Usłyszeć na czas…

Wychowawca | 2 listopada 2021

To nie zaczęło się nagle. Widzieliśmy wcześniej, że coś się dzieje. Delikatne sygnały, które zaczęły nas niepokoić.

Straciła apetyt, mogła godzinę jeść śniadanie, albo nie jeść wcale. Spała w ciągu dnia, albo leżała w łóżku i nie chciała wstać. Wieczorem nie mogła zasnąć, budziła się w nocy i nie spała kilka godzin. Z jednej strony martwiliśmy się tym, z drugiej uznawaliśmy, że dorastanie to dziwny czas. Nie wiedzieliśmy, jak jej pomóc, a ona czuła się coraz gorzej. Przestała czytać książki i coraz rzadziej wychodziła z domu. Trudno było ją namówić do zwykłych rodzinnych wyjazdów, a nawet spacerów. Zaczęła się bać różnych sytuacji. Zamykała się w pokoju, niechętnie go opuszczała. Przestała dbać o siebie, nie wiem czy w ogóle myła się w tamtym czasie. Zdarzały się lepsze dni, próbowała wtedy ładnie się ubrać, ale potem zwykle była bardzo zmęczona. Nie mogła się uczyć, jej koncentracja bardzo się pogorszyła. Nie odbierała telefonów, sama przestała odzywać się do ludzi. Czuliśmy, że jest coraz gorzej. Nie prosiliśmy jej o żadne prace w domu, wiedzieliśmy, że nie ma siły.

Pewnego dnia próbowałam zawieźć ją na angielski, który wcześniej był dla niej bardzo ważny, nie chciała wstać z łóżka. Z dużym trudem namówiłam ją i pomogłam się ubrać. Wyszła z domu, ale przewróciła się przy samochodzie i nie wsiadła do niego, mówiła, że nie ma siły żyć.

Przestała się śmiać, była smutna. To nie był zwykły smutek, to był taki rodzaj smutku, który odbiera siły nie tylko osobie, która się smuci, ale wszystkim, którzy są blisko.

Przestaliśmy zapraszać gości. Każda wizyta była dla niej obciążeniem i ogromnym wyzwaniem. Chcieliśmy ją chronić przed tym trudem, ale to też nie pomagało. Czuliśmy się bezradni, bezsilni i bardzo osamotnieni w tym bólu. Słyszeliśmy pytania: Ale co się dzieje? Dlaczego ona się tak zachowuje? Co się stało?

Te pytania nie pomagały. Te pytania zadawały ból. Potrzebowaliśmy zrozumienia i słów: gdybyście czegoś potrzebowali dajcie znać. Jesteśmy z wami. Chciałam usłyszeć: Widzę jak ci trudno, widzę jak bardzo jesteś zmęczona i wyczerpana, napijmy się kawy, pogadajmy.

Pragnieniem każdego rodzica jest widzieć swoje dziecko, jak dorasta i jest szczęśliwe. Dziecko, które oddycha pełną piersią i cieszy się życiem. Dostało miłość i wszystko, co tylko mogą dać rodzice dziecku, które kochają. Widok pogrążonego w smutku dziecka jest rozdzierający.

Trudno wytłumaczyć rodzeństwu, co się dzieje z siostrą, dlaczego nie wychodzi z pokoju, dlaczego się zamyka, dlaczego nie chce otworzyć drzwi i wstać z łóżka… Dlaczego płacze.

Mamo dlaczego jest smutno w domu? – pytały młodsze dzieci.

Ona traciła siły, my razem z nią. Wszyscy zaczęliśmy chorować na ten dziwny smutek.

Słowo depresja nie przechodziło mi przez gardło. Wiedziałam, że to może być to, ale jednocześnie nie mogłam uwierzyć, że moja cudowna córka, zawsze radosna i pomocna, zaangażowana i taka otwarta na świat… może zachorować na… smutek.

Jak będzie wyglądało jej życie, czy będzie kiedyś inaczej? Czy już do końca życia będziemy musieli ją tak wspierać? Czy ona kiedyś odzyska radość? Czy będzie samodzielna? Dlaczego zachorowała? Dlaczego? Co zrobiłam nie tak, czego zabrakło? Czego jej brakuje, że nie chce żyć? Przecież ma wszystko. Ma nas. Jesteśmy dobrą rodziną, bardzo się staramy, kochamy ją. Dlaczego nam to robi?

Ból rozdzierał moje serce. Wyłam do poduszki. Bycie blisko kochanej osoby, która mówi: nie chcę żyć, wolałabym zniknąć, wolałabym żeby mnie nie było… to ogromne cierpienie. Ból rodzica momentami jest nie do zniesienia. Nie wiem jakim cudem przetrwaliśmy ten czas.

Dużo się mówi o tym, jak wspierać osoby w depresji, mało o tym, że bliscy też są w bardzo trudnej emocjonalnie sytuacji.

Wiem, nie mam co narzekać, to nie ja mam depresję. To prawda. Serce jednak nie pyta o prawdę, serce po prostu krwawi… Lęk, że podejmie próbę samobójczą nie opuszczał mnie ani na chwilę. Pilnowaliśmy jej na zmianę. Cały czas ktoś był. Pojawiły się ataki paniki. Przerażający widok dziecka, które nie radzi sobie z tym, co się z nim dzieje. Dziecka, które próbuje się uderzać, żeby odzyskać kontrolę nad swoim ciałem. Dziecko, które osuwa się bo traci siły i nie może ustać na własnych nogach… To wszystko jest ogromną próbą. Pomagała mi wiedza, że to trzeba przetrwać, że atak paniki nie trwa długo, że minie. Tak bardzo się o nią bałam. Wylałam wiele łez. Były łzy bezradności, bezsilności, łzy bólu i łzy… złości.

Pamiętam wszystkie nasze próby pomocy. Nasze niewłaściwe słowa, bo jakie są właściwe? Nasze gesty i nasze zatroskane oczy.

Czasem pomagało, kiedy kładłam się obok niej i po prostu przytulałam, mówiłam, że ją kocham i że damy radę, że będzie dobrze. Przełykałam łzy. Nauczyłam się, że aby jej pomóc muszę zadbać o siebie. Muszę jeść i spać. Muszę czasem się z kimś spotkać i porozmawiać. Mogę płakać, ale nie przy niej. Mój ból potrzebował ukojenia przez innego dorosłego. Dużym wsparciem był mój mąż i przyjaciółka.

Lepsze dni dawały nadzieję. Te chwile, kiedy udało nam się namówić ją na zakupy, i ten sok, i to ciastko w kawiarni. Te lepsze dni, kiedy przytuleni oglądaliśmy film całą rodziną. Te lepsze dni, kiedy próbowaliśmy przyjąć ten trud i nie walczyć – i jednocześnie nie poddawać się. Przyjąć dzień jak dar ze wszystkim, co się w nim wydarzy.

Przytuliłam smutek mojej córki i zapytałam, co chce mi powiedzieć? Ten smutek mówił o tęsknocie, o zranionej miłości, o braku akceptacji siebie, o strachu przed życiem i przed tym, co się nazywa dorosłością. Byłam blisko. Słuchałam. Nie dyskutowałam. Nie tłumaczyłam. Nauczyłam się słuchać i czekać. Każda próba tłumaczenia kończyła się kłótnią. Krzykiem niezrozumienia. Dlatego postanowiłam wysłuchać, by usłyszeć na czas.

Przyszedł dzień, w którym dostała diagnozę, potem leki i terapię. Bardzo powoli zaczęła odzyskiwać chęć do życia. Minęły ataki paniki. Pozostała obawa, że ten stan może wrócić. Staramy się tak nie myśleć, cieszyć i dziękować każdego dnia, ale ten lęk od czasu do czasu się odzywa.

Teraz jest już dorosła. Samodzielna. Wyprowadziła się i studiuje. Kiedy jest w domu, jest bardzo wesoło, śmieje się z dowcipów ojca, przytula się do mnie i mówi, że nas kocha. Ma w sobie nową siłę. Obecnie nie bierze już leków, ale co jakiś czas potrzebuje wsparcia i rozmowy z terapeutą. Zwykle wtedy, kiedy jest dużo stresu i napięć.

Usłyszeliśmy na czas.

Depresja mojej córki to był najtrudniejszy okres w naszym życiu. Jednocześnie wiem, że to doświadczenie bardzo nas zmieniło. Wiele się nauczyliśmy. Śmiejemy się z małych problemów, bo wiemy, że one nic nie znaczą wobec tego, co już za nami. Przetrwaliśmy burzę, bo nie byliśmy w niej sami. Jesteśmy razem, jesteśmy poranieni przez tę dziwną chorobę i jednocześnie wiemy, że jest Ktoś kto każdego dnia w te rany wlewa swoją miłość.

Monika, mama Ani

Czytając powyższe świadectwo warto zwrócić uwagę na dwa aspekty tak trudnej sytuacji. Pierwsze symptomy choroby i bezradność rodziców.

Pierwsze sygnały mogą być dla rodzica informacją, że coś trzeba zrobić. To jest jak wołanie: nie daję rady, potrzebuję waszej pomocy. Praca, mnogość spraw i zajęć, zmęczenie i oczekiwanie, że dziecko jest już na tyle duże, że może zająć się sobą, mogą przysłonić nam to, co ważne.

Nasze wymagania wobec dziecka rosną wraz z jego wiekiem. Tymczasem młodzi ludzie często są mało odporni na stres i nie wytrzymują presji. Zaczynamy się złościć na dziecko, które nie spełnia naszych oczekiwań, dziecko zamyka się w sobie i coraz trudniej nam do niego dotrzeć. Rozmowy nie przynoszą już żadnych efektów, albo raczej zniechęcają nastolatka do kontaktu. Można mówić, pytać, ale nie słuchać. Bo słuchanie to sztuka. Słuchać uchem empatii, nie oceny. Tylko jak to zrobić? Kiedy w pokoju mojego dziecka piętrzy się bałagan, a ono nie wstaje z łóżka i nie chce iść do szkoły? Mam przytulić? To jest naprawdę bardzo trudne. Słyszę rodziców, którzy mówią: „nie wymagam dużo, tylko żeby był jaki taki porządek w pokoju i szkoła. Tyle, nic więcej”. Ktoś mówi: okaż empatię. To jest ta chwila, w której rodzic może się zdenerwować. Dlatego zawsze zaczynam od: okaż empatię sobie, znajdź kogoś, komu powiesz o swojej złości na tę sytuację, na dziecko, na życie. Potem dasz radę okazać empatię dziecku. Uniesiesz ten trud. Potrzebny jest czas i pomoc specjalisty. Czasem konieczna też farmakoterapia.

Brak wiedzy na temat depresji sprawia, że nie potrafimy szybko zareagować lub reagujemy niewłaściwie. Niezwykle istotne jest wsparcie nie tylko dziecka, ale całej rodziny.

Kilka ważnych myśli, które mogą być pomocne

1. Rodzicu, jeśli Twoje dziecko zmaga się z depresją, pamiętaj, aby zadbać również o siebie. Poszukaj kogoś z kim będziesz mógł/mogła porozmawiać o tym, co jest trudne. Śpij i odżywiaj się. Potrzebujesz sił. Bez zadbania o siebie nie masz szans, żeby wesprzeć dziecko.

2. To nie jest twoja wina, to nie jest twój błąd w wychowaniu dziecka. Nie obarczaj się. Poczucie winy nie pomaga. Zamartwianie się też nie działa. Powiedz stop martwieniu się. Przekieruj swoje myśli na działanie. Zadaj sobie pytanie: co mogę zrobić? Nie zajmuj się przeszłością. Jesteś tu i teraz. Robiłaś/eś wszystko, co w twojej mocy, żeby dobrze wychować swoje dziecko. Depresja to choroba, która po prostu przychodzi, czasem znienacka.

3. Odpuść coś. W tym czasie nie ma możliwości, by wszystko było na najwyższy połysk. Nie warto spalać swojej energii na drobiazgi. Daj sobie przyzwolenie, że będzie troszkę inaczej. Pozwól sobie na niedoskonałość, bo presja na bycie wspaniałym rodzicem może być nie do zniesienia. Bądź wystarczająco dobrym rodzicem.

4. Nie zawsze da się rozmawiać, nie zawsze są odpowiednie słowa, nie zawsze jest siła, żeby coś wyjaśniać, nie zawsze te wyjaśnienia są potrzebne. Czasem milczenie i bliskość to jest to, czego potrzebuje twoje dziecko.

5. Bądź blisko fizycznie. Przytulaj, jeśli nastolatek na to pozwala, obejmuj i mów, że kochasz. Dotyk i przytulenie działa lecząco i na ciebie, i na Twoje dziecko. Po prostu przytul swoje poranione dziecko.

6. Nie pytaj zbyt często, jak się czuje, bo usłyszysz „źle”. Zadaj raczej pytanie: Co dziś robiłaś? Co chcesz zjeść? Na co masz ochotę? Zauważaj małe rzeczy: „Widzę że wstałaś, cieszę się”. Małe rzeczy dla Ciebie, są prawdopodobnie wyzwaniem dla twojego dziecka. Zrobienie sobie kanapki, czasem samo jedzenie jest już wysiłkiem. Nie wyręczaj we wszystkim, ale dostrzegaj małe sukcesy. Uważaj na błędne koło. Osoba z depresją może czuć się tak słaba, że przestanie wykonywać różne czynności, jeśli dostanie zbyt duże wsparcie, może nie podejmować prób. To jest trudne. Ile wspierać, a kiedy czekać? Każdy musi sam poszukać tej równowagi, uważnie obserwując swoje dziecko.

7. Wiem, że to trudne. Wiem, że możesz mieć w sobie dużo złości na tę sytuację i na dziecko, które ma depresję. Wiem. Jeśli jednak twoje dziecko otrzyma odpowiednią pomoc, to wyzdrowieje. Wytrwaj. Ta burza minie. Wróci radość i śmiech.

Magdalena Sabik

terapeuta TSR w trakcie certyfikacji, pedagog specjalny, certyfikowany edukator Szkoły dla Rodziców i Wychowawców oraz Pozytywnej Dyscypliny

fot. unsplash.com