O powstańcach i dzisiejszej młodzieży
bp Piotr Turzynski | 3 marca 2020Z notatnika pasterza
22 stycznia 2020 roku świętowaliśmy koleją rocznicę wybuchu powstania styczniowego. Celebrowałem Eucharystię w Katedrze Radomskiej. Była wypełniona po brzegi młodymi ludźmi z radomskich liceów. Głównym organizatorem jak co roku jest Liceum im. Marii Konopnickiej. Obok tego Liceum znajduje się miejsce straceń powstańców. W 1916 roku radomianie postawili tu krzyż upamiętniający ofiarę tych polskich bohaterów. Było to wówczas miejsce poza miastem, za ogrodzeniem kompleksu koszar wojskowych, gdzie w czasie zaborów stacjonował rosyjski Mohylewski Pułk Piechoty. Między innymi zginął tu pułkownik Zygmunt Chmieleński jeden z wybitniejszych dowódców powstańczych. W jego oddziale walczył Adam Chmielowski, późniejszy święty Brat Albert. Pułkownik Zygmunt Chmieleński był oficerem w armii rosyjskiej, z której zbiegł, a w czasie powstania styczniowego był naczelnikiem wojennym województwa krakowskiego. W czasie swojego krótkiego życia zdążył być wykładowcą w szkołach wojskowych we Włoszech. Został rozstrzelany właśnie w Radomiu 23 grudnia 1863 w wieku 28 lat.
Po Eucharystii poszliśmy do kościoła ojców Bernardynów, skąd wyruszyła młodzież do powstańczych oddziałów i gdzie znajduje się sarkofag pułkownika Dionizego Czachowskiego, następnie przeszliśmy pod jego Mauzoleum i pod wspominany Krzyż Straceń. Młodzi w podniosłym klimacie, z pełną akceptacją i powagą uczestniczyli w tych uroczystościach.
Dyskutujemy o młodych. Szukamy dróg dotarcia do nich. Są dla nas wyzwaniem. Czasem nam się wydaje, że ich tracimy, albo że przerywamy ciąg przekazywania wielkich wartości. Pytamy dlaczego niektórzy nie chcą chodzić na lekcje religii. A z drugiej strony widzimy entuzjastów uczestniczących w Światowych Dniach Młodzieży. Czasem są bardzo poranieni przez dramatyczne sytuacje rodzinne. Są też wspaniali młodzi zaangażowani w różne formy wolontariatu. Lubią to. Świat wirtualny ostatecznie nie daje wystarczającej satysfakcji i ochoty do życia. Oni też szukają wspólnoty, zaangażowania, autentycznego świadectwa, przygody.
Patrząc na pełną katedrę młodzieży, myślałem o tym co ich przyciąga. Nie wolno być utopistą. Z pewnością nakaz, przymus szkolny, obowiązek. Albo nazwijmy to lepiej dyscyplina. Do tego oczywiście dołączona jest obecność nauczycieli i ich świadectwo. Są z młodymi. W niektórych liberalnych głowach jest tak wielka fascynacja wolnością, że nie ma miejsca na żadną dyscyplinę, na żaden trud, na żadne zasady. W takim razie nawet prawda jest niepotrzebna, bo wprowadza tyranię. I wtedy niewiele można zbudować. Wtedy po prostu niemożliwa jest szkoła. Dzieciom i młodym trzeba też nakazać dobro. Ma to być dobro autentyczne i piękne, niekoniecznie użyteczne dla dorosłych. Temu dobru trzeba dać też świadectwo.
Wydaje mi się, że zawsze przyciąga wielkość. Przede wszystkim pociąga wielka, ważna treść. Nie chodzi przecież o pijar, fasadę czy pustą formę, ale o wielkie idee, osoby, cele. Młodzi są doskonali w demaskowaniu sztuczności. Ten ich czasem trudny zmysł dostrzegania białego i czarnego, bez żadnej skali szarości jest dla nas uzdrawiający. Wielka treść taka jak Bóg, Ojczyzna, bohaterstwo, prawdziwa miłość, ofiara, potrafi się sama obronić i fascynuje. Warto ją pokazywać.
Młodzi kochają wspólnotę. Chcą być razem i cieszą się, gdy nie są tylko przedmiotem, ale podmiotem działania. Warto nie tylko mówić im o rzeczach wielkich, ale w nie zaangażować. Na naszym marszu była asysta liturgiczna, schola, grupa rekonstrukcyjna i grupa recytatorska prowadząca małą akademię.
Do tej dyscypliny, wielkości idei, świadectwa starszych, podmiotowości i wspólnoty trzeba dodać kreatywność, oryginalność i świeżość. Oto mamy klucz do młodych. Jest to klucz trudny i nie z automatu, ale możliwy.
+ Piotr Turzyński