Usłyszeli, że u nas dostaną jeść…
Wychowawca | 1 lutego 2021Nata i jego dwóch starszych braci przyszli pod stołówkę w Mampikony, gdzie polscy misjonarze codziennie karmią 500 dzieci. Byli brudni, zmęczeni i głodni. Ich tata nie żyje. Nie mają nic: ani pola, ani domu. Często śpią pod drzewem mangowca w okolicy pola, na którym mamie akurat udało się znaleźć pracę. Dwoje starszych chłopców pracuje z mamą. Usłyszeli, że u nas dzieci dostają jeść – mówi o. Dariusz Marut. – Przyszli.
Życie nie rozpieszcza tu nikogo. W regionie 30 proc. dzieci cierpi na wszystkie typy niedożywienia. Wtedy śmierć z powodu biegunki, malarii, duru brzusznego, chorób pasożytniczych to kwestia kilku dni. Ludzie zarabiają i żyją z dnia na dzień, bez stałej pracy, ubezpieczenia czy emerytur. Tutaj wstaje się już o 3 rano, by pójść po wodę, narąbać drewna i rozpalić ogień. Potem na pole, kiedy jest jeszcze w miarę chłodno, a upał nie pali wszystkiego.
Dzieci pracują w kamieniołomach
Praca dzieci nikogo tutaj nie dziwi, stała się prawie normą. U nas mnóstwo dzieci nie idzie do szkoły – mówi o. Dariusz Marut. – Zamiast wziąć tornister i iść się uczyć, 10-latek idzie pielić ryż, stojąc do kolan w błocie.
W dużych miastach dzieci często pracują na śmietnikach, zbierając metal i butelki. W Mampikony wykonują inne prace: zbierają i rąbią drewno na opał, noszą wodę, pracują przy uprawie ryżu, cebuli i kukurydzy. Dziewczynki piorą odzież nad rzeką, a wielu 7-latków pracuje przy wypasie bydła. Dzieci pracują też w kamieniołomach i kopalniach. Dostają w przeliczeniu 1 zł dziennie, a nieraz pracują tylko za jedzenie.
Skrajna bieda w epidemii
Szczególnie teraz, po izolacji w pandemii, sytuacja stała się krytyczna. Wiele rodzin popadło w skrajne ubóstwo, nie mając ani pracy, ani zapasów, ani perspektyw. Gdy dzieci chorowały, nie było za co ich ratować. Większość nie miała aktu urodzenia, świat więc nawet o nich nie wiedział. Odchodziły w ciszy i w beznadziei, zapomniane.
Komu pomożemy?
Wobec pogłębiającego się ubóstwa wskutek powodzi i epidemii, na północy Madagaskaru konieczne jest kontynuowanie projektów dożywiania najuboższych dzieci – a nawet ich rozszerzenie. Projekt obejmuje w tym roku dzieci z kilku ośrodków, prowadzonych przez ojców duchaczy – misjonarzy z Polski: w Mampikony (dom dziecka i dwie stołówki dla 692 dzieci), w stołówkach we wsiach: Tsimijaly, Andongona, Andilambe (311 dzieci), w Mahajanga (szkoła dla 155 dzieci) i w stolicy (stołówka, centrum dzieci ulicy – 350 dzieci). Na dzienne dożywianie jednego dziecka potrzebne jest 2,90 zł (koszt ryżu, warzyw, mięsa, owoców, drewna na opał i wynagrodzenia dla pracowników). Dzieci objęte pomocą mieszkają w domach, a posiłki jedzą w przerwie między lekcjami. Dla wielu to jedyny posiłek w ciągu dnia. Najbiedniejszym przekazywana jest żywność do domu.
Katarzyna Urban
Bardzo często bolały mnie ręce, bardzo bolały – wspomina Jean de Dieu.
Jean de Dieu ma 14 lat, a jest dopiero w czwartej klasie podstawówki. Chłopiec nauczył się liczyć nie w szkole, ale w kamieniołomach. Wraz z rodzicami i młodszym bratem tłukli od rana do wieczora kamienie. Za potłuczenie dużego pojemnika otrzymywali 20 groszy. – Bardzo często bolały mnie ręce, bardzo bolały – wspomina chłopiec. – Młotek jest ciężki i owijałem szmatą rękę, bo robiły się bąble lub ścierała się skóra. Musiałem też uważać na odpryski, które wpadały do oczu. Najgorzej było, jak ktoś się zranił i potem długo nie mógł pracować. Wtedy gotował ryż dla innych. W tym roku zmarł tato chłopca. Jean de Dieu rozważał porzucenie nauki i powrót do pracy. Na szczęście, dzięki pomocy żywnościowej nie musi pracować, ale może spokojnie się uczyć w szkole.
Roxelle mieszka w Andilambe. Chłopiec ukończył pierwszą klasę i przerwał naukę z powodu biedy w epidemii. Przez ostatnie miesiące pracował z rodzicami na polu ryżowym, patrząc jak rówieśnicy idą w tym czasie do szkoły.
Mama Sylvii jest wdową. Nie posiada własnego pola, wiec najmuje się do pracy przy uprawie ryżu. Zarabia 2 zł dziennie i często nie wystarcza to na podstawowe wyżywienie, nie mówiąc już o edukacji dwójki dzieci. Bez pomocy Polskiej Fundacji dla Afryki Sylvia nie miałaby szans na naukę, choć było to jej wielkim marzeniem. Drugim marzeniem są okulary słoneczne, które widziała kiedyś na filmie.
ZAMÓW MAGNES – CEGIEŁKĘ
Żeby zebrać środki na dożywianie głodnych dzieci, rozprowadzamy magnesy na lodówkę – cegiełki. Cały dochód z ich sprzedaży przeznaczymy na pomoc dzieciom i pomoc Afryce. Na magnesie widoczna jest Marie z Andilambe na Madagaskarze. Jej mama zmarła po porodzie i tata został sam z szóstką dzieci. Dziewczynka dzięki pomocy z Polski poszła do szkoły, gdzie też dostaje jeść. Cegiełkę (magnes na lodówkę) w cenie 17 zł (wraz z przesyłką) można zamówić telefonicznie (12 357 62 00, 12 357 65 26, poniedziałek–piątek od 8.00 do 18.00), e-mailem (cegielki@pomocafryce.pl) lub pocztą (Polska Fundacja dla Afryki, ul. Krowoderska 24/3, 31-142 Kraków).
ILE TO KOSZTUJE?
Dożywianie przez cały rok 1508 dzieci to koszt 405 470 zł. W tym m.in.: 10 kg warzyw – 30 zł; worek 60 kg ryżu – 130 zł; 2,5 tony węgla – 1000 zł.
JEŚLI CHCESZ URATOWAĆ GŁODNE DZIECI, A NIE CHCESZ ZAMAWIAĆ MAGNESU, WPŁAĆ DAR SERCA JESZCZE DZISIAJ.
POLSKA FUNDACJA DLA AFRYKI. Pomoc, która działa.
Celem Fundacji jest ochrona zdrowia mieszkańców Afryki oraz poprawa warunków ich życia. Fundacja do tej pory wsparła ponad 200 projektów charytatywnych w Afryce.
ul. Krowoderska 24/3, 31-142 Kraków.
Bank Pekao SA 52 1240 4533 1111 0010 4502 9775 wpisz w tytule przelewu:
„Darowizna – pomoc dla Afryki”
lub wejdź na stronę www.pomocafryce.pl dowiedz się więcej i wpłać przez internet.
KRS: 0000415325, REGON:122539954, NIP: 6762454487
tel. 12 357 65 26 w godz. 8–16