Bardziej, prawdziwiej
Wychowawca | 1 grudnia 2020
Nigdy nie myślałem, że będę tatą. Myśl o ojcostwie przerażała mnie. Dzieci nauczyły mnie, że nie wszystko zależy ode mnie. I całe szczęście – to nie ja jestem Panem Bogiem. Dzięki nim i oczywiście żonie żyję bardziej, intensywniej, prawdziwiej. Robię dużo rzeczy naprawdę potrzebnych. Nie ma nudy, bo zawsze są małe potrzeby do spełnienia… Gdybym był sam, byłbym zupełnie innym człowiekiem.
Wielodzietność to Boża łaska. To odwaga owocowania. Owoce te są egzotyczne i niedojrzałe. Nie wiem, jaki będą miały smak. Naszym obowiązkiem jest zapewnić im warunki, aby dojrzały. Reszta nie zależy od nas. Wielodzietność to coś, co ubogaca mnie i … sprzedawców naczyń, które tłuką się częściej niż w mniejszych rodzinach.
Paweł Bołtuć
Już jako nastolatka marzyłam o gromadce dzieci, pięknym domu z ogromnym ogrodem i Mężczyźnie Mego Życia… Dziś wiem, że marzenia się spełniają. Wielodzietność to dla mnie codzienność z „dokręconą na maksa śrubą”, to ciągła praca w szkodliwych warunkach. I choć pozornie wydaje mi się czasem, że mnie już zupełnie nie ma, bo jest tylko mama, żona, kucharka, nauczycielka, to potem odkrywam, że to nadal ja, tylko o wiele bogatsza niż mogłam sobie wyobrazić. A jeśli chodzi o Mężczyznę, to to zdanie mówi wszystko: „A mnie się tak złożyło, że jestem przy Tobie i doprawdy nie widzę w tym nic zwyczajnego”.
Marta Bołtuć
zdjęcie: Monika Moryń, projekt Wielodzietni