Edukacja daje szacunek

wychowawca | 28 września 2020

Dyplomy dziewczyny zawożą do swoich domów na wsi, wieszają na ścianie i wszyscy je widzą. Wtedy ludzie zaczynają te dziewczyny szanować. Bo ona ukończyła szkołę! – mówią z estymą. – Tę u sióstr! O powstającej szkole średniej w Chamuka (Zambia) opowiada s. Barbara Gawełda, służebniczka starowiejska.

Do szosy jest osiem kilometrów, do miasta 35 km. Ludzie żyją tu biednie: bez prądu, bez kanalizacji, bez wody: w okolicy jest tylko jedna czy dwie studnie. Ubogo tu nawet jak na Zambię, która jest jednym z najbiedniejszych krajów świata. Średnia długość życia nie przekracza 52 lat, epidemia HIV/AIDS zbiera ogromne żniwo – podobnie jak malaria i gruźlica. W regionie żyje się z drobnego handlu albo uprawia się właściwie tylko kukurydzę, troszkę dyni i orzeszków ziemnych. Podstawowym pożywieniem jest więc kukurydza, starta na mąkę. Z niej przyrządza się rodzaj papki (nzima), którą się je z liśćmi np. dyni. Czasem ktoś ma kurę, jajko, czasem ktoś ma drzewo mango. Taka dieta nie zaspokaja potrzeb organizmu, zaspokaja tylko uczucie głodu.

4 kolby kukurydzy i 4 myszki

O tutejszych warunkach życia wiele mówi podarek, jaki mieszkańcy Chamuka przynieśli na otwarcie pierwszego budynku szkoły: były to 4 kolby kukurydzy i wychudzona kura. Dali najcenniejsze, co mieli.

Albo historia innego podarunku. Charles miał 8 lat. Po śmierci rodziców mieszkał z babcią. Wtedy przyszła kolejna tragedia: babcia poszła nad rzekę robić pranie i tam zginęła w wyniku ataku krokodyla. Charlesem zaopiekowały się siostry. Kupiły mu mundurek, więc mógł pójść do szkoły. Pewnego dnia podszedł do jednej z sióstr z zawiniątkiem, zrobionych z liści. Otworzył rękę i pokazał siostrze cztery myszki. My w Polsce myszy się zwykle brzydzimy, ale trzeba pamiętać, że są na świecie ludzie, dla których to cenne źródło białka. Charles chciał podziękować, a przecież nie miał dosłownie nic innego. Teraz idzie na studia, widziałam go w pięknej białej koszuli. Duma!

Kury i jarmuż

Ale wracając do ubogiej diety – dlatego tak bardzo potrzebna jest nasza szkoła. Poza zwykłymi przedmiotami będziemy tam uczyć dziewczęta nowych sposobów upraw, ogrodnictwa, hodowli. Przy szkole powstał ogródek, gdzie rosną warzywa, przywiezione z Polski: jarmuż, fasolka, cebula, kapusta, rzodkiewka. Pomidory rosną jak szalone! Są też kury, które w epidemii koronawirusa są wybawieniem. Potem powstanie ferma i stawy rybne. Dziewczęta nie tylko nauczą się gospodarstwa, ale dzięki temu szkoła będzie miała środki na utrzymanie. Po ukończeniu szkoły dziewczęta dostaną dokument, że mogą założyć własną uprawę czy hodowlę. Będą mogły z tego żyć, a dieta w regionie znacznie się wzbogaci w wartości odżywcze.

Będziemy też uczyć małego biznesu i przedsiębiorczości. Planujemy kursy komputerowe dla dziewcząt, które nie mogły ukończyć średniej szkoły z powodu zbyt wczesnego macierzyństwa. Tutaj dziewczęta bardzo wcześnie rodzą dzieci. Liczymy na to, że nauka w szkole – poza wszystkimi korzyściami – też o te 3–4 lata odroczy macierzyństwo. Gdy dziewczyna zachodzi w ciążę w wieku 13, 14 lat, to dużo matek (i ich dzieci) umiera przy porodzie.

Jak towar

Niestety, w Zambii często dziewczęta są wykorzystywane seksualnie, nawet przez członków rodziny. Pozbawione wykształcenia, czekają we wsiach, aż ktoś je będzie chciał za żonę. Rodzina przyszłego męża płaci wtedy rodzinie dziewczyny krowę czy dwie. I tak dziewczyna bywa traktowana jak towar na wymianę. Natomiast zupełnie inaczej jest, gdy zdobędzie wykształcenie: wtedy zyskuje szacunek! I szansę na lepsze życie. Może pojechać do miasta szukać pracy, może iść do zakonu, może założyć swoją uprawę. Bez tego co najwyżej może sprzedawać owoce mango. A głównie to zajmować się domem i chodzić po wodę. Średnio dwa, trzy razy dziennie dziewczęta z 12-litrowymi kanistrami chodzą po wodę po kilka kilometrów. Szkoła powstała, żeby dziewczęta z biednych wiosek, które – niestety – nie mają możliwości edukacji na poziomie szkoły średniej, mogły iść do szkoły. W niektórych wioskach jest szkoła podstawowa, obowiązek szkolny jest powszechny (choć w praktyce bywa różnie), więc tak do szóstej klasy jeszcze jest ok. Chociaż bywa, że dzieci, kończąc szkołę podstawową, nie potrafią czytać ani pisać. W szkołach praktycznie nie ma nic poza budynkiem, tablicą, starą ławką i nauczycielem. Nawet kredę trzeba sobie samemu kupić, nie mówiąc już o mundurku (obowiązkowym, na który nie wszystkich stać, przez co niektóre dzieci nie chodzą do szkoły), zeszytach i książkach czy posiłku.

Nie mają nic

Ale tragedia zaczyna się potem. Szkoła kosztuje. Za semestr to np. 4 000 kwacha (900 złotych), czyli 30 worków mąki kukurydzianej po 25 kg (przeciętna rodzina potrzebuje jednego worka na tydzień). To bardzo biedny rejon, a rodziny są wielodzietne, więc często z całej rodziny do szkoły średniej pójdzie 2–3 chłopców. Rodzice do szkoły wysyłają tylko najstarszych – tych, którzy będą pracować i dokładać się do utrzymania rodziny. Dziecko, które ma 16–17 lat, musi pracować, bo mama zajmuje się domem, a ojciec nie jest w stanie zarobić na wszystkich. Jak chłopak ukończy zawodówkę, zostaje pomocnikiem na budowie, to jest szansa na zarobek. Najlepiej gdy z programu adopcji serca dostanie sponsora i będzie miał wykształcenie wyższe. Tak, to możliwe również w Zambii – u nas przecież wszyscy pracownicy, również inżynierowie, to Zambijczycy, wykształceni na miejscu. Nawet gdy chłopak się nie uczy, to ma jakieś pieniądze. Np. wypala węgiel drzewny, jedzie do miasta, sprzeda i wtedy może sobie coś kupić. Natomiast dziewczęta nie mają nic.

Planujemy szkołę dla 500 uczennic. Najbiedniejsze będą uczyć się za darmo. Gdy tylko wieść o powstaniu szkoły się rozniosła, zgłosiło się 120 dziewcząt…

Wysłuchała Katarzyna Urban

POLSKA FUNDACJA DLA AFRYKI. Pomoc, która działa.

Celem Fundacji jest ochrona zdrowia mieszkańców Afryki oraz poprawa warunków ich życia. Fundacja ufundowała budowę stołówki dla szkoły w Chamuka i wsparła 170 innych projektów charytatywnych w Afryce.

ul. Krowoderska 24/3, 31-142 Kraków