Carlo Acutis w mojej rodzinie

Wychowawca | 10 września 2025

Asyż. Początek kwietnia. Środek tygodnia. Siadam przy grobie Karola Acutisa w kościele Matki Bożej Większej. To ważne miejsce w Asyżu – niedaleko urodził się i mieszkał św. Franciszek. Za jego czasów kościół Santa Maria Maggiore był katedrą, przy której był (i jest do dziś) pałac biskupi. Tutaj 800 lat temu zbiegło się miasto, by być świadkiem wielkiego wydarzenia, kiedy Franciszek oddał swojemu ziemskiemu ojcu wszystko, nawet swoje ubranie, stając nagi i oddając się pod opiekę Ojcu Niebieskiemu w modlitwie Ojcze nasz.

Tu w kościele Matki Bożej Większej spoczywa ciało bł. Karola Acutisa. Takie było jego ostatnie życzenie: by być pochowanym w Asyżu, mieście swojego ukochanego świętego. Nie od razu trafił do kościoła. Najpierw pochowany był na miejscowym cmentarzu w rodzinnym grobowcu. Później ciało częściowo zabezpieczono przed rozkładem i przeniesiono do kościoła, a jego serce do obecnej katedry św. Rufina, gdzie Klara i Franciszek byli kiedyś ochrzczeni. Siadam przy przeszklonej trumnie. Jeszcze nie wiem, że zaplanowana na za trzy tygodnie kanonizacja zostanie przesunięta w czasie, bo jeszcze nie wiem, że za chwilę umrze papież Franciszek.

Moi synowie stają twarzą w twarz z błogosławionym chłopcem. Znamy historię jego życia. Wiemy, że urodził się 3 maja 1991 roku w Londynie, gdzie pracował jego tata, a dwa tygodnie później, 18 maja, został ochrzczony. Wiemy, że wychował się w Mediolanie, że ma polskie korzenie, a w dodatku jego niania też była Polką. Dla chłopaków najbardziej elektryzującą wiadomością jest to, że poza szczególną pobożnością tak jak oni grał w piłkę nożną, uczył się gry na saksofonie i w ogóle był NORMALNYM chłopakiem. I nie tysiąc lat temu, ale niedawno, bo przecież żył, kiedy miałam już dwóch najstarszych synów.

Mieszkamy w Asyżu tuż obok placu Obnażenia, możemy chodzić do Karola codziennie. I tu, i do katedry św. Rufina. Jadąc do jednej z pustelni św. Franciszka, mijamy dom rodziny Acutis. Chłopcy zaczynają mówić o Karolu jak o swoim starszym bracie albo koledze. I tak już zostanie. Podziw, wzór do naśladowania, zachęta do świętego życia…

Siedzę w kościele przy Karolu i obserwuję reakcje nie tylko moich dzieci, ale innych młodych, którzy tu przychodzą. Nikt nie przechodzi obojętnie. I to nie jest kwestia tego, że Karol leży pochowany w dżinsach, butach sportowych i sportowej bluzie. To chyba ten różaniec w jego dłoniach… Codziennie go odmawiał i starał się też codziennie uczestniczyć we Mszy św.

Media okrzyknęły go influencerem, patronem internetu itp., a ja myślę, że był normalnym, zdrowym, wrażliwym chłopcem. Wrażliwym na natchnienia Ducha Świętego. Rodzice mu nie przeszkadzali w rozwoju duchowym, ale delikatnie towarzyszyli mu i umożliwiali działać Bogu w ich dziecku i przez ich dziecko. Wbrew pozorom to bardzo trudno przychodzi rodzicom. Szczególnie gdy zapominają, że dziecko nie jest ich własnością, ale zostało im powierzone przez Boga. To wymaga ogromnej pokory, by pamiętać, że w życiu dziecka nie jesteśmy jako rodzice na pierwszym miejscu, ale na drugim. Na pierwszym miejscu jest zawsze Bóg.

Myślę, że mądrość Antoniny, mamy Karola, polegała na tym, że pozwoliła Bogu prowadzić swoje dziecko. Ona sama tego nie pojmowała, bo wychowywała się w takim domu katolickim tylko z nazwy i deklaracji. Chrzest, Pierwsza Komunia Święta, Bierzmowanie, Sakrament Małżeństwa… i nagle rodzi dziecko, przy którym się nawraca.

Doskonale wyobrażam sobie, co ona musiała przeżywać, widząc swoje dziecko zakochane w Jezusie, proszące w wieku 7 lat, by mogło przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej, codziennie uczestniczące we Mszy św., które wszystko, czego się nauczy, wykorzystuje do głoszenia innym prawdy o Bogu, a swoje kieszonkowe przeznacza na zakup śpiworów i jedzenia bezdomnym z ulic Mediolanu. A poza tym jest wesołym, lubianym chłopakiem. Do tego przystojny, wysoki, wysportowany…

Nie musiał upominać swoich kolegów, żeby nie używali wulgaryzmów. Sami się przy nim pilnowali. Jego świętość nie była zakryta dla ich oczu. Jego czystość była dla nich zaproszeniem do czystości. Nikt nie musiał mu ograniczać czasu spędzanego przy komputerze, nikt nie musiał kontrolować, co robi w internecie. Wszystko wykorzystywał w celach ewangelizacyjnych, m.in. przygotował wystawę o cudach eucharystycznych, którą mogły oglądać tysiące ludzi na całym świecie. Pracował jako wolontariusz, przygotowując jedzenie dla bezdomnych w jednym z mediolańskich przytułków.

 

Życie Karola pokazuje, że także nowe technologie mogą być uświęcone, jeżeli dobrze z nich korzystamy. Zabranianie dzieciom smartfonów itp. zwykle tylko rozbudza w nich większe pragnienie ich posiadania. Nauczenie mądrego korzystania z tych urządzeń wymaga od nas może większego wysiłku, ale też przynosi lepsze efekty.

Tego pobożnego, pogodnego, pracowitego, wrażliwego chłopaka dopada choroba. Wszyscy myślą, że to zwykłe przeziębienie. Karol ma 15 lat. Okazuje się, że to białaczka. Po dwóch miesiącach, 12 października 2006 roku przychodzi śmierć. „Żyjąc krótko, przeżył czasów wiele” (por. Mdr 4, 13). Tak mówimy o młodych, którzy umierają w opinii świętości. Jakże bardzo pasują te słowa do Karola Acutisa. Mama Karola przeczuwała przedwczesną śmierć swojego jedynego dziecka.

Cztery lata po śmierci jedynaka państwu Acutis urodziły się bliźniaki. Franciszka i Michał zapewne już wkrótce będą świadkami kanonizacji swojego brata, którego nigdy nie mieli okazji spotkać osobiście.

W internecie pod artykułami o bł. Karolu Acutisie pełno rodziców i dziadków wpisuje prośby o jego wstawiennictwo. Proszą za swoje dzieci, za swoich wnuków – o nawrócenie, o mądre życie, o powrót do Kościoła. Bardzo poruszające jest czytanie tych próśb, bo pokazują, jak bardzo rodzicom zależy na ich dzieciach i jak bardzo czują się czasem bezsilni wobec problemów, które dotykają ich dzieci, wobec buntu, wobec zagrożeń…

I z tymi intencjami pielgrzymują także do Asyżu. Widzą, że ten młody chłopak może przyczynić się do cudu nawrócenia dzieci i młodych. Ja również, będąc w Asyżu, co chwilę otrzymuję prośbę, bym pomodliła się za jakieś dziecko w mieście młodych świętych. Bo przecież i Franciszek, i Klara, i Karol to dzieciaki zakochane w Chrystusie. Piękne stare miasto, wciąż młode duchem. Jak Kościół.

Kiedy miał 7 lat, Karol odwiedził dom św. Gemmy Galgani, włoskiej mistyczki z Lukki, pięknej dziewczyny, która zmarła w cierpieniu, mając 25 lat. I ten mały chłopiec, który niespełna 2 miesiące wcześniej przyjął Pierwszą Komunię Świętą za specjalnym zezwoleniem abpa Mediolanu, pisze w księdze gości takie oto słowa: „Jak widzisz, pozwalam się Tobie prowadzić. Boję się, ale strach mnie nie powstrzyma. Bądź nadal blisko mnie razem z Ojcem Pio. Bardzo Was kocham. – Carlo.”

Ten wpis jest tak mocnym świadectwem świętości tego dziecka, że dla mnie trudno o coś większego. Niby parę krótkich zdań… Świętość Gemmy wpłynęła na życie wielu świętych i błogosławionych, także na bliską mi bł. Anielę Salawę. Ale Karol Acutis ma dopiero 7 lat! Dla niego świętych obcowanie to rzecz oczywista. Modli się za dusze czyśćcowe. Swoje późniejsze cierpienie w chorobie ofiarowuje za papieża Benedykta XVI i Kościół.

I mimo niezwykłości tych wszystkich jego zachowań, ogromnej miłości do Najświętszego Sakramentu, w moim przekonaniu Karol był normalnym chłopcem. W świetle Ewangelii był najzwyklejszym nastolatkiem. To świat dookoła jest nienormalny, szalony, wynaturzony, zdeformowany grzechem… A Karol pozostał piękny i czysty jak Franciszek, Klara, Gemma i wielu pięknych młodych ludzi wpatrzonych w biel Hostii.

Moje dzieci czekają na kanonizację Karola. Z uwagą śledzą wydarzenia z nią związane. Karol stał się ich przyjacielem. Nie jest kimś dziwnym, dalekim, ale jest bardzo blisko, podobny do nich. Mogliby pójść razem do parku pograć w piłkę albo spotkać się razem przy ołtarzu.

Wśród cudów nawróceń, do których przyczynił się młody chłopiec z Mediolanu, najpiękniejszy zdaje się cud nawrócenia jego własnej rodziny.

Ja też nawracam się przy moich dzieciach. Czytając im Biblię, sama sobie głoszę słowo Boże. Wiara rodzi się z tego, co się słyszy. Kiedy uczę moje dzieci Katechizmu, sama uczę się po raz kolejny prawd, które wyznaję przecież od lat. Kiedy widzę ich gorliwość przy ołtarzu, we mnie samej rozpala się ogień miłości do Chrystusa pod postacią chleba i wina. I gdyby nie moje dzieci, pewnie nie poznałabym tak blisko bł. Karola Acutisa i nie zachwyciłabym się tym młodziutkim świętym chłopcem.

Jestem przekonana, że czasem jest tak, że nie tylko Bóg powierza nam dzieci, ale też dzieciom powierza nas, rodziców. To w nasze skażone grzechem życie wchodzi dziecko czyste, bezbronne, o zapachu Nieba. Mamy mu bardzo dużo do powiedzenia, chcemy wszystkiego nauczyć, wszystko pokazać, ale czasem warto zamilknąć i wsłuchać się w to, co dziecko mówi do nas, przyjrzeć się, co ono chce nam pokazać… To może być droga do naszego nawrócenia.

Alina Sikorska

 

fot. Autorki