Życie z pasją, pasja życia
Wychowawca | 15 grudnia 2023Gdy dbamy o rozwijanie naszych talentów, to spotykamy się z samymi sobą. Bez tego trudno byłoby nam się spotkać z drugim człowiekiem. O „traceniu czasu” na swoją pasję opowiadają rodzice siedmiorga dzieci – Julianna i Kuba Wołkowie. Rozmawia Magdalena Guziak-Nowak.
Słyszę: talent, pasja, hobby i już mam ochotę opowiedzieć, co ciekawego słychać u moich dzieci. Bo przecież mają talenty, w ich pasje inwestujemy, a hobby rozwijamy. Ale dziś o talentach dorosłych!
Julianna: – Kiedy nasze najstarsze córeczki były małe, trudno było mi myśleć o czasie na hobby czy pasję. Wydawało mi się, że jestem niezbędna dzieciom 24 godziny na dobę. Nawet kiedy mąż zachęcał mnie do odpoczynku, cały czas pozostawałam w trybie pełnej gotowości. Dopiero kiedy urodziła się nasza czwarta córka, zrozumiałam, jak ważny jest czas „dla siebie” – i zapisałam się na malarstwo akwarelowe do klubu kultury. Był to nie tylko czas wyciszenia i regeneracji, po którym wracałam do domu z nowym entuzjazmem. Myślę, że odkopałam wówczas jakąś bardzo istotną cząstkę siebie. Wróciłam do tego, co lubiłam zawsze, czyli pisania, malowania. Sądzę, że gdy dbam o rozwijanie swoich talentów, to spotykam się z samą sobą. A bez tego trudno byłoby mi się spotkać z drugim człowiekiem. W tamtym czasie urządzaliśmy wieczory malarskie, wygraliśmy rodzinny konkurs literacki, Kuba kończył pracę nad swoim albumem muzycznym, a ja napisałam opowiadanie Cud Bożego Narodzenia.
Kuba: – Znamienne jest, że w ewangelicznej przypowieści najwyższa miara bogactwa ma tę samą nazwę, co unikalny dar – talent. Tak właśnie myślimy o naszych talentach – dostaliśmy je po to, by się nimi dzielić, pomnażać je. Każdy coś dostał, nawet jeśli sądzi, że jego dar jest niewiele znaczący. Zakopując go, traci nie tylko on sam, ale także jego otoczenie.
Dlatego nie tworzycie jedynie do szuflady?
Julianna: – Tak. Długo naszą twórczość znały tylko dzieci – najwierniejsi słuchacze i czytelnicy. Dopiero z czasem zaczęliśmy dzielić się nią szerzej. Bardzo lubię cytat, na który trafiłam w jednej książce Johna Eldridge’a: „Nie pytaj, czego świat potrzebuje. Pytaj, co czyni cię pełnym życia, i rób to. Ponieważ tym, czego świat potrzebuje, są ludzie pełni życia”.
Do tej pory świat poznał książkę Cud Bożego Narodzenia oraz płytę Słowa i obrazy. Teraz przygotowujecie słuchowisko. Opowiedzcie o tym.
Julianna: – Nasze największe pasje to pisanie i muzyka. Kuba gra na wielu instrumentach i komponuje. Wydane kilka lat temu Słowa i obrazy to autorski album z muzyką instrumentalną. Z kolei Cud Bożego Narodzenia napisałam dla naszych dzieci, a później podzieliłam się opowieścią ze znajomymi i rodziną. Zachęceni ciepłymi opiniami, zamarzyliśmy o wydaniu książki. Poznałam Sarę Tchorek, ilustratorkę z Warszawy, i zaczęliśmy działać. I Sara, i ja miałyśmy wtedy po cztery córki… Czas przyspieszył i nie zdążyłyśmy wydać książki na Boże Narodzenie. Opublikowałam sam tekst na naprędce zrobionej stronie internetowej. W ciągu kilku dni pobrało go prawie tysiąc osób. Dostaliśmy też dużo pozytywnych informacji zwrotnych. To utwierdziło nas w przekonaniu, że takie książki są potrzebne. Rok później założyliśmy wydawnictwo i przeprowadziliśmy akcję crowdfundingową na portalu zrzutka.pl. Potrzebne fundusze zebraliśmy w tydzień, więc zdecydowaliśmy się zamówić dodatkowy nakład. Łącznie zebraliśmy trzykrotnie więcej, niż planowaliśmy. W ciągu dwóch lat sprzedaliśmy pięć tysięcy egzemplarzy.
To wielkie osiągnięcie! Rynek książki w ogóle, a rynek książki dla dzieci szczególnie, jest trudny.
Julianna: – Z albumem muzycznym Kuby było podobnie. Muzyką pasjonuje się od dziecka. Niedługo przed ślubem rozpadł się jego zespół muzyczny i od tego czasu jego własna muzyka wybrzmiewała zamknięta w czterech ścianach naszego domu. Przez kilka lat mozolnie nagrywał kolejne utwory, aż w 2019 roku zaprezentował swoją twórczość w czasie spotkania autorskiego w krakowskiej Piwnicy Pod Baranami. W zaproszeniu na wydarzenie napisał: „Mówiąc całkowicie szczerze, mam wrażenie, że muzyka, o której piszę powstała dawno, dawno temu. Wydaje się, że ona już BYŁA, a teraz po prostu do mnie przyszła. Z całą pewnością przetworzyłem ją mocno swoim wnętrzem, myślę, że bardziej sercem niż rozumem. Teraz to ja przekazuję ją dalej”.
W tym roku sięgamy po kolejne marzenie, które łączy nasze talenty. Zaczęliśmy pracę nad słuchowiskiem dla dzieci. Będzie to historia z książki, wzbogacona pięknymi piosenkami, zagrana przez krakowskich aktorów i muzyków. Z nostalgią wspominamy słuchowiska z naszego dzieciństwa. Być może porywamy się z motyką na słońce, ale pragnienie podarowania dzieciom i rodzicom czegoś pięknego i dobrego jest silniejsze. Nie wiemy, czy nasz plan się powiedzie. Na razie przygotowaliśmy fragment rozdziału z piosenką. Ufamy, że projekt zyska zaufanie naszych czytelników i słuchaczy i będzie miał szansę powstać.
Jak znajdujecie na to czas? Pewnie, wszyscy mamy go tyle samo, ale w rodzinie wielodzietnej jednak jest go jakby… trochę mniej.
Julianna: – Na to pytanie trudno odpowiedzieć. Kiedy wydaliśmy książkę i płytę, mieliśmy pięcioro dzieci. To, że te przedsięwzięcia się udały, traktujemy w kategoriach małych cudów. Musimy też podkreślić, że to wszystko było procesem, bardzo rozciągniętym w czasie. Muzyka Kuby powstała kilka lat, często nagrywał w nocy. Moje opowiadanie, także pisane nocami, wydaliśmy po kilku latach od „premiery” w naszym domu. Teraz nawet noce mamy zagospodarowane dzięki najmłodszym córeczkom, półtorarocznym bliźniaczkom. (uśmiech) Mamy małżeńską umowę, że każde z nas ma w tygodniu wieczór dla siebie: na próbę zespołu, na pisanie poza domem albo po prostu na odpoczynek. Zadbanie o czas na rozwój naszych zainteresowań pozwala nam się wyciszyć, zregenerować. Przy okazji dzieci widzą, że warto być wytrwałym i dzielić się talentami z innymi. To pięknie i wzniośle brzmi, ale bywa, że w zwyczajnym życiu nawet z tego jednego wieczoru dla siebie trzeba zrezygnować, bo choroba dziecka, wyjazd, inne sprawy… To bardzo uczy pokory. Rozdarcie między twórczą weną a pilnymi potrzebami rodziny bywa frustrujące. Czasem serce daje jasny sygnał, że teraz na pierwszym miejscu jest rodzina. Innym razem intuicja podpowiada, żeby zawalczyć o swoją pasję. Cały czas szukamy równowagi i staramy się nawzajem wspierać.
Mnie czasem atakują myśli: „Pasja pasją, ale żeby chociaż cała rodzina miała z niej pożytek”. Lub: „Jasne, byle tylko dało się na niej zarobić”. Pokusa, by nawet tych kilka chwil dla siebie było użytecznych dla innych, jest wielka.
Kuba: – Kiedy tworzyliśmy muzykę czy książkę, nie nastawialiśmy się na zarobek. Mieliśmy nadzieję, że nie będziemy stratni i z inwestycją „wyjdziemy na zero”. Ostatecznie udało nam się na tych przedsięwzięciach zarobić. Było to dla nas dużym zaskoczeniem.
Kim bylibyście bez Waszych pasji? Jaki jest największy pożytek z „tracenia czasu dla siebie”?
Julianna: – Nasze pasje są częścią nas. Trudno byłoby je wyodrębnić i wyrzucić. Mamy podobną wrażliwość i tacy się pokochaliśmy. W Kubie muzyka po prostu jest, ja patrzę na świat przez pryzmat obrazów, opowieści. To nam dodaje skrzydeł. Twórczość to powiew świeżości i zastrzyk energii do codziennych wyzwań.
Podobnie jest z naszymi dziećmi. Jedna z córek źle czuła się w szkole do czasu, aż nie odkryła swoich mocnych stron, takich jak taniec i rękodzieło. Czy to strata czasu? Nie, bo tych kilka godzin twórczości w tygodniu konkretnie przekłada się na efektywność nauki.
Skoro Wasze pasje były z Wami zawsze, to czy można powiedzieć, że swoje talenty odkryliście już w dzieciństwie?
Kuba: – Na pewno. Pierwsze piosenki wymyślałem mając kilka lat. Dzisiaj ktoś dorosły mógłby powiedzieć, że z tymi pasjami zachowujemy się trochę jak… dzieci. Poniekąd ma rację. Wszystkim życzymy, aby nie wyrastali z dziecięcych marzeń.
Julianna: – Swoją pierwszą książkę pt. Bajka o zielonej biedronce napisałam i zilustrowałam w wieku niespełna pięciu lat. Uwielbiałam, kiedy przy okazji zakupów na pobliskim placu wchodziliśmy z rodzicami do księgarni. Byłam przekonana, że to właśnie sprzedawczyni napisała i zilustrowała wszystkie książki, a teraz je sprzedaje! Postanowiłam, że będę robić to samo.
Czy dzieci podzielają Wasze zainteresowania?
Julianna: – Jak już wspomnieliśmy, dzieci są pierwszymi odbiorcami naszej twórczości. Nawet więcej – one nas inspirują. Utwory Kuby powstawały z zachwytu nad narodzinami kolejnych dzieci. Cud Bożego Narodzenia powstał z potrzeby wspólnego czytania i głębokiego celebrowania Świąt. Dzieci uczestniczą w naszych przedsięwzięciach: pomagały w przygotowaniach do premiery płyty, są też bardzo zaangażowanymi członkami naszego rodzinnego wydawnictwa Wołek i Osiołek.
Nasze dzieci uczą się gry na instrumentach, pięknie rysują, urządzają dla nas przedstawienia taneczne i teatralne (np. wykorzystując do nich muzykę taty), piszą też swoje pierwsze książki. Mają też zupełnie inne talenty, więc są naszymi przewodnikami w wielu dziedzinach. Obserwowanie ich wyjątkowości i odkrywanie, jak wiele mają do zaoferowania światu, jest fascynujące.
Kuba: – Czasem widzimy, jak jedynacy są przeładowani rozmaitymi zajęciami pozalekcyjnymi, realizując niespełnione marzenia lub ambicje rodziców. Sami też nie uniknęliśmy podobnych pokus. Duża rodzina szybko nas z nich wyleczyła. W naszym przypadku dzięki temu, że mamy sporą gromadkę, każde dziecko może skupić się na tym, co podpowiada mu serce, niekoniecznie rodzice. Można powiedzieć, że straciliśmy szansę przeszkodzenia dzieciom w rozwoju ich talentów. Staramy się im mądrze towarzyszyć.
Które z Waszych talentów ujawniają się przed i w czasie Świąt Bożego Narodzenia?
Julianna: – W okresie przedświątecznym wiele osób kupuje „tematyczną” literaturę. W tym czasie całą rodziną dużo pracujemy w ramach wydawnictwa. Razem z dziećmi przygotowujemy kilkadziesiąt albo i więcej paczek tygodniowo.
Kuba: – A kiedy już nadchodzą Święta, śpiewamy kolędy, często razem z rodzicami, rodzeństwem i ich rodzinami. Kochamy kolędy tradycyjne, wszystkim znane, ale sięgamy również do tych mniej popularnych, również z innych kręgów kulturowych.
fot. B. Szydłowska