Kłamstwo katyńskie mitem założycielskim PRL-u

Wychowawca | 13 kwietnia 2022

13 kwietnia 1943 r. niemieckie radio podało informację o odkryciu grobów polskich oficerów, zamordowanych przez żołnierzy radzieckich. W dwa dni później radio w Moskwie nadało komunikat, mówiący iż „oszczercy Goebbelsa rozpowszechniali podłe wymysły”.

Tzw. kłamstwo katyńskie stało się mitem założycielskim Polski „ludowej”. Przez niemal pół wieku władze PRL z nadania Moskwy robiły wszystko, aby ukryć prawdę o tej zbrodni. Na przestrzeni lat przybierało to różne formy: od początkowych prób przypisywania jej Niemcom (w okresie stalinowskim), po negację i całkowite objęcie cenzurą tego tematu, mające na celu wymazanie go ze społecznej świadomości. Im większy upływ czasu, tym łatwiejsze się to wydawało. Dorastały nowe pokolenia, które II wojnę światową znały jedynie z podręczników historii i dzieł kultury. Państwowa historiografia za sprawców największego konfliktu w dziejach, a tym samym dokonanych w jego trakcie wszystkich zbrodni, uważała jedynie Niemców i ich głównych sojuszników z państw Osi (Japonia i Włochy). ZSRS zaś stawiano jako przykład czołowego mocarstwa koalicji antyhitlerowskiej, na którym spoczywał największy ciężar walki w Europie, przemilczając całkowicie pakt Ribbentrop–Mołotow i jego skutki. Po zakończeniu działań wojennych, gdy w Polsce i w Europie Środkowo-Wschodniej pełnię władzy przejęli komuniści podporządkowani sowieckim mocodawcom, nie mogło być mowy o jakimkolwiek stawianiu sojusznika w negatywnym świetle. Stąd zdecydowane i surowe represje wobec tych, którzy w jakikolwiek sposób próbowali nagłośnić prawdziwe okoliczności i sprawców tej krwawej zbrodni na elicie II Rzeczypospolitej. Nieustannym szykanom poddawano również rodziny pomordowanych, dziennikarzy i pisarzy próbujących poruszyć lub nagłośnić zbrodnię, a ich publikacje obarczające winą ZSRS nazywano imperialistyczną propagandą, mającą obalić ustrój socjalistyczny.

Wśród pierwszych Polaków, którzy byli świadkami ekshumacji grobów katyńskich, odkrytych przez Niemców wiosną 1943 r., znaleźli się trzej pisarze: Ferdynand Goetel i Jan Emil Skiwski z Warszawy oraz Józef Mackiewicz z Wilna. Wzięli oni udział w delegacjach organizowanych przez Niemców w kwietniu i maju 1943 r. dla polskich rzeczoznawców sądowych i medycznych oraz przedstawicieli Polskiego Czerwonego Krzyża. Po wojnie wszyscy trzej zostali oskarżeni o współpracę z okupantem niemieckim (w przypadku Skiwskiego niebezpodstawnie, gdyż nie krył się ze swoimi proniemieckimi sympatiami). Punktem wspólnym oskarżenia było to, że wszyscy wyjechali do Katynia na zaproszenie niemieckie, aby tym samym upowszechniać faszystowską propagandę o „rzekomej” sowieckiej zbrodni na Polakach. Przy okazji procesu i wydawania opinii przez środowisko literackie na temat swych kolegów, zanotowano ciekawe spostrzeżenia odnośnie do reakcji polskiego społeczeństwa na ten fakt. Jeszcze w czasie wojny, po ujawnieniu prawdy o zbrodni, większość Polaków uważała ją za niemiecką propagandę przeciwko Sowietom. Jednak z czasem zaczęło się to zmieniać, zwłaszcza po komunikatach Rządu RP na Uchodźstwie. Co ciekawe, tzw. opinia społeczna różniła się pod tym względem od oficjalnych poglądów wyrażanych przez środowiska literackie, które z czasem zaczęły ulegać wprowadzanemu do wszystkich sfer życia socrealizmowi i przyjmować za wiarygodną tezę upowszechnianą przez komunistów. Ci zaś robili wszystko, aby uwiarygodnić swoją „prawdę” w oczach społeczeństwa, m.in. szukając rzekomych świadków, którzy mieli zaprzeczyć niemieckiej wersji wydarzeń, a poprzeć sowiecką. Wszystkich, którzy głosili inaczej, oskarżano o kolaborację z Niemcami. Wspomniani trzej literaci – świadkowie ekshumacji – uniknęli więzienia jedynie dlatego, że zdążyli, tuż po wojnie, opuścić Polskę. Niestety, środowiska polonijne również patrzyły na nich niechętnie, przyjmując przypisywaną im w kraju przez komunistów i sprzyjających im pisarzy postawę współpracy z Niemcami za wiarygodną. Również sam Zachód wolał uznać lansowaną przez Sowietów (również podczas procesu norymberskiego) wersję o sprawstwie niemieckim. Przynajmniej w początkowym okresie powojennym nie na rękę było przywódcom wolnego świata, członkom koalicji antyniemieckiej, przypisywanie swojemu dotychczasowemu sojusznikowi tak nikczemnej zbrodni, popełnionej bądź co bądź na innym sojuszniku, na dodatek tak ofiarnie walczącemu na niemal wszystkich frontach.

Wydawać by się mogło, że pewną zmianę polityki władz wobec tej kwestii przyniesie „odwilż” październikowa 1956 r. i nieznaczna próba uniezależnienia się PRL od ZSRS w polityce wewnętrznej. Wówczas to podczas swej wizyty w Moskwie Władysław Gomułka miał zgłosić Nikicie Chruszczowowi propozycję wskazania Józefa Stalina jako głównego decydenta mordu katyńskiego. Po latach, w swych wspomnieniach, opublikowanych przez polonijny dziennik w Izraelu (1973), a krążących wśród członków PZPR w kraju, miał on napisać: Jeszcze w 1957 roku, na jednym ze spotkań, Chruszczow sam zaproponował, żeby sprawę Katynia poruszyć publicznie i oficjalnie przyznać, kto dokonał tej zbrodni, oczywiście zwalając wszystko na Stalina. »Jemu i tak wszystko jedno – powiedział wtedy z humorem – jego konto już tak obciążono zbrodniami, że on zniesie jeszcze i to, i nie zrobi mu to różnicy. I tak wszyscy wiedzą, kto to zrobił, a ponieważ my nie chcemy oficjalnie tego przyznać, więc nasze konto jest obciążone«. Właściwie miał rację i żałuję, że wtedy nie poszedłem za jego sugestią. Wtedy nie chciałem, ponieważ w swoim czasie, bezpośrednio po wojnie, bardzo zdecydowanie obciążyłem Niemców tą zbrodnią i zaangażowałem w tym swój osobisty autorytet. (…) Powtarzam, że dziś żałuję, że jednak tego wówczas nie zrobiłem, nie rozumiałem wtedy, że mój autorytet byłby na tym zyskał, gdybym w odpowiedniej formie (…) powiedział prawdę o Katyniu” – cyt. za: K. Łagojda, Chruszczow i Gomułka rozmawiają o Katyniu, „Pamięć.pl” nr 4/2016, s. 29.

Były I sekretarz PZPR wyparł się jednak treści powyższej broszury, nazywając ją „spreparowanym paszkwilem”, a później wielokrotnie próbował jeszcze obarczyć jej autorstwem swoich partyjnych przeciwników, którzy odsunęli go od władzy. Od tej pory oficjalną wykładnią postępowania w „sprawie katyńskiej” było milczenie, czyli udawanie, jakby temat ten w ogóle nie istniał. Cenzura państwowa miała już nie tyle nie dopuszczać do obarczania tą zbrodnią Sowietów i zrzucania sprawstwa na Niemców, co w ogóle do pojawiania się słowa Katyń w środkach masowego przekazu (obok prasy i radia, teraz także w telewizji). Hasło to zostało również usunięte z encyklopedii.

W tym czasie rzetelne informacje o zbrodni katyńskiej społeczeństwo uzyskiwało najczęściej z zagranicznych audycji radiowych BBC, Radia Wolna Europa czy Głosu Ameryki. Ceną za ich rozpowszechnianie były jednak aresztowania, zwolnienia z pracy, czy nękanie przez funkcjonariuszy UB.

Mimo prób usunięcia przez władze tej kwestii ze świadomości społecznej, nadal pojawiały się hasła i wezwania do ujawnienia prawdy. Szczególnym miejscem gdzie upominano się o ofiary zbrodni, były warszawskie Powązki. To tam w 1959 r., w pobliżu Alei Zasłużonych, został przygotowany symboliczny grób ku czci wymordowanych polskich oficerów. Służba Bezpieczeństwa w związku z tym założyła nawet sprawę agenturalno-śledczą o kryptonimie „Powązki”. Esbecy zatrzymali Jerzego Kosmana, który w obecności świadków użył sformułowania, że sprawcą mordu oficerów w Katyniu był Stalin. Został za to następnie skazany na rok więzienia.

Lata siedemdziesiąte i przypadający na nie okres „propagandy sukcesu” ekipy Edwarda Gierka niczego w sprawie Katynia nie zmieniły. Nadal obowiązywały wytyczne dla cenzorów, nakazujące milczenie.

Wraz z powstaniem, w drugiej połowie dekady, zorganizowanej opozycji demokratycznej, podjęta została przez jej przedstawicieli walka przeciwko kłamstwu katyńskiemu. Powstało wiele inicjatyw, mających na celu przywrócenie i odkłamanie pamięci o zbrodni oraz dotarcie z prawdą do jak najszerszych kręgów społecznych, w tym młodzieży, która poznawała zakłamaną i ocenzurowaną historię w szkołach.

Najbardziej chyba dramatycznym protestem przeciwko kłamstwu katyńskiemu był akt samospalenia, dokonany na Rynku Głównym w Krakowie 21 marca 1980 przez 76-letniego weterana AK, Walentego Badylaka. Władze za wszelką cenę starały się nie dopuścić do rozpowszechnienia tej informacji, zwłaszcza że wydarzenie miało miejsce w przeddzień kolejnych wyborów do Sejmu PRL.

Lata osiemdziesiąte i powstanie „Solidarności” przyspieszyły i zintensyfikowały proces ujawniania i upowszechniania prawdy o zbrodni katyńskiej. Choć wytyczne władz odnośnie do traktowania tej sprawy nie zmieniły się, to jednak upadający powoli ustrój i zorganizowany opór społeczeństwa nie były w stanie powstrzymać działań cenzury i bezpieki.

W kwietniu 1981 r., miesiącu pamięci narodowej, niemal w całym kraju odbywały się imprezy, akademie, spotkania, prelekcje poświęcone tematyce katyńskiej. Drukowano ulotki, broszury, plakaty, znaczki pocztowe upamiętniające tragiczne wydarzenia. 6 grudnia 1981 r. Obywatelski Komitet Budowy Pomnika Ofiar Zbrodni Katyńskiej wmurował akt erekcyjny nowego pomnika, jednak jego budowę uniemożliwiło wprowadzenie stanu wojennego. Badaniem zbrodni katyńskiej zajmowała się kierowana przez Jerzego Łojka Pracownia Historii Współczesnej, działająca w ramach Ośrodka Badań Społecznych przy „Solidarności” Regionu Mazowsze. Sprawę Katynia poruszały niektóre pisma związkowe oraz pisma NZS. Ukazało się wiele książek, wydawanych wcześniej w wydawnictwach niezależnych lub na Zachodzie.

Po wprowadzeniu stanu wojennego materiały dotyczące Katynia były konfiskowane. Zbrodnia katyńska stała się tematem szeregu tekstów w wydawnictwach podziemnych. W kolejne rocznice zbrodni katyńskiej poczty podziemne wydawały znaczki jej poświęcone. Do końca dekady opozycja kontynuowała akcje ulotkowe, wiedzę o Katyniu popularyzowano podczas prelekcji w kościołach, w prywatnych domach, na obozach harcerskich, pielgrzymkach i w ośrodkach odosobnienia podczas internowania. Sprawa Katynia była wielokrotnie podnoszona podczas manifestacji w miejscach pamięci narodowej oraz manifestacji ulicznych. Na fali dokonującej się liberalizacji reżimu komunistycznego w ZSRS i w Polsce, od września 1988 r. zaczęły powstawać nierejestrowane stowarzyszenia Rodzin Katyńskich, m.in. w Warszawie pod egidą ks. Niedzielaka, nazywanego ostatnią ofiarą Katynia (został zamordowany w niewyjaśnionych okolicznościach w nocy z 20 na 21 stycznia 1989 r.). W 1989 r. powstał Niezależny Komitet Badania Zbrodni Katyńskiej. Mimo to, jeszcze u schyłku dekady GUKPPiW cenzurował nekrologi zamieszczane przez rodziny w prasie.

Na fali przemian w ZSRS, wprowadzanych przez Michaiła Gorbaczowa, zmieniała się powoli również postawa polskich władz, do których docierała świadomość, że dalsze uporczywe podtrzymywanie kłamstwa katyńskiego działa na ich niekorzyść. Generał Wojciech Jaruzelski zaczął więc przekonywać Gorbaczowa do konieczności ujawnienia chronionych dotychczas tajemnicą państwową rzeczywistych okoliczności zbrodni katyńskiej. W 1987 r. powołano wspólną polsko-sowiecką komisję historyków partyjnych, mających zająć się wyjaśnieniem kwestii mordu na Polakach. W końcowym okresie działalności komisja utworzyła podkomisje do zbadania losów polskich jeńców wojennych, jednak przy kwestiach ustaleniu czasu dokonania zbrodni i jej sprawców, obie strony komisji doszły do odmiennych wniosków. Wiosną 1989 r. polscy członkowie komisji przygotowali ekspertyzę, w której wykazali kłamliwość komunikatu komisji Burdenki. Zbiegło się to w czasie z decyzją władz PRL, które w oficjalnych oświadczeniach dopuściły możliwość popełnienia zbrodni przez NKWD. Od drugiej połowy 1989 r. o Katyniu można już było – przynajmniej teoretycznie – pisać bez żadnych ograniczeń. Jednakże mimo stworzenia rządu przez solidarnościowego premiera, nadal zdarzały się ingerencje cenzury, a nawet – co gorsza – autocenzury, ze strony nowych władz. Jak podaje Sebastian Ligarski, pierwszy „solidarnościowy” prezes Radiokomitetu Andrzej Drawicz był tak oto instruowany przez Tadeusza Mazowieckiego, po jego wizycie w ZSRS: Zwrócić uwagę, zwłaszcza w »Dzienniku Telewizyjnym«, na to, żeby pewien język, który tam jest traktowany uraźliwie, nie był przez nas stosowany. Tu przykładem dla mnie jest określenie w stosunku do Katynia – zbrodnie sowieckie. Wczoraj takie określenie padło w »Dzienniku«. Oni są bardzo wyczuleni na to. Jeżeli powiemy zbrodnie stalinowskie, to jest to co innego, niż [jak] powiemy zbrodnie sowieckie, co odnosi się od razu do całego systemu” – S. Ligarski, op. cit.

Ostateczny kres tego typu zachowaniom położyło zlikwidowanie urzędu cenzury w kwietniu 1990 r. oraz zbiegające się z tym w czasie przyznanie się przez ówczesne władze sowieckie do odpowiedzialności przez ZSRS za mord katyński wiosną 1940 r. – 13 kwietnia. Przebywający w tym czasie w ZSRS prezydent RP Wojciech Jaruzelski otrzymał kilkaset stron kopii dokumentów dotyczących obozów jenieckich w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie.

dr Mateusz Marek – Naczelnik Wydziału Projektów Edukacyjnych, Biuro Edukacji Narodowej IPN ​​​​

Artykuł w pełnej wersji znajdą Państwo na stronie www.katyn.ipn.gov.pl/kat/histori/klamstwo/po-wojnie/12132,W-PRL-u-Czarna-Ksiega-cenzury.html. Jest częścią bogatych materiałów portalu: https://katyn.ipn.gov.pl

Dziękujemy Instytutowi Pamięci Narodowej za udostępnienie artykułu.

fot. wikipedia oraz  IPN