zaokrąglać i już po dwóch tygodniach mieliśmy go w domu. Tak bardzo na niego czekaliśmy, my rodzice oraz starsze rodzeństwo. Wyglądało że wszystko jest dobrze. Odetchnęliśmy.
Kajtek jest naszym szóstym dzieckiem. Teraz ma osiem lat i jeszcze dwoje młodszego rodzeństwa. Dlaczego opowiadam o Kajtku, a nie o pozostałych dzieciach? Bo Kajtek ma autyzm.
Ta treść jest zablokowana
Wykup prenumeratę z dostępem do wersji elektronicznej.
Katarzyna Źrebiec i Krzysztof Rytel, rodzice Kajtka