To nie jest praca, to styl życia
Wychowawca | 1 lutego 2021To nie jest praca, to styl życia
Z dr. hab. inż. Maciejem Maneckim, profesorem geologii w AGH, pasjonatem kształcenia i aktywnym badaczem polarnym, rozmawia Karolina Jasińska, studentka psychologii UJ.
Panie Profesorze, skąd się wziął pomysł badania Arktyki?
Jestem badaczem polarnym i uprawiam od ponad 35 lat polarystykę, czyli działalność naukową w rejonach polarnych. Pomysł powstał jeszcze w czasie moich studiów. Grupa studentów, podczas spotkania Studenckiego Koła Naukowego Geologów, postanowiła podjąć próbę zorganizowania wyjazdu na Spitsbergen. Wiedzieliśmy, że jest to możliwe, bo jeden z nas, Adam Kieres, był już na Spitsbergenie. On też z grubsza się orientował, co i jak trzeba zrobić, żeby na taką wyprawę, w tamtych trudnych czasach, wyjechać. Jesienią 1982 roku zaczęliśmy, w grupie siedmiu studentów trzeciego roku geologii na AGH, działania organizacyjne. Przygotowania trwały prawie rok. Robiliśmy to pod egidą studenckiego koła naukowego, a wówczas rektorem AGH był geolog, więc udało nam się uprosić jakieś wsparcie. Mieliśmy też pewną pomoc od firm geologicznych w Polsce. To były czasy, kiedy nie finanse były problemem, tylko sprawy organizacyjne. Choćby taka najprostsza rzecz jak jedzenie, bo żywność była na kartki.
Zatem na Arktykę jeździ Pan już od 35 lat?
Te badania prowadzę od 35 lat w kilkuletnich cyklach, nie co rok. Dany temat badawczy realizujemy zwykle grupą przez kilka lat. Potem jest przerwa. Czynimy zabiegi dla pozyskania kolejnych funduszy i dla opracowania nowego, ciekawego projektu badawczego. Cechą charakterystyczną tych projektów i cykli wyjazdów jest to, że zawsze uczestniczą w nich studenci. Jest to zarówno działalność badawcza, jak i kształcąca, dydaktyczna. Wyjazdy te kończą się pracami inżynierskimi, magisterskimi i doktorskimi.
Ile osób bierze udział w takiej wyprawie?
Liczna osób jest ograniczona zwykle potrzebami logistycznymi – nie może pojechać zbyt mała grupa, bo nie damy sobie rady fizycznie z przeniesieniem sprzętu i ogarnięciem tego wszystkiego. Nie może pojechać też zbyt duża liczba osób, bo nie da się w terenie rozbić obozu namiotowego dla 30–40 osób. Dlatego najczęściej wyprawy są 5–8-osobowe.
Jak wygląda praca badacza polarnego?
Przede wszystkim przed wyjazdem wnikliwie studiujemy mapy geograficzne i geologiczne tych okolic, w których chcemy działać latem. Po to, aby wybrać dokładnie i zaplanować, w które miejsca musimy się wybrać aby rozwiązać postawione problemy. Podczas wypraw pobieramy próbki skał, zazwyczaj wielkości pięści, opisujemy je, pakujmy i wysyłamy do Polski. Dużo trzeba przygotować w kraju i zaplanować, żeby później, w terenie, nie popełniać błędów. Jeśli rano wychodzimy z namiotów i mamy perspektywę 12–14 godzin marszu po górach, byłoby głupio, gdybym poprowadził całą grupę w miejsce, gdzie nie da się pobrać próbek.
Ta treść jest zablokowana
Wykup prenumeratę z dostępem do wersji elektronicznej.
zdjęcie: z archiwum prof. M. Maneckiego