Nauczycielska nadzieja
Powoli dobiega końca Rok Jubileuszowy 2025 poświęcony nadziei. Usłyszeliśmy pewnie wiele rozważań, konferencji i ważnych myśli o tym, jak żyć nadzieją. Może warto odnieść je wszystkie do życia i powołania nauczycielskiego. Komu jak komu, ale właśnie wychowawcom i nauczycielom nadziei życzyć trzeba nieustannie. Po pierwsze dlatego, że w ich rękach jest nadzieja na przyszłość całych wspólnot i społeczności. Przyszłość bowiem nie zależy tylko od tego, jaką techniką będziemy się posługiwać za ileś lat, jak będziemy funkcjonować i organizować swoje życie, ale przede wszystkim od tego, jak wychowamy młode pokolenia. To właśnie ci, którzy dziś są wychowankami naszych przedszkoli i placówek opiekuńczo-wychowawczych, którzy są uczniami naszych szkół, będą tworzyć kształt przyszłego świata. Skoro młodzi są naszą nadzieją, to nauczyciele i wychowawcy są współtwórcami tej nadziei poprzez swoją misję wychowania i kształcenia. Po drugie: nadzieja w życiu pedagogów jest czymś fundamentalnym. Posługa wychowywania zakłada bowiem wiarę i ufność w to, że podejmowane wysiłki edukacyjne przyniosą spodziewane owoce. Jeszcze bardziej potrzebna jest nauczycielowi nadzieja wobec samych uczniów. Bez zaufania i pokładania nadziei w wychowanku lepiej nie zabierać się za wychowywanie. Nawet ci, którzy uczą ścisłych przedmiotów czy konkretnych umiejętności praktycznych, doskonale czują, że pracują z konkretnym człowiekiem, którego wrażliwość, historia życia i możliwości są bardzo indywidualne i tajemnicze. Żaden uczeń nie jest taki sam, a często te same metody i podejścia przynoszą zupełnie odmienne owoce. Stąd często wychowawca ma mieć w sobie coś z towarzysza drogi rozwoju, a nie czuć się tylko zwykłym rzemieślnikiem obrabiającym kolejny materiał czy kruszec.
Nadzieje mogą być jednak różne. Mottem Roku Jubileuszowego są słowa św. Pawła: „Nadzieja zawieść nie może” (Rz 5, 5) Jest w nich mowa o niezawodnej nadziei. A przecież są takie nadzieje, które zawodzą. Również w naszym wychowawczym doświadczeniu poczuliśmy się może nieraz rozczarowani sobą, uczniami, naszą pracą, środowiskiem szkolnym czy edukacyjnym, nieustającymi zmianami i reformami w całym systemie oświaty. Gdyby były jakieś niezawodne kryteria nadziei, to przestałaby być ona już nadzieją. Nadzieja bowiem zakłada pewną tajemnicę, jest poszukiwaniem rozwiązań na jutro, którego przecież dziś nie znamy i nie umiemy zaplanować z całą pewnością. Nasza praca wychowawcza jest służbą człowiekowi, który jest zmienny i bardzo dynamiczny i nigdy nie wiemy na sto procent, kto „wyrośnie” z tego młodego człowieka. Jednak, jak we wszystkim, również w nadziei są pewne wspólne elementy, od których może zależeć niezawodność naszych nadziei.
Pierwszy z nich to przedmiot nadziei: to, w kim i w czym pokładamy nadzieję. My, wierzący nauczyciele i wychowawcy, mamy pewność, że pokładając nadzieję w Bogu, wkładamy ją w ręce Kogoś niezawodnego, Wszechmogącego, Wiecznego. Stąd tak ważna dla nauczycielskiej nadziei jest wiara w Boga. Wierzymy też głęboko w to, że Bóg jest Stwórcą świata i przede wszystkim człowieka. Ma to ogromne znaczenie w podejściu do wychowanka i w samym procesie wychowania. Każdy człowiek, od tego dopiero co poczętego w łonie matki aż po umierającego i niepełnosprawnego staruszka, jest chcianym i ukochanym dzieckiem Bożym. Szacunek do życia i godności drugiego człowieka to punkt wyjścia dla wychowawcy. Ale wiara w Boga Stwórcę zakłada też swego rodzaju wychowawczą nadzieję, że w moim uczniu i wychowanku Bóg umieścił mnóstwo możliwości, zdolności i pragnień, które jako nauczyciel mam tylko pomóc wychowankowi odkrywać i rozwijać. Kapitalnie wyraża to nasze polskie słowo „wychowanie”, które w prosty sposób definiuje to, czemu mamy służyć. Wychowanie to wydobywanie z wychowanka tego, co w nim ukryte, co w nim jest jeszcze „jakoś schowane”. Nadzieja nauczyciela i wychowawcy zakłada więc jakąś wielką delikatność i pokorę, a jednocześnie przekonanie, że w każdym z moich wychowanków Bóg ukrył wspaniały i oryginalny świat wartości pewnych i niezmiennych, choćby takich jak pragnienie dobra, miłości, prawdy, sprawiedliwości, czystości czy wiary. Jeśli uznamy, że wszystko w wychowaniu jest subiektywne, relatywne i względne, to takie wychowanie zawsze będzie beznadziejne, bo jego przedmiot jest chwiejny, zawodny i względny.
Drugim elementem nadziei jest jakiś rodzaj postawy w nas. Nadzieja nie jest gotowym produktem. Święci często porównywali nadzieję do lotu ptaka. Bóg dał ptakom skrzydła, ale żeby ptak mógł wzlecieć w górę, musi chcieć i nauczyć się ruszać skrzydłami. Podobnie jest z nadzieją.
Żeby ona pomogła nam wzbić się ku niebu, osiągnąć jakieś szczyty, wzlecieć ponad nasze słabości i ograniczenia, musimy ćwiczyć się w nadziei. Najpierw dotyczy to samych nauczycieli. Najpierw wychowawca musi uformować samego siebie do nadziei, odbić się od własnych kompleksów, pesymizmu, niewiary w siebie i w to, co robi. Myślę, że wszyscy wspominamy swoich nauczycieli pełnych pasji, mających olbrzymią siłę pokonywania trudności, przeszkód, nauczycieli nie tylko zrównoważonych emocjonalnie, potrafiących poradzić sobie z kilkoma klasami uczniów, z każdą skomplikowaną sytuacją, ale również mających dystans do siebie, umiejących śmiać się ze swoich potknięć i słabości. To byli wychowawcy, którzy nie musieli dużo mówić o nadziei, ale promieniowali nadzieją. Nadziei bowiem nie da się nikogo nauczyć, można ją tylko komuś przekazać jak świadectwo, jak własne doświadczenie życia. Mamy wielkie zadanie wychowawcze – wychowywać młodych do nadziei. Usłyszmy, jak często młodzi mówią, że coś jest beznadziejne. Oni szukają i pragną żyć nadzieją. Mają więc prawo otrzymać od nas, wychowawców, wychowanie do nadziei. Jak małe pisklęta muszą najpierw zobaczyć dorosłych, którzy potrafią szybować ku niebu, odbijać się od ziemi, nie dać się zdołować, żeby potem samemu próbować rozwijać skrzydła ku nadziei, nawet ryzykując, że pierwsze loty okażą się niedoskonałe.
Nie brakuje dziś podręczników do asertywności, do pozytywnej dyscypliny, do kształtowania w uczniach mechanizmów mobilizacji i wiary w siebie, do rozwijania optymizmu i radości. Nie możemy jednak zapomnieć, że mamy też nadprzyrodzone środki, które dają nam nadzieję i pomagają odbić się od ziemi, wyjść z najgłębszego dołka i wzlecieć ku samemu niebu. Te nadprzyrodzone środki nadziei to modlitwa, życie sakramentalne, słowo Boże, żywa wiara i relacja z Panem Bogiem. Obyśmy, jako chrześcijańscy nauczyciele i wychowawcy, nie zgubili ufności w moc modlitwy za siebie i swoją misję wychowawczą, za swoich wychowanków i uczniów, za ich rodziców i za współpracowników ze szkoły czy placówki wychowawczej. W tej szkole nadziei ważne są również wspólnoty wiary, które w wielu diecezjach i parafiach tworzą wychowawcy i nauczyciele. Warto poszukać, zaangażować się, a może nawet zainicjować jakąś formę duszpasterstwa nauczycieli w swoim najbliższym środowisku. Trudno jest bowiem wierzyć i przeżywać wiarę w pojedynkę. Wspólnota wiary nauczycieli i wychowawców jest zawsze najlepszą szkołą nadziei.
Przed nami kolejny Dzień Edukacji Narodowej. Obok wielkiej, niewyobrażalnej wdzięczności, jaką winniśmy wszystkim nauczycielom i wychowawcom, chciałoby się im wszystkim życzyć wielu ważnych darów. Proszę o nie w modlitwie do Boga. Najbardziej jednak życzę nadziei i modlę się o o nią, bo Polska potrzebuje nauczycieli pełnych nadziei, a nie beznadziejnych, bo Bóg najbardziej w człowieku zdumiewa się nadzieją. Proszę więc Boga za Was, kochani nauczyciele i wychowawcy, aby sam Pan Bóg w każdym z Was najbardziej zdumiewał się Waszą nadzieją.
Abp Andrzej Przybylski – metropolita katowicki, delegat KEP ds. duszpasterstwa nauczycieli i wychowawców